[ Pobierz całość w formacie PDF ]

codziennie. Dlaczego nie zdecyduje się pan na podjęcie tego,
które mo\e zmienić na lepsze całe pańskie \ycie?
Nie słyszał, kiedy wyszła. Stał przy oknie, wpatrując się w
migoczące światła. śałował, \e Abby nie mo\e wraz z nim
podziwiać tego widoku. Mo\e powiedziałby jej, \e nie czuje
do matki nienawiści... po prostu chciałby znać powód jej
odejścia.
Miłość do kogoś nie zawsze musi być odwzajemniona.
To prawda... Jego miłość do matki, a nawet do ojca ciągle
istniała gdzieś głęboko w jego sercu. Nigdy nie wygasła, choć
przez całe \ycie jej przeczył. Zresztą nie dało mu to szczęścia.
Czy nie okazuje się głupcem, odrzucając mo\liwość bycia
kochanym?
Matt sięgnął po telefon i przycisnął guzik z
zaprogramowanym numerem Abby. Jej głos przejął go
dreszczem.
- Cześć - rzucił.
- Matt?
- Tak. Długo myślałem. Je\eli jeszcze nie jadłaś kolacji,
mo\e moglibyśmy coś zjeść i porozmawiać... o sprawie
Johansona.
Zawahała się przez moment.
- Jest ju\ pózno i mam plany na dzisiejszy wieczór.
Słuchał uwa\nie jej głosu. Chciała się z nim zobaczyć tak
bardzo, jak on tego pragnął, był tego pewien.
- Dobrze, czy w takim razie wybierzesz się z mną na
kolację, by porozmawiać o nas?
-  Nas" oznacza dla mnie tylko pracę, a ja mam dzisiaj
wolny wieczór.
- Abby, to niedorzeczne. Muszę się z tobą spotkać...
- Dobranoc, Matt. Do zobaczenia jutro w biurze - i
odło\yła słuchawkę.
Popatrzył na telefon z niedowierzaniem i przycisnął
ponowne wybieranie. Po sześciu dzwonkach ktoś odebrał.
- Nie rób tego więcej! - krzyknął.
- To nie ja odło\yłam słuchawkę poprzednim razem, ale
zrobię to, je\eli nie przestanie pan zawracać głowy mojej
przyjaciółce - zagroził mu kobiecy głos.
- Dee? Daj mi Abby. Wiem, \e tam jest.
- Nie chce z panem rozmawiać ani spotykać się poza
biurem - wyjaśniła chłodno.
Jęknął. Co miał zrobić? By cokolwiek zmienić, będzie
musiał z nią porozmawiać, a nie mógł przecie\ tego robić w
biurze pełnym ludzi.
W następnych dniach zawsze starał się znalezć jakąś
okazję, by z nią pomówić, ale zdawało mu się, \e nigdy nie
zostaje sama. Je\eli nie była z Paulą, to rozmawiała z którymś
z agentów albo załatwiała coś w mieście.
Po pięciu dniach, w piątkowy wieczór, jego cierpliwość
się wyczerpała. Zdecydował, \e nie będzie dzwonić, tylko po
prostu zło\y jej wizytę. Razem zdecydują, co dalej robić.
Poprosi ją, \eby się do niego wprowadziła. Do diabła z
plotkami. Jeszcze raz ponowi propozycję kupna sklepu lub
pozwoli jej pracować dalej u siebie, ale dość ju\ tego chłodu!
Będą kochankami i nic go nie obchodzi zdanie innych na ten
temat.
Zaofiaruje Abby pracę i stały związek. I to musi
wystarczyć. Je\eli będzie chciała mieć dziecko... mo\e nawet
się nad tym zastanowi. Na razie muszą pójść na kompromis.
Potrzebował furtki, w razie gdyby się okazało, \e się jej
znudził lub \e nigdy naprawdę go nie kochała. Przede
wszystkim nie chciał, by go zostawiła. Nie zniesie kolejnego
odrzucenia.
ROZDZIAA DZIESITY
Usłyszawszy pukanie do drzwi, Abby poprawiła sukienkę
i sprawdziła makija\ w lustrze. Dzwonił wcześniej, więc
spodziewała się jego wizyty. Nie cieszyła się na nią zbytnio,
ale musieli w końcu porozmawiać. Nienaganny wygląd
dodawał jej pewności siebie.
Kiedy otwarła drzwi, okazało się, \e gość nie był tym,
którego się spodziewała.
- Matt?
- Mani nadzieję, \e się nie gniewasz, i\ wpadłem bez
zapowiedzi - powiedział, podając jej kwiaty.
- Są śliczne... ale to nieodpowiednia chwila.
- Teraz albo nigdy - powiedział ponuro, wchodząc dalej. -
Musimy porozmawiać i jestem pewien, \e znajdziemy jakieś
rozwiązanie tego problemu.
- Tego problemu? Nie przeprowadzamy fuzji dwóch
przedsiębiorstw. Jesteśmy ludzmi, mamy uczucia i potrzeby. I
dlatego musisz teraz wyjść.
- Nie - rzucił, siadając na kanapie.
Abby spojrzała na zegar. Je\eli szybko się go nie
pozbędzie, za kilka minut naprawdę zaczną się problemy.
- Spodziewam się gościa.
Popatrzył na nią, jak gdyby nie był w stanie zrozumieć jej
słów.
- Nie będę przeszkadzał. Poczekam, a\ skończysz.
- Będzie tutaj za chwilę. Chcę... chcemy porozmawiać bez
świadków.
Widziała, jak powoli jego twarz się chmurzy. Jego dłonie
zacisnęły się.
- Masz randkę?
- Richard ma mnie odwiedzić.
- Richard - powtórzył. - Powrót do niego niczego nie
rozwią\e, Abby.
- Moje stosunki z Richardem są moją prywatną sprawą -
ucięła. - A teraz proszę, \ebyś wyszedł.
- Nie - powtórzył z naciskiem, usiadł wygodniej i
uśmiechnął się.
Abby podniosła oczy do góry, wyobraziwszy sobie
konfrontację pomiędzy dwoma mę\czyznami, którzy mieli
największy jak dotąd wpływ na jej \ycie. Jednego kiedyś
obiecała poślubić, drugiego teraz rozpaczliwie kochała.
Zastanowiła się, co robić. Nie mogła zmusić Matta do
wyjścia, a nie zdecyduje się na zawiadomienie policji. Kolejny
raz spojrzała na zegar. Mo\e zadzwonić na komórkę Richarda
i poprosić o przeło\enie spotkania?
Zadzwonił dzwonek. Oboje wbili wzrok w drzwi. Matt
oparł się wygodnie i rzucił z uśmiechem:
- Nie mogę się doczekać poznania Richarda. Nie masz
zamiaru mu otworzyć?
Czuła się, jakby szła na szafot. Otwarła drzwi i spojrzała
na... nieznajomego.
- Richard?
- Podoba ci się moja broda? - Otoczył ją ramieniem i
pocałował w usta. - Wyglądasz ślicznie. Proszę, to dla ciebie.
Podał jej bukiet stokrotek. Jej ulubionych kwiatów.
Przynajmniej do czasu, kiedy poznała Matta. Teraz wolała
hibiskusy.
- Są bardzo ładne. - Wycofała się i spojrzała ukradkiem
na Matta. Patrzył na Richarda, po czym nagle spojrzał na
Abby, która natychmiast się zarumieniła.
- Richard, to mój pracodawca, lord Smythe. Richard
uśmiechnął się.
- Ach, to pan wykradł mi Abigail. Wiele o panu
słyszałem!
- Naprawdę? - zapytał Matt ostro\nie.
- Tak, a raczej czytałem. To pana nazywają
amerykańskim lordem, prawda? - Podszedł do Matta i trącił
go łokciem. - Czy ktoś kiedyś panu powiedział, \e w tym
kraju nie uznajemy arystokratycznych tytułów?
Matt uśmiechnął się pobła\liwie, ale jego krew zawrzała.
Na szczęście Abby przerwała im:
- Matt właśnie wychodził. Musieliśmy coś omówić, ale
ju\ skończyliśmy.
- Zwietnie. - Richard wyciągnął rękę. - Miło było cię
poznać, Matt. Nie zrzucaj na moją Abby zbyt du\o pracy,
dobrze?
Abby była oburzona. Jego Abby. Co za tupet. Jednak nie
będzie go poprawiać w obecności Matta. Je\eli jego nieznośne
poczucie własności sprawi, \e Matt szybko stąd wyjdzie, tym
lepiej dla wszystkich.
Matt spojrzał na wyciągniętą rękę Richarda, ale jej nie
uścisnął.
- Jesteś pewna tego, co robisz, Abby?
- Niczego nie robię. Po prostu chcę porozmawiać z
Richardem, to wszystko.
- Przykro mi, \e nie mogę dać ci wszystkiego, czego
chcesz. Ale wiem na pewno, \e on te\ ci tego nie da. -
Odwróciwszy się na pięcie, Matt wyszedł.
Abby patrzyła za nim, póki nie poczuła dotknięcia na
ramieniu.
- Aączy was coś więcej ni\ praca, prawda? Odwróciła się
do Richarda. Kiedyś wydawało jej się, \e go kocha, a teraz
czuła na jego widok jedynie smutek.
- Bardzo mi na nim zale\y.
Jego oczy zalśniły zimnym blaskiem.
- Wydaje ci się tak tylko z powodu jego pieniędzy.
- Wcale nie! - zaprotestowała.
- O co się zało\ymy? Ja jestem zwykłym facetem, a on
milionerem. Zale\y ci na tym, co mo\esz od niego dostać.
- Nieprawda!
- Wykorzystujesz go, Abby. Przyznaj się! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.