[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdenerwowaną dziewczynę. Kay pochyliła się do przodu, by przekręcić gałkę radia. - A teraz trochę gorących rytmów w ten mrozny ranek. Otrzymaliśmy właśnie informację, że rozważany jest pomysł zamknięcia lotniska. Wiele lotów zostało odwołanych i wygląda na to, że... Sullivan wyłączył radio. - Nie mamy na to wpływu. Może przy odrobinie szczęścia uda się nam odlecieć przed zamknięciem lotniska. Przez resztę drogi Jeff starał się zabawiać Kay opowiadaniem wesołych historii i ostatecznie, kiedy dotarli na miejsce, wszyscy troje śmiali się głośno. Ku zdziwieniu Kay napis na świetlnej tablicy wciąż jeszcze informował, że samolot do Miami startuje o ósmej. Jeff postanowił jednak poczekać, aż jego przyjaciele rzeczywiście wzniosą się w powietrze. Sullivan, ponad głową Kay, podziękował mu spojrzeniem za tę decyzję. %7ładen z nich nie był pewien, czy pasażerowie lotu 111 nie zostaną zawróceni do domu. Kay wraz z Sullivanem wkrótce znalezli się na pokładzie, gdzie przez mikrofon witali resztę wsiadających podróżników. Bardzo szybko wszystkie miejsca zostały zajęte i potężna maszyna zaczęła sunąć po pasie startowym z coraz większą prędkością. Kay poczuła znajomy ucisk w żołądku. Latała często, lecz za każdym razem przy starcie odczuwała ten sam irracjonalny strach. Sullivan ujął jej zimną dłoń, a Kay uśmiechnęła się z wdzięcznością, gdy koła samolotu oderwały się wreszcie od oblodzonej płyty lotniska. Wznosili się coraz wyżej w gęstym, oślepiającym śniegu, by po kilku chwilach, ku radości 88 R S wszystkich pasażerów, przebić się przez chmury i szybować w czystej, błękitnej przestrzeni. Jeff Kerns usłyszał komunikat w momencie, gdy opuszczał halę odlotów. - Międzynarodowe Lotnisko Stapleton jest oficjalnie zamknięte. Samolot do Miami był ostatnim, który wzbił się w powietrze. W porcie czekała na nich elegancka, lśniąca łajba. Z rozpromienioną twarzą Kay wbiegła na pokład, wciąż ściskając dłoń Sullivana. - Gdy tylko odbijemy od brzegu, pójdę zrzucić z siebie te ciepłe ubrania! Sullivan uśmiechnął się pobłażliwie. - Po co czekać? Podniesiemy kotwicę nie wcześniej niż za pół godziny. - Ale nasz bagaż... - Będzie w twojej kabinie, zanim zdążysz tam dotrzeć. - Pomożesz mi ją znalezć? Sullivan zachichotał. - Chętnie. Jest tuż obok mojej kajuty. Z przyjemnością obserwował zachwyt na twarzy Kay, kiedy znalezli się w luksusowo urządzonym wnętrzu. Szerokie okno oferowało piękny widok na morze. - Sullivanie! Tu jest nawet wanna! - wykrzyknęła radośnie Kay, zaglądając do łazienki. Zanim zdążył odpowiedzieć, Kay odczytywała już kartkę przyczepioną do ogromnego kosza z owocami. - Jakie to miłe - stwierdziła z uśmiechem. - To od zespołu Q102. - Dopiero chwilę pózniej dostrzegła tuzin pąsowych róż stojących na szafce obok łóżka. Zerknęła niepewnie na Sullivana, a potem powoli podeszła, by powąchać kwiaty. Sullivan uśmiechał się tajemniczo. - Dziękuję - powiedziała cicho, a potem zbliżyła się, by pocałować go w policzek. - Czekam na ciebie na górze za piętnaście minut - oświadczył i zostawił ją samą. 89 R S Blask księżyca zalewał pokład, po którym spacerowali Kay i Sullivan, uśmiechając się i kłaniając współpasażerom. Migające w oddali światła powoli stawały się coraz wyrazniejsze. Już wkrótce powitał ich port Nassau, skąd oczekujące taksówki przewiozły całą grupę na wyspę Paradise. Z trudem tłumiąc ziewanie, Kay pozwoliła, by Sullivan odprowadził ją do drzwi hotelowego pokoju. Uśmiechnięty portier wniósł jej bagaże do środka, zaś Sullivan powiedział Kay dobranoc i odszedł do siebie. Stojąc na balkonie, wdychała nocne powietrze cudownie przesycone zapachem egzotycznej wyspy. Potem szybko rozebrała się i wsunęła między szeleszczące prześcieradła. Mam pięć dni i pięć nocy, myślała zasypiając, na to, by przekonać Sullivana, że jesteśmy stworzeni dla siebie. Potem zmorzył ją sen. To były cudowne, ale też niezwykle wypełnione dni dla Kay i turystów z Denver. Rola hostessy wymagała, by Kay eskortowała wycieczkowiczów, którzy pragnęli zrobić zakupy i zwiedzić drugą część wyspy. Z niektórymi turystami jadała kolacje w malowniczych kafejkach, często też przyłączała się do osób grających w trik-traka w hotelowej bawialni. Również Sullivan był bardzo zajęty. Towarzyszył mężczyznom w rybackich wyprawach, brał udział w turniejach, a także pływał o świcie z najbardziej zapalonymi sportowcami. Mimo to Sullivanowi i Kay udawało się znalezć także trochę czasu dla siebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |