[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zamiar zachować te pieniądze na czarną godzinę, tymczasem więc stać ze
swymi kolegami niejako w jednym szeregu. Korzyść, jaką osiągał dzięki
tym pieniądzom, a przede wszystkim dzięki przemilczeniu ich posiadania
przed kolegami, obficie równoważyło to, że oni byli w Ameryce już
od dzieciństwa, że mieli wystarczające wiadomości i doświadczenie
w sprawach zarobkowych, że wreszcie nie byli przyzwyczajeni do
lepszych warunków życia niż obecne. Dotychczasowe zamiary, jakie
Karl miał wobec swoich pieniędzy, nie musiały upaść same przez się
wskutek zapłacenia przez niego rachunku, gdyż mógł ostatecznie obejść
się bez tej ćwierćdolarówki, a więc położyć ją na stole i wyjaśnić, że to
jest wszystko, co posiada i co gotów jest poświęcić na wspólną podróż
do Butterford. Taka kwota wystarczała też w zupełności na podróż
odbywaną pieszo. Teraz jednak nie wiedział, czy ma dość drobnych, a
poza tym zarówno drobne, jak i złożone banknoty leżały na dnie ukrytej
kieszeni, w której najłatwiej byłoby coś znalezć, wysypując na stół całą
jej zawartość. Poza tym było całkowicie zbyteczne, aby koledzy mieli się
w ogóle dowiedzieć o tej ukrytej kieszeni. Na szczęście wydawało się,
że koledzy wciąż jeszcze interesują się bardziej kelnerką niż tym, skąd
Karl wezmie pieniądze na zapłacenie rachunku. Delamarche, żądając od
kelnerki wystawienia rachunku, zwabił ją pomiędzy siebie i Robinsona,
a ona mogła bronić się przed natręctwem ich obu tylko w ten sposób,
że jednemu lub drugiemu kładła całą dłoń na twarzy i odpychała ją od
siebie. Tymczasem Karl, zgrzany z wysiłku, zbierał pod stołem w jednej
ręce pieniądze, które moneta po monecie łowił i wygrzebywał z ukrytej
kieszeni. W końcu, choć nie znał jeszcze dokładnie amerykańskich
pieniędzy, z dużej ilości monet osądził, że ma już wystarczającą sumę,
i położył ją na stole. Brzęk pieniędzy natychmiast przerwał umizgi. Ku
niezadowoleniu Karla i ku ogólnemu zdumieniu okazało się, że na stole
leży prawie cały dolar. Nikt wprawdzie nie spytał, dlaczego Karl nic
przedtem nie mówił o tych pieniądzach, które wystarczyłyby na wygodną
podróż pociągiem do Butterford, lecz Karl i tak był bardzo zakłopotany.
Kiedy już rachunek został zapłacony, powoli zgarnął pieniądze z
powrotem, Delamarche wyjął mu jeszcze z ręki monetę potrzebną mu na
napiwek dla kelnerki, którą objął i przycisnął do siebie, żeby jej potem, z
drugiej strony, wręczyć pieniądze.
Karl był im wdzięczny, że podczas dalszego marszu nie robili żadnych
uwag o pieniądzach, i myślał nawet przez pewien czas o tym, żeby
przyznać się do całego majątku, w końcu jednak zaniechał tego, gdyż
nie znalazł odpowiedniej sposobności. Pod wieczór przybyli do bardziej
wiejskiej, urodzajnej okolicy. Dookoła widać było nie podzielone pola,
które okryte pierwszą zielenią rozpościerały się na łagodnych pagórkach;
bogate siedziby wiejskie ciągnęły się wzdłuż szosy i godzinami szli
między złoconymi siatkami ogrodów, wielokrotnie przekraczali ten sam
wolno płynący strumień i wiele razy słyszeli nad sobą pociągi, huczące na
wysoko wzniesionych wiaduktach.
Słońce zniżyło się właśnie do prostej linii dalekich lasów, kiedy na
jakimś wzniesieniu, pośrodku małej grupy drzew, rzucili się na trawę,
żeby wypocząć po trudach. Delamarche i Robinson leżeli przeciągając
się z całych sił. Karl siedział wyprostowany i patrzył na szosę, biegnącą
o parę metrów niżej, po której, tak jak w ciągu całego dnia, lekko
przemykały automobile jeden obok drugiego, jak gdyby wciąż wysyłano
w dal dokładną ich liczbę i w innej dali oczekiwano tej samej liczby. Przez
cały dzień, od najwcześniejszego rana, Karl nie zauważył, żeby jakiś
automobil się zatrzymał lub jakiś pasażer wysiadł.
Robinson zaproponował, żeby tu spędzić noc, bo wszyscy byli
dostatecznie zmordowani, nazajutrz zaś tym wcześniej mogliby
wymaszerować; w końcu trudno by im było przed zapadnięciem zupełnej
ciemności znalezć tańszy i dogodniejszy nocleg. Delamarche zgodził się z
tym i tylko Karl poczuł się w obowiązku zauważyć, że ma dość pieniędzy,
aby za wszystkich zapłacić nocleg w hotelu. Delamarche powiedział,
że pieniądze będą im jeszcze potrzebne, żeby je tylko dobrze schował.
Delamarche bynajmniej nie ukrywał, że liczyli już na pieniądze Karla.
Robinson, ponieważ przyjęto jego pierwszą propozycję, oświadczył teraz,
że przed snem, aby wzmocnić się na jutro, dobrze byłoby jednak zjeść coś
pożywnego i że jeden z nich powinien przynieść jedzenie dla wszystkich z
hotelu, który tuż przy szosie błyszczał napisem:  Hotel Occidental . Karl,
jako najmłodszy, a także dlatego że żaden z tamtych dwóch się nie zgłosił,
nie ociągał się z załatwieniem tej sprawy i po otrzymaniu zamówienia na
chleb, słoninę i piwo poszedł do hotelu.
W pobliżu musiało być jakieś duże miasto, bo już pierwsza sala
hotelowa, do której Karl wszedł, wypełniona była gwarnym tłumem, a
przy bufecie, ciągnącym się wzdłuż głównej i dwóch bocznych ścian,
biegało bezustannie wielu kelnerów w białych fartuchach osłaniających
gors, ale nie potrafili zadowolić niecierpliwych gości, gdyż wciąż słyszało
się z rozmaitych miejsc przekleństwa i walenie pięścią w stół. Na Karla
nikt nie zwrócił uwagi; na samej sali nie było zresztą obsługi, goście przy
maleńkich stolikach, które niknęły, już kiedy usiadło przy nich trzech
ludzi, przynosili sami wszystko, czego sobie życzyli, z bufetu.
Na każdym stoliku stała duża butelka z oliwą, octem lub czymś w
tym rodzaju i wszystkie potrawy przynoszone z bufetu polewano przed
jedzeniem z tej butelki. Jeśli Karl chciał w ogóle dostać się do bufetu,
gdzie prawdopodobnie, ze względu na jego duże zamówienie, dopiero
zaczęłyby się trudności, musiał przepychać się pomiędzy licznymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.