[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przybyłem do Rzymu, odbywam rekolekcje razem z Kurią w pierwszym
tygodniu Wielkiego Postu. Prowadzili je w tych latach coraz to inni
rekolekcjoniści. Niektórzy byli znakomici z punktu widzenia
umiejętności mówienia, treści, czasem nawet dowcipu. Tak było na
przykład w przypadku jezuity, ojca Tomaśa Spidlika, z pochodzenia
Czecha. Uśmialiśmy się podczas jego konferencji, co te\ jest potrzebne.
Umiał bowiem głębokie prawdy podać w sposób dowcipny i wykazał się
w tym wielką umiejętnością. Te rekolekcje od\yły w mojej pamięci,
kiedy wręczałem mu biret kardynalski podczas ostatniego kon-systorza.
Ró\ni byli ci kaznodzieje, na ogół byli znakomici. Ja sam zaprosiłem
biskupa Ablewicza i to był jedyny poza mną Polak, który prowadził
rekolekcje w Watykanie.
Prowadziłem w Watykanie rekolekcje dla Pawła VI i jego
współpracowników. Był pewien problem z przygotowaniem tych
rekolekcji. Na początku lutego 1976 r. zadzwonił do mnie biskup
Władysław Rubin z wiadomością, \e papie\ Paweł VI prosi mnie o
wygłoszenie nauk rekolekcyjnych w marcu. Miałem do dyspozycji
zaledwie dwadzieścia dni, \eby przygotować teksty i je przetłumaczyć.
Tytuł, jaki dałem tym rozwa\aniom brzmiał:  Znak, któremu sprzeciwiać
się będą". Nie był zaproponowanym tematem, ale pojawił się na końcu
jako podsumowanie tego, co miałem zamiar powiedzieć.
Właściwie to nie był temat, ale poniekąd słowo kluczowe, w którym
znajdowało się wszystko, co mówiłem w kolejnych konferencjach.
Pamiętam dni poświęcone przygotowaniu. Było dwadzieścia tematów do
przygotowania; sam je musiałem wymyślić i opracować. Aby znalezć
niezbędny spokój, pojechałem do Zakopanego, do szarych urszulanek na
Jaszczurówce. Do południa pisałem rozwa\ania, po południu chodziłem
na narty, a pózniej wieczorem jeszcze pisałem. To spotkanie z Pawłem
VI w kontekście rekolekcji było dla mnie szczególnie wa\ne, poniewa\
uświadomiło mi, jak bardzo potrzebna jest gotowość biskupa do
mówienia o swojej wierze, gdziekolwiek Pan Bóg ka\e to czynić. Ona
jest potrzebna ka\demu biskupowi, włącznie z następcą Piotra - tak jak
moja gotowość była wtedy potrzebna Pawłowi VI.
Realizacja Soboru
Sobór był wielkim wydarzeniem, a dla mnie niezapomnianym
prze\yciem. Wracałem z niego bardzo wzbogacony. Po powrocie do
Polski napisałem ksią\kę, w której starałem się przyswoić idee, jakie
rozwinęły się w trakcie soborowych posiedzeń. W tej ksią\ce usiłowałem
zawrzeć, \eby tak powiedzieć, esencję nauczania soborowego. Nadałem
jej tytuł: U podstaw odnowy. Studium o realizacji Vaticanum 11. Została
wydana w Krakowie w 1972 roku przez Polskie Towarzystwo
Teologiczne. Ta ksią\ka miała być zarazem swego rodzaju wotum
wdzięczności za to, co łaska Bo\a sprawiła przez soborowe
zgromadzenie we mnie samym jako biskupie. Sobór Watykański II
poświęcił szczególną uwagę biskupom. O ile Sobór Watykański I mówił
o prymacie papie\a, o tyle drugi zatrzymał się szczególnie na biskupach.
Zęby się o tym przekonać, wystarczy wziąć do ręki dokumenty
soborowe, a zwłaszcza Konstytucję dogmatyczną Lumen gentium.
Gruntowna nauka Soboru o episkopacie opiera się na odniesieniu do
troistej misji (munus) Chrystusa: prorockiej, kapłańskiej i królewskiej.
Konstytucja Lumen gentium mówi o tym w numerach 24-27. Równie\
inne teksty soborowe nawiązywały do tych trzech zadań (tria munera).
Pośród nich szczególnie trzeba zwrócić uwagę na Dekret Christus
Dominus, który dotyczy właśnie pasterskiej misji biskupów.
Kiedy z Rzymu wróciłem do kraju, wybuchła sprawa znanego orędzia
biskupów polskich do biskupów niemieckich. W swoim liście biskupi
polscy oświadczyli, \e w imieniu rodaków wybaczają krzywdy, których
doznali w czasie drugiej wojny światowej. Zarazem prosili o wybaczenie
krzywd, za które Polacy mogli czuć się odpowiedzialni wobec Niemców.
Niestety to orędzie wywołało wiele polemik, pomówień i oszczerstw.
Ten akt pojednania, który w rzeczywistości - jak się potem okazało - był
decydujący dla unormowania stosunków polsko-niemieckich, bardzo nie
podobał się władzom komunistycznym. Konsekwencją było przyjęcie
twardego stanowiska wobec Kościoła. Wszystko to nie stanowiło
oczywiście najlepszego tła dla obchodów Milenium chrztu Polski, które
miały się rozpocząć od Gniezna w kwietniu 1966 roku. W Krakowie
uroczystości miały miejsce w dniu święta św. Stanisława, 8 maja. Do
dziś mam \ywo w pamięci obraz tej olbrzymiej rzeszy ludzi, która
postępowała w procesji z Wawelu na Skałkę. Władze nie czuły się na
siłach, aby przeszkodzić temu masowemu napływowi ludzi. W
uroczystościach milenijnych osłabły i prawie zanikły napięcia wywołane
orędziem biskupów i mo\na było kontynuować właściwą katechezę na
temat znaczenia Milenium dla \ycia narodu.
Zazwyczaj dobrą okazją do nauczania była tak\e doroczna procesja
Bo\ego Ciała. Przed wojną ta wielka procesja ku czci Ciała i Krwi
Chrystusa szła z Katedry Wawelskiej na Rynek Główny, przemierzając
ulice i place miasta. Podczas okupacji niemiecki gubernator Hans Frank
zakazał odprawiania procesji. Potem, w czasach komunizmu, władze
zezwalały na skróconą procesję z katedry na Wawelu wokół dziedzińca
zamku królewskiego. Dopiero w roku 1971 procesja po raz pierwszy
mogła wyjść poza wawelskie wzgórze. Wówczas starałem się tak
układać tematy kazań przy kolejnych ołtarzach, aby w kontekście
katechezy o Eucharystii pozwoliły mi ująć równie\ wielki temat
wolności religijnej, jak nigdy aktualny w tamtym momencie.
Myślę, \e w tych wielorakich formach pobo\ności ludowej kryje się
odpowiedz na stawiane czasem pytanie o znaczenie tradycji w jej
wyrazach, tak\e tych lokalnych. W gruncie rzeczy odpowiedz jest prosta:
jedność serc to jest wielka siła. Zakorzenienie w tym, co dawne, mocne,
głębokie, a zarazem bliskie i miłe sercu, daje nadzwyczajną siłę
wewnętrzną. Jeśli takie zakorzenienie połączy się potem z odwa\ną siłą
myśli, nie ma ju\ powodu, by obawiać się o przyszłość wiary i ludzkich
więzi w narodzie. Z bogatego humus tradycji wyrasta bowiem cultura,
która cementuje współistnienie obywateli i daje im poczucie, \e są jedną
wielką rodziną, dodając wsparcia i siły ich przekonaniom. Naszym
wielkim zadaniem, zwłaszcza dzisiaj, w czasach tzw. globalizacji, jest
dbać o tę zdrową tradycję, sprzyjając odwa\nej wyobrazni i myśli,
otwartej wizji przyszłości i równocześnie szacunkowi dla przeszłości.
Jest to przeszłość, która utrwala się w sercach ludzkich w postaci
dawnych słów, znaków, wspomnień i zwyczajów przejętych od
poprzednich pokoleń.
Polscy biskupi
Wczasach mojego posługiwania w Krakowie, szczególne więzy
przyjazni łączyły mnie z biskupami z Gorzowa. A było ich tam trzech:
Wilhelm Pluta, dziś ju\ sługa Bo\y, Jerzy Stroba i Ignacy Je\. Z nimi się
naprawdę przyjazniłem. Dlatego jezdziłem do nich z wizytą, tak\e nie z
urzędu. Ze Strobą znaliśmy się z Krakowa, gdzie był rektorem
Seminarium Zląskiego. Byłem w tym seminarium profesorem: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.