[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Keefe odchrząknął zakłopotany i zaproponował: - Trzymajmy się suchych faktów i wróćmy do meritum sprawy. - Może powinniśmy odłożyć tę rozmowę na pózniej? - wtrąciła Maud. - Chodzi o to... - Dobrze wiem, o co ci chodzi - przerwał jej Seymour. - Tylko że ja muszę wiedzieć, czy mam adwokata, czy nie. Holt zrobił gest, jakby umywał ręce. - To będzie najmądrzejsza decyzja. - Czy to znaczy, że odmawiasz? - chciał się upewnić Seymour. - Tego nie powiedziałem. - To jaka jest właściwie twoja decyzja? - zapyta ła Maud i natychmiast pożałowała, że nie ugryzła się w język. Nie powinna się wtrącać, to była sprawa między ojcem a synem. Jednak z drugiej strony konsekwencje decyzji Holta będą miały wpływ także i na jej życie. Jeśli Seymour pójdzie do więzienia, Jonah będzie wychowywał się bez ojca. - Powiedz wyraznie, czy zgodzisz się reprezentować ojca - za żądała. - Dobrze powiedziane, Maud - mruknął Sey mour, nie patrząc na nią. - A więc, synu, czy mogę na ciebie liczyć? - Na razie tak. - Takie zapewnienie mi nie wystarcza - zdenerwo wał się Seymour. - Jeśli wystawisz mnie do wiatru... - Nie kończ tego zdania, bo gorzko pożałujesz - cicho przerwał mu Holt. Seymour posłusznie zamilkł, ale nie spuszczał wzroku z syna. Ależ paskudna sytuacja, pomyślała Maud, nerwowo skubiąc dolną wargę. Cokolwiek między nimi zaszło, musiało być o wiele gorsze, niż przypuszczała. Tym bardziej należało się zastanowić, dlaczego Holt zjawił się na wezwanie ojca. - A więc czy możemy na ciebie liczyć? - spytał Keefe, próbując wyjaśnić sytuację. - Proszę - odezwał się błagalnie Seymour. Zdziwiona Maud przyjrzała mu się uważnie. Ni gdy nie widziała męża w tak żałosnym stanie. Rzadko zniżał się do próśb, a już na pewno nigdy o nic nie błagał. Jej zdziwienie powoli zmieniało się w zimny, paraliżujący strach. Wstrzymując oddech, czekała na odpowiedz Holta. Holt przeszedł na środek pokoju. - Muszę poznać więcej szczegółów. .. - Naprawdę wróciłeś do miasta? - Tak, Marianne, naprawdę. - Hm, to pewnie jutro rano powinnam się poka zać w biurze. - Właśnie dlatego do ciebie dzwonię. Marianne Foster była idealnym pracownikiem. Sumienna, lecz również bardzo oddana rodzinie, mężowi i dwóm nastoletnim córkom. Pracowała dla Holta, ilekroć pojawiał się w mieście. Płacił jej przyzwoicie za dyspozycyjność. - W biurze wszystko jest w porządku. - Wiem - zapewnił ją Holt. - Bezgranicznie ci ufam, ale chyba nie muszę ci tego mówić. - Zawsze miło to usłyszeć. Cieszę się, że przyje chałeś. - Pogadamy pózniej - powiedział Holt ostrzej, niż zamierzał. Jeśli Marianne miała jakąś wadę, to było nią gadulstwo. - Czy wziąłeś jakąś sprawę? - Na to wygląda. - Westchnął w duchu. Chętnie zakończyłby tę konwersację, ale nie wiedział jak. - Wspaniale! To miło, że wrócę do pracy. Ostat nio spędzałam zbyt dużo czasu z mymi nieznośnymi dzieciakami. - Rozumiem - skomentował, bo nic mądrzej szego nie przyszło mu do głowy. - Czy będziesz bronił kogoś znanego? - nacis kała. - Ojca - odpowiedział szybko, z trudem ukrywa jąc irytację. - Doktora Ramseya - szepnęła. - Tego samego. - Przykro mi, że ma takie kłopoty. - Dziękuję. - Mimo wszystko cieszę się, że wróciłeś. Gdy skończył rozmowę, podszedł do okna swojej starej sypialni i zapatrzył się w ciemność. Wszystko spowijał mrok, ale on i tak potrafił sobie wyobrazić rozciągający się stąd widok. Zadbane trawniki, pełne różnokolorowych kwiatów, przystrzyżone i wysprzą- tane. Choćby wokół szalała wichura, na terenie tej posesji nikt nie znalazłby ani jednego liścia. Zastanawiał się, czy wyjść na balkon, ale wciąż było zbyt gorąco i wilgotno. Nigdy nie przyzwyczaił się do panującego tu klimatu. Miał wrażenie, że jest wiecznie brudny i mnóstwo czasu spędzał pod prysz nicem. Jednak teraz najbardziej potrzebował filiżanki mocnej kawy. Napoju jak smoła, który pobudziłby go do życia. Nie zamierzał kłaść się do łóżka, bo dobrze wiedział, że sen i tak nie przyjdzie. W jego głowie krążyło zbyt wiele myśli, nie pomogłaby nawet butelka najdroższego burbona. Potarł kark, próbując rozluznić napięte mięśnie. Był jednym wielkim kłębkiem nerwów. To wszystko przez Maud. Właściwie nadal był w szoku. Gdy wszedł do salonu i zobaczył ją obok Seymoura, poczuł się jak rażony gromem. A jednak wzrok go nie mylił. Naprawdę tam siedziała, wciąż piękna i kusząca, jak wtedy gdy zobaczył ją po raz pierwszy. Wszystko było tak, jak zapamiętał: wspaniałe ciało, długie zgrabne nogi, gładka skóra, lśniące oczy, wydatne usta i krótkie czarne włosy. Właściwie była nawet piękniejsza, niż to zapamiętał. Po urodzeniu dziecka przyjemnie się zaokrągliła. Skrzywił się, zniesmaczony własnymi myślami. Nie miał ochoty wracać do tego domu, nie chciał nigdy więcej widzieć ojca, a tym bardziej pomagać mu uniknąć kary za zabójstwo. Teraz, kiedy dowiedział się, kto jest żoną Seymoura, najchętniej uciekłby gdzie pieprz rośnie. Pozostanie tu byłoby wielkim błędem. A jednak nigdzie się nie wybierał. Niestety zostawił jacht na Florydzie, dlatego zgo dził się zostać pod tym dachem, w swoim dawnym pokoju, niebezpiecznie blisko Maud. Nigdy nie zapomniał tej nocy na Jamajce. Często rozmyślał nad odszukaniem Maud, również po to, by dla własnego spokoju przekonać się, że jest już szczęśliwą mężatką, dla niego zupełnie niedostępną. No cóż, rzeczywiście była mężatką, a w dodatku jego macochą. Holt zaklął paskudnie. Hm, ta gorąca kotka jest teraz moją mamusią, pomyślał ponuro. Co z tego, zdarzają się jeszcze dziwniejsze rzeczy. Ale dlaczego właśnie jemu? Gdy zobaczył Maud w salonie, miał ochotę pod biec, wziąć ją w ramiona i gorąco ucałować. Jeśli prawidłowo odczytał wyraz jej oczu, chętnie zrobiłaby to samo. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |