[ Pobierz całość w formacie PDF ]
damy, byłem zaskoczony i rozczarowany, że Jacqueline potrafi to równie dobrze jak ja. Zresztą może to nic niezwykłego? Powinienem był uznać ją za dziewczynę niedoświadczoną i nauczać innego rodzaju pieszczot, formować... i cieszyć się, że teraz, tutaj, objawiły się nagle u niewinnego dziewczęcia skłonności do wyuzdania, tak przypominające mi inne kobiety. Uświadoimłem sobie również, że śmiesznym byłoby, gdyby takie myśli psuły mi całą satysfakcję i lepiej zrobię, jeśli zaakceptuję Jacqueline taką, jaką jest i będę leżeć na plecach, oddając się słodkim przyjemnościom, jakie dają jej usta. Tak, w ogóle, to nie miałem powodów do narzekań. W tym małym, prawie dzikim miejscu znalazłem cudowną ko- bietę, z którą spędzam wspaniałe wakacje. Gdyby nasz miesiąc skończył się i znalezlibyśmy się razem w Paryżu, z pewnością znudziłbym się nią, ale teraz... IV Sobota, 19 czerwca, 1937. ONA Wstydzę się, cudownie się wstydzę za siebie. Zabrnęłam w rejony miłości, gdzie tego rodzaju pieszczoty są nieuniknione; tutaj nie zauważa się już ich brzydoty, po prostu stają się innym środkiem wyrażania uczuć. Jeszcze przedwczoraj bałam się pogardy i broniłam się przed zakazanymi przyjemnościami, ale dziś powściągliwość zastąpiło radosne upojenie. Wyrzekłam się wszelkiej skromności. Zmysły zawładnęły mną zupełnie. Chcę kochać się z moim mężczyzną bez żadnych obaw, byśmy mogli robić, co chcemy i lubimy, pragnę taplać się z nim w bagnie perwersji. Rzeczy, które niegdyś były wstydliwe, teraz są niezwykle podniecającą formą wyrażania namiętności i to jest właśnie magiczna siła miłości, która upiększa rzeczy i dodaje im blasku, zupełnie jak słońce pozłaca błoto, kiedy na nie świeci. Nie jestem już chyba tą samą kobietą, samotnie przyglądającą się swojemu nagiemu odbiciu w lustrze, z poczuciem jego ekskluzywnego piękna. Wówczas potrzebowałam kochanka, lecz wyobrażałam go sobie jako posłuszny instrument dla zaspokojenia mojego pożądania. Tak więc pojawił się kochanek, ale daleko mu do sługi. Z drugiej strony, jest on dla mnie wszystkim, a wszystko czego chcę, to należeć do niego absolutnie, do tego stopnia, że uznam wyuzdanie za modę, jeżeli sobie tego zażyczy. Wczoraj jedliśmy śniadanie w małej, góralskiej chatce -gospodzie, przystosowanej dla potrzeb turystów. Mieliśmy cudowny widok na dolinę. Lekki wiatr przynosił srebrzysty dzwięk dzwonków, które wiszą na szyi owiec. Posiłek nie był nazbyt wykwintny, ale zdrowy. Zapijaliśmy miejscowym winem, które uderzyło do głowy. Podawała nam pulchna, wysoka dziewczyna z policzkami rumianymi jak jabłka; uśmiechnęła się chytrze, jakby również robiła to samo, co my. Kiedy jest się blisko natury, powinniśmy zachowywać się naturalnie. Michel wiedziony takim przeświadczeniem, otoczył moją talię ramieniem. Potem jego ręka zsuwała się, aż natrafiła na pośladki. Zwiadomość, że kelnerka mogłaby wrócić w każdej chwili, podniecała nas oboje. Całowaliśmy się żarliwie, Michel pochłaniał moje usta, a pocałunki miały smak białego sera i wędzonej szynki. Zalewały mnie fale szczęścia. Ten nieprzyzwoity mężczyzna zaczął podciągać moją spódnicę. Byłam w tak rozkosznym nastroju, że nie potrafiłam sprzeciwić się i zostałam tak z podniesioną spódnicą wokół talii. Nawet nieco się podniosłam, by ułatwić mu zadanie. Słoma wiejskiego krzesła była kłująca, ale jeśli mam być szczera, to uczucie było całkiem przyjemne. Ręce Michela mogły się teraz swobodnie poruszać, wślizgnęły się więc pod pośladki, tworząc coś w rodzaju ochrony przed słomianym siedziskiem. Wszystko mieściłoby się jeszcze w granicach przyzwoitości, gdyby jeden z jego palców nie wdarł się w szparkę między nimi i nie zaczął łaskotać mojego sekretnego otworka. Kochany Michel, jakiż on niepoprawny! Ja jednakże nie byłam pewna, czy chcę, żeby sprawy wzięły taki obrót, bo myśl o dziewczynie, która mogłaby wrócić, zaczęła mnie krępować. W końcu nie mogłam już znieść tego, więc błagałam go, by się powstrzymał. - Proszę, już dosyć. Michel spojrzał na mnie. Jego twarz zdążyła spurpurowieć, a oczy lśniły intensywnie. Parę dni temu takie zachowanie z jego strony zgorszyłoby mnie lub co najmniej przestraszyło, ale dzisiaj nie byłam w stanie nie obdarzyć go uwodzicielskim uśmiechem, który w tych okolicznościach nie przystawał do manier damy. - Spytamy, czy można wziąć pokój, kiciu? - wyszeptał. Parsknęłam śmiechem. W wyrazie moich oczu mógł dostrzec przyzwolenie, dlatego też Michel zwrócił się do kelnerki również duszącej się ze śmiechu. Parę chwil pózniej znalezliśmy się w wiejskiej sypialni, gdzie sufit był tak niski, że o mały włos nie uderzyliśmy w niego głową. Z okna mieliśmy widok na zielone zbocze góry z pasącymi się białymi krowami; na toaletce stały trzy lawendowe gałązki, natomiast łóżko było wymarzonym miejscem do kochania się w czysto wiejskim stylu: wielkie, wysokie, zaścielone świeżą, płócienną pościelą. Michel wyglądał na zachwyconego. Posadził mnie na kolanach i rozbierał jak cenną lalkę. Mój biustonosz pofrunął w drugi kąt pokoju, tak samo jak spódnica, różowe majtki, pończochy i na końcu halka. Byłam naga, nic a nic nie skrępowana, albowiem nastrój wiejskiej sielankowości sprawił, że stałam się odważna i pewna siebie. Powiedziałam kochankowi, że teraz ja powinnam go rozebrać. Zdjęłam mu z ramion marynarkę, co nie sprawiło mi kłopotu, następnie posadziłam Michela na kolanach, by móc ściągnąć spodnie, lecz z nimi nie poszło mi już tak łatwo. Moje palce niezręcznie szarpały guziki i zajęło mi dość dużo czasu, zanim wszystkie odpięłam. Zauważyłam, że powierzchnia spodni raptownie wybrzusza się i to do zupełnie nadzwyczajnych rozmiarów. Delikatnie wsunęłam rękę w otwarty rozporek, chwyciłam to wielkie cudo, sterczące za sprawą [ Pobierz całość w formacie PDF ] |