[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dla niego istnieć. - Mógłbyś raz, dla odmiany, zająć się końmi! - zauważył Elladan, marszcząc brwi. - Elrohirze, synu Elronda, mówię do ciebie!. - Mhm - odmruknął Elrohir, nie podnosząc głowy. - Worek z obrokiem leży przy moim siodle - objaśnił Elladan. - Mhm - padło w odpowiedzi, a głos sugerował, że mówiący znajduje się w innym czasie i innym miejscu. Elladan przymrużył oczy. - Stoi za tobą Balrog z ognistym biczem - oświadczył. - Mhm. - Co on właściwie tak czyta?- zainteresował się Aragorn, poprawiając sobie koc pod głową. - Z okładki sądząc, opowieść o dzieciństwie ojca w Sirionie - wyjaśnił Elladan. - Tak?- zwrócił się z pytaniem do brata. - Mhm. - Pamiętasz, że masz zająć się końmi? - Mhm. - Może ja się nimi zajmę?- zaproponował Legolas. - Siedz!- przykazał Elladan niespodziewanie ostro. - Nikt go nie będzie wyręczał. No już, bracie, oderwij się na chwilę. Nie denerwuj się, nasz małoletni ojciec przeżyje atak synów Feanora, a Elwinga skoczy do morza z Silmarilem na szyi i Ulmo zamieni ją w mewę. Rusz się. - Zdradziłeś mi zakończenie! - Elrohir z trzaskiem zamknął księgę i z pretensją spojrzał na brata. - Popsułeś mi lekturę! Znowu! to mówiąc, wstał, odszukał miejsce w którym skończył czytać, starannie założył stronicę długim zdzbłem trawy i pomaszerował po sakwę z obrokiem. - Zawsze tak - westchnął Elladan. - Całe życie nieobecny. %7łeby się z nim porozumieć trzeba go szukać w Pierwszej Erze, w Beleriandzie najlepiej. - Zupełnie, jak mój Faramir - odezwał się nagle Boromir z poziomu trawy. - Bez przerwy z nosem w książce. Znam to. - Faramir to twój brat, tak? zapytał Elladan, układając się wygodniej na wznak i podpierając na łokciach. - Tak. - Młodszy, wnioskując z tego, że ty jesteś dziedzicem namiestnika? - Młodszy. O pięć lat. - A zatem, nieszczęsny, ty też spędziłeś najpiękniejsze lata twego dzieciństwa niańcząc żółtodzioba? - elf spojrzał na niego przyjaznie. - Owszem - potwierdził Boromir, uśmiechając się po raz pierwszy w trakcie tej wyprawy. - I powiadasz, że też, jak mój, jest molem książkowym?- głos Elladana był pełen współczucia. - Gdyby mógł, zamieszkałby w bibliotece.-pokiwał głową Boromir. - Kochasz go, choć chwilami doprowadza cię do szaleństwa? - O, tak. - Używa na co dzień słów takich jak iluzoryczny i procedencja ? - I progenitura ! ucieszył się Boromir. - Potrafi wyliczyć wszystkie prawnuki Beora... -Elladan wyczekująco zawiesił głos. - ...ale nie może zapamiętać, że te brązowe rękawice są twoje - dokończył Boromir. Aragorn z rozbawieniem obserwował, jak obaj rozmówcy ożywiają się z każdym słowem. Zauważył też, że mówią sobie na ty . Jeszcze niedawno, bo podczas poprzedniego postoju, zwracali się do siebie wyłącznie w formalny sposób z uwzględnieniem tytułów i wszelkich form grzecznościowych. Po incydencie przy Głazie Boromir szczególnie zaczął tego pilnować, powracając do sztywnej maniery wysławiania się gondorskiej szlachty, którą posługiwał się po przyjezdzie do Rivendell i na początku Wyprawy (a której potem zaniechał wystarczyły bowiem dwa tygodnie wędrowania w towarzystwie hobbitów, by nawet Gandalf zaczął posługiwać się prostszą wersją Wspólnego). Tak więc fakt, że syn Denethora, dzięki Elladanowi, zaczyna znowu rozmawiać w zwykły codzienny sposób, przestając podkreślać na każdym kroku swój dystans, było niewątpliwie bardzo dobrym znakiem. - Odkąd się pojawia, całe twoje dzieciństwo jest mu podporządkowane - ciągnął Elladan z błyskiem w oku. - Smarkacz wszędzie za tobą łazi, a jak nabroi, ty zbierasz cięgi, bo go zle pilnowałeś? I te wszystkie : bo powiem mamie ... - ... i jak mnie nie zabierzesz, to będę płakał - Boromir uśmiechnął się szerzej, podkładając ręce pod głowę. - I to nieustanne zbieranie jego zabawek z podłogi... - I ciśnięcie się w jednym łóżku we dwóch, bo znów, wbrew zakazom, czytał przed zaśnięciem o niewoli Berena - ciągnął dalej Elladan. - Tak! Tak!- podekscytowany Boromir aż usiadł, przytakując z entuzjazmem. - Ten fragment o wilkołaku, który przychodził i zjadał ich po kolei, noc w noc! Aragorn z trudem zwalczył atak śmiechu. - Tak jest, a jego oczy tak strasznie świeciły w ciemnościach - dopowiedział Elladan, też siadając. - I w związku z tym braciszek boi się być sam i musi z tobą spać przez najbliższy tydzień. - Przy zapalonej świecy. - Obowiązkowo. - I ściąga z ciebie pościel, chociaż ma swoją... -...i budzisz się w środku nocy cały skostniały. - Co to? Licytacja ofiar losu?- Elrohir stanął nad nimi z ręką opartą na biodrze. - Możesz mi wyjaśnić - dodał, spoglądając na brata - co rozumiesz przez słowa niańczenie i smarkacz , w odniesieniu do faktu, iż jesteśmy blizniakami? I tego, że jestem od ciebie starszy? - To nie wiek się liczy, a stan umysłu - odparł spokojnie Elladan. - Ja jestem starszy mentalnie. - Co ty powiesz? - Byłbym pierworodnym, gdybyś mnie przytrzymał, wbijając mi łokieć w żołądek. - Gdybym czekał, aż pierwszy zechcesz pofatygować się na ten świat nadal tkwilibyśmy w łonie matki. Młodsi bracia! - westchnął Elrohir, spoglądając na Boromira. - Można przez nich osiwieć. Syn Denethora uśmiechnął się ze zrozumieniem. Pozostali Legolas, Gimli, Halbarad i reszta Strażników - przysłuchiwali się rozmowie z fascynacją. Było coś niezwykłego i frapującego w fakcie, że choć nieśmiertelni i z najwspanialszego królewskiego rodu, synowie Elronda tak zwyczajnie i od niechcenia wiedli rozmowę znaną wszystkim braciom od początku świata. Było w tym coś dziwnie krzepiącego. I krzepiący był też widok Boromira, którego wspomnienia o wyczynach rodzeństwa własnego i cudzego - zdawały się przywracać do życia. Syn Denethora wprost chłonął tę rozmowę, oczy my błyszczały, a uśmiech nie schodził mu z ust, zwłaszcza, że co i rusz któryś z książąt zwracał się do niego, jako do eksperta, stawiając go tym samym w centrum wydarzeń, czyli tam, gdzie Boromir lubił przebywać najbardziej. Dyskusja wciąż trwała. - Ja przynajmniej wykazywałem wybitny talent muzyczny - dowodził Elladan. - Oszczędzę zebranym opisu, co przeżywało Rivendell, kiedy uparłeś się, że zostaniesz flecistą. Wszyscy raptownie postanowili odwiedzić krewnych w Lorien. - Wiem coś o tym wtrącił się Boromir ze znawstwem. - Faramir uczył się kiedyś grać na trąbce. I nie przesadzę, jeśli powiem, że to były to najcięższe cztery tygodnie w moim życiu. - Tylko cztery tygodnie, tak krótko? Dlaczego przestał grać? - zainteresował się Elrohir. - Trąbka, jak się okazało, miała w środku takie małe, ważne coś i to coś wypadło i zgubiło się bezpowrotnie - wyjaśnił Boromir z powagą. - Tak zupełnie przypadkiem wypadło? -upewnił się Elrohir. - Tak - trzeba było przyznać Boromirowi, iż idealnie panował nad twarzą. -Niestety nie było w pobliżu drugiej trąbki, więc na pocieszenie zdobyłem dla niego czerpany papier oprawiony w formie księgi i podsunąłem mu pomysł, żeby zaprowadził zielnik. Taki z prawdziwego zdarzenia, z opisami we Wspólnym i sindarńskim. Aadny, cichy zielnik. Zajął się tym z wielkim entuzjazmem i szybko zapomniał o trąbce. Jakiś czas potem zabrał się za lutnię, ale w owym czasie byłem już bezpieczny w garnizonie w Osgiliath. - Bardzo mi przykro, że przerywam wam te frapujące opowieści - westchnął [ Pobierz całość w formacie PDF ] |