[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Robbie Carlisle uchodził za dziwkarza. Czy ten niedołężny stary głupiec jeszcze żyje? - spytał Adam. William wzruszył ramionami. - Dawno go nie widziałem. - Przypomniał sobie, że Adam też ma jakieś wieści i spytał: - Czego się dowiedziałeś od lady Forsythe? - W świetle tego, co mi właśnie powiedziałeś, to, co odkryłem, wydaje się jeszcze dziwniejsze. Siostra lady Forsythe mieszkała kiedyś w Devon, bardzo blisko Blackmore'ów. Z całą pewnością pastor i pani Blackmore mieli tylko dwoje dzieci. Matka umarła w połogu, rodząc córkę, a córka zachorowała i umarła jeszcze jako podlotek. Lady Forsythe powiedziała mi, że ona i June rozmawiały o tym dziś po południu. - Gdyby June doszła do wniosku, że Blackmore próbuje ją oszukać, nie zawahałaby się go wypytać. - William wpatrzył się w przyjaciela. Twarz mu spopielała z niepokoju. - Nie jestem w stanie jasno myśleć. Jak sądzisz, czy on mógłby uciec się do przemocy albo zbrodni, byle jego sekrety nie wyszły na jaw? W tym momencie na progu gabinetu stanął Herbert, co uniemożliwiło Adamowi wyrażenie swego zdania na temat zdolności Blackmore a do czynienia zła. - Przyszedł ktoś, kto koniecznie chce się z panem widzieć. - Lokaj odsunął się na bok, odsłaniając mężczyznę ubranego w ciemnobrązową podróżną pelerynę, który stał w holu tuż za nim. Zanim Herbert powrócił do swoich obowiązków, William spytał szybko: - Czy są jakieś wiadomości od grupy poszukiwawczej? - Nie, sir - odparł Herbert. - Przykro mi - dodał cicho, po czym jego szczupła ciemna sylwetka rozpłynęła się w cieniu. 186 Nowo przybyły natychmiast zdjął kapelusz i wcisnął go pod pachę. - Przepraszam za tak pózne najście, sir. Może się mylę, ale pomyślałem, że to, co odkryłem w hrabstwie Devon - skąd właśnie wracam - a co dotyczy pewnej damy i jej dziecka, może okazać dla pana ważne na tyle, że gdyby miał pan czekać na wieści do jutra, byłby pan zły, skoro mogłem panu o wszystkim powiedzieć wcześniej, bo to może... - Na litość boską, mów, co wiesz, człowieku! - wrzasnął William z nietypowym dla siebie grubiaństwem. - I pośpiesz się, bo mamy dużo pracy. Detektyw szybko przeniósł spojrzenie na drugiego dżentelmena i cmoknął po czym podjął z wielką ostrożnością: - To wiadomości bardzo delikatnej, szokującej natury... - Wierz mi, jesteśmy przygotowani na wszystko - powiedział William z westchnieniem. I on, i Adam wpatrywali się w mężczyznę mocno zaniepokojeni. Rozdział siedemnasty - To jest Bethany? - wykrztusiła z siebie z trudem June, kiedy wreszcie udało jej się odzyskać głos. Ostatnio miało miejsce tyle niezwykłych wydarzeń, że June nabrała przekonania, iż jest uodporniona na najdziwniejsze wypadki. Jednak to, co ujrzała, gdy Gavin wprowadził ją wraz z Sylvie do niewielkiego salonu, niemal ją sparaliżowało. - Naturalnie, że nie - zbeształ ją z kpiną w głosie Gavin. - To lady Bingham, a raczej Celeste, bo takie imię przybrała w branży. Na pewno nie zapomniałaś, jak wygląda. Wiem, że byłaś u niej z wizytą dziś po południu. Dowiedziałem się o tym z listu, który otrzymałem w parku - był od niej, nie od Bethany. - Pod nosem wymamrotał: - Przepraszam za jej obecność. Ja też 187 nie przepadam za tą suką. - Odwrócił się i skinął na drugą kobietę. - To jest Bethany. June dopiero teraz zauważyła drobną postać wielkości dziecka, otuloną peleryną. Głowa, która wynurzyła się z fałd otulającego ją kaptura, niewątpliwie należała do kobiety. Para ciemnych, cynicznych oczu spojrzała na nią wyzywająco. - To nie może być pańska młodsza siostra. - June nie interesowało już, w jaki sposób Bethany jest spokrewniona z Gavinem. Bez reszty oszołomiona, usiłowała pojąć, jakim cudem szlachetnie urodzona dama - nawet tak bezwstydna jak lady Bingham - może być w zmowie z Blackmore ami. Z zakamarków pamięci wydobyła jedną cechę, która mogła ich łączyć - pochodzili z tej samej części West Country. - Bethany jest moją macochą, w dodatku wyjątkowo złą. - Przy tej prezentacji Blackmore uśmiechnął się szeroko. - Mój ojciec przeklął dzień, w którym ją poślubił, bo od tego momentu przestała być bogobojną chrześcijanką, za jaką chciała uchodzić, kiedy służyła u nas jako gospodyni. - Oboje wymienili chytre spojrzenia, od których June dostała gęsiej skórki. - Od samego początku świetnie się rozumieliśmy. - Blackmore podszedł niespiesznie do paleniska i grzebał w nim dotąd, aż wśród dogasających węgielków pojawiły się pomarańczowe płomyki. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |