[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lutnie odparÅ‚a Amber. Guy zamówiÅ‚ pisadou, kruche warstwowe ciasto, przekÅ‚adane kremem z kaszta- nów, nasionami wanilii i marrons glacés, czyli kandyzowanymi kasztanami. - Uwielbiam kandyzowane kasztany. MuszÄ™ przyznać, że znajdujÄ… siÄ™ na liÅ›cie mo- ich sÅ‚aboÅ›ci - powiedziaÅ‚ Guy. - A na którym miejscu? - Tuż obok numeru trzy - odpowiedziaÅ‚, a Amber przyrzekÅ‚a sobie, że przejrzy przepisy, w których używa siÄ™ kandyzowanych kasztanów, przyrzÄ…dzi taki deser specjal- nie dla niego i zjedzÄ… go razem w łóżku. Po deserze pojechali kontynuować zwiedzanie. Jechali drogÄ… biegnÄ…cÄ… wzdÅ‚uż za- chwycajÄ…cych, przepaÅ›cistych wÄ…wozów miÄ™dzy Vallon Pont d'Arc a Saint Martin d'Ardeche. Strome zbocza znajdowaÅ‚y siÄ™ tuż pod nimi. - To francuski odpowiednik Wielkiego Kanionu - powiedziaÅ‚ Guy. Czasem zjeżdżali w dół i jechali wzdÅ‚uż rzeki, znajdujÄ…c siÄ™ na poziomie jej po- wierzchni, lecz wiÄ™kszość trasy biegÅ‚a wyżej, przez co mogli obserwować rzekÄ™ z wyso- ka. W Pont d'Arc obejrzeli wielki most z wapiennej skaÅ‚y. Sama natura przewiesiÅ‚a go nad rzekÄ…. W drodze powrotnej zatrzymali siÄ™ w maÅ‚ej knajpce. Siedzieli na tarasie i podzi- wiali zachodzÄ…ce sÅ‚oÅ„ce. Przez caÅ‚y czas Guy trzymaÅ‚ jej dÅ‚oÅ„ w swojej dÅ‚oni i Amber zdaÅ‚a sobie sprawÄ™, jak niewiele trzeba, aby siÄ™ nim zauroczyć. Guy byÅ‚ wspaniaÅ‚ym to- warzyszem i rozmówcÄ…, namiÄ™tnym kochankiem, jednym sÅ‚owem - przeuroczym face- tem. JeÅ›li kiedykolwiek miaÅ‚aby wyjść za mąż, to za kogoÅ› takiego jak on. R L T Jednak Amber byÅ‚a Å›wiadoma, że tym kimÅ› nie może być sam Guy. Wyraznie daÅ‚ jej do zrozumienia, że to, co ich teraz Å‚Ä…czy, to kaprys, krótki intensywny romans i nic wiÄ™cej. ZdawaÅ‚a sobie sprawÄ™, jaki byÅ‚ stosunek Guya do Å›rodowiska, w którym żyÅ‚a. Po- znajÄ…c jego punkt widzenia, Amber spojrzaÅ‚a na siebie z innej perspektywy i nie byÅ‚a już taka pewna wspaniaÅ‚oÅ›ci życia, jakie wiodÅ‚a. Owszem, jej życie wypeÅ‚nione byÅ‚o zaba- wÄ…, mile spÄ™dzaÅ‚a czas na zakupach, spotkaniach z przyjaciółmi i imprezach, jednak bra- kowaÅ‚o temu sensu i gÅ‚Ä™bi. Wszystko oparte byÅ‚o na plotkach, podążaniu za wymogami mody i odbywaÅ‚o siÄ™ w szaleÅ„czym poÅ›piechu. Tak jak jej romans z Guyem. SiedziaÅ‚a przy nim i w myÅ›lach mówiÅ‚a do siebie: tylko siÄ™ nie zakochaj, nie anga- żuj siÄ™. Jednak maÅ‚a czÄ…stka niej samej wiedziaÅ‚a, że na takie upomnienia jest już za pózno. R L T ROZDZIAA SIÓDMY Przez kilka nastÄ™pnych dni Guy i Amber poznawali siÄ™ coraz lepiej. Amber zdawaÅ‚a sobie sprawÄ™, jak wielkÄ… częściÄ… jego życia byÅ‚o perfumiarstwo, wiÄ™c ani razu nie zeszÅ‚a do niego do laboratorium i nie przerywaÅ‚a mu pracy. Guy wie- dziaÅ‚, że jest ciekawa, bo zadawaÅ‚a mu wiele pytaÅ„, ale szybko siÄ™ wycofywaÅ‚a, gdy uni- kaÅ‚ odpowiedzi. Poranki spÄ™dzali osobno, ale zawsze po poÅ‚udniu jechali na obiad do pobliskiej re- stauracji i odwiedzali lokalne atrakcje turystyczne. Wieczorem Amber krzÄ…taÅ‚a siÄ™ po kuchni i przyrzÄ…dzaÅ‚a pyszne desery. Guy byÅ‚ skoÅ‚owany, bo już sam nie wiedziaÅ‚, co ma o niej myÅ›leć. Która Amber byÅ‚a prawdziwa? Ta, która powalaÅ‚a uÅ›miechem i seksownymi ubiorami z pierwszych stron gazet, czy ta, która niczym anioÅ‚ strzegÅ‚a cudownej domowej atmosfery? Mimo wÄ…tpliwoÅ›ci Guy zauważyÅ‚, że jest spokojny i zadowolony, że Amber jest w pobliżu. Gdyby nie utrata wÄ™chu i otÄ™piajÄ…ce bóle gÅ‚owy, które zaczęły go mÄ™czyć, z pewnoÅ›ciÄ… mógÅ‚by stwierdzić, że znów jest szczęśliwy. Pewnego ranka Guy, siedzÄ…c w pracowni, sprawdziÅ‚ swojÄ… skrzynkÄ™ mejlowÄ…. Kil- ka wiadomoÅ›ci, które mogÄ… poczekać, i jedna od Giny z projektem flakonu do najnow- szych perfum. OtworzyÅ‚ zaÅ‚Ä…cznik i dokÅ‚adnie go przejrzaÅ‚. Ku swojemu zadowoleniu zauważyÅ‚, że Gina wyczuÅ‚a dwoisty charakter zapachu: sÅ‚odycz wanilii i ostrość mirry. Flakon, jaki zaprojektowaÅ‚a, odpowiadaÅ‚ jego wyobraże- niom. ByÅ‚ to ksztaÅ‚t anioÅ‚a narysowany prostÄ… liniÄ…, z lekko przyciemnionymi krawÄ™- dziami skrzydeÅ‚. Nie żaden sÅ‚odki cherubinek, ale zmysÅ‚owa piÄ™kność jak Venus Verticordia Rossettiego. Guy przypomniaÅ‚ sobie ten obraz, wyszukaÅ‚ go w Internecie i od razu wyobraziÅ‚ sobie Amber w pozie Wenus - nagÄ… do pasa, z rozpuszczonymi wÅ‚osami, otoczonÄ… roz- kwitÅ‚ymi różami i zÅ‚otymi motylami. Musisz wreszcie przestać myÅ›leć ciÄ…gle o seksie, upomniaÅ‚ sam siebie. Guy byÅ‚ przekonany, że to tylko seks. WiedziaÅ‚, że nie pozwoli sobie na zakocha- nie siÄ™ w tej kobiecie. ByÅ‚a zbyt bliska Å›wiata, z którego już raz siÄ™ wyrwaÅ‚. R L T OdpisaÅ‚ szybko Ginie, dajÄ…c jej zielone Å›wiatÅ‚o dla dalszych prac, wyÅ‚Ä…czyÅ‚ laptop i poszedÅ‚ szukać Amber. PopoÅ‚udnie spÄ™dzili, oglÄ…dajÄ…c malunki naskalne w jaskini Chauveta, a potem wró- cili do winnicy. Gdy Amber wyjęła z lodówki deser, Guy byÅ‚ peÅ‚en podziwu dla jej kuli- narnych umiejÄ™tnoÅ›ci. - Creme brûlée z malinami. ZrobiÅ‚am dziÅ› rano, kiedy pracowaÅ‚eÅ›. - Mój ulubiony - ucieszyÅ‚ siÄ™ Guy i z zapaÅ‚em chwyciÅ‚ widelczyk. - NaprawdÄ™, czy mówisz tak, bo deser już stoi na stole? Co prawda, wspominaÅ‚eÅ›, że lubisz waniliÄ™. Wyobrażam sobie, jak wrażliwy musisz mieć wÄ™ch. Nie każdy używa perfum, które do niego pasujÄ…, co musi doprowadzać ciÄ™ do szaÅ‚u. Tak jak stylistÄ™, który jednym rzutem oka rozpoznaje, że ktoÅ› nie umie dobrać stroju do sylwetki. Guy nie chciaÅ‚ kontynuować tego tematu, dlatego nic nie odpowiedziaÅ‚. ZaczÄ…Å‚ siÄ™ obawiać, że rozmowa zmierza w niewygodnym dla niego kierunku. - Co siÄ™ staÅ‚o, Guy? Czemu nagle spochmurniaÅ‚eÅ›? - Jak to spochmurniaÅ‚em? - zapytaÅ‚, mrugajÄ…c nerwowo. - JesteÅ› wesoÅ‚y i rozmowny, a potem w jednej chwili stajesz siÄ™ smutny - wyjaÅ›niÅ‚a Amber. - Czy takie przeskoki nastroju majÄ… zwiÄ…zek z twoim twórczym geniuszem? - Nie mam niczego takiego jak twórczy geniusz. - Nie bÄ…dz przesadnie skromny. Wszyscy mówiÄ…, że jesteÅ› geniuszem. Nie mógÅ‚- byÅ› być tak dobry w tym, co robisz, gdybyÅ› nim nie byÅ‚. - Amber westchnęła. - Przepra- szam. Chyba niezbyt zgrabnie to ujęłam. Tak czy owak, coÅ› ciÄ™ gryzie... Cholera, czy to jest aż tak bardzo widoczne? - pomyÅ›laÅ‚ zrozpaczony Guy. - ...albo jesteÅ› pierwszÄ… osobÄ…, jakÄ… poznaÅ‚am, która nie lubi mówić o sobie - skoÅ„- czyÅ‚a Amber. Gdyby o to samo wypytywaÅ‚a go jeszcze pół roku temu, zagadaÅ‚by jÄ… na Å›mierć. - Porozmawiajmy wiÄ™c o tobie. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |