[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się z oburzenia. Jeśli ci tym zagroziła, to cię chyba nigdy prawdziwie nie kochała. Chyba nie powtórzył w zamyśleniu Harald. Ta kobieta nie wie, co to jest miłość, choć to słowo ciągle ma na ustach. Oszałamia się tylko w pustce swego życia. Mówię ci to tylko dlatego, iż może się zdarzyć, że pewnego dnia dowiedzą się wszyscy o tym, co tak zazdrośnie przed tobą kryję. Ze wszystkich sił będę się starał przeszkodzić temu, bo jestem niewinny i nie pozwolę się zhańbić za to, co i dziś zrobiłbym w podobnych okolicznościach, z tym samym przeświadczeniem, R L T że nie popełniłem podłości. Ale gdy to wszystko wyjdzie na jaw. Jakbyś to moja Alu znosiła, gdybyś ty miała cierpieć za mnie? Co ma ciebie spotkać, niech spotka i mnie odparła Ala stanowczym gło- sem. Będzie mi lżej, gdy będę wiedziała, że znoszę to z tobą. Więc nie rozerwiesz tego związku, który nas połączył? Jeszcze czas, zasta- nów się, jeszcze o nim nikt nie wie, z wyjątkiem Wendheima i pani Storm. Spojrzała na niego poważnie. Czy może żałujesz, Haraldzie żeś się o mnie starał? głos jej zadrżał. Nie nigdy, przenigdy. yle mnie zrozumiałaś. Chcę cię zatrzymać przy sobie na zawsze, ale lękam się, abyś mi kiedyś nie zrobiła tego zarzutu. Uśmiech zabłysnął na jej twarzy. O to możesz być najspokojniejszy, tobie należy się tylko wdzięczność, wdzięczność dozgonna, za twoją dobroć i twoje serce. Powiedz mi tylko jedno. Czy ci nie grozi jakie niebezpieczeństwo, gdy ta kobieta?... nie mogła dokoń- czyć. Może się zdarzyć, że ta plama zaciąży i na moim nowym nazwisku. Ale przypadek dał mi broń przeciwko tej kobiecie, użyję tej broni, bo teraz nie chodzi tylko o mnie, lecz i o ciebie. Bardzo mi nieprzyjemnie, że będę musiał spotkać się jeszcze raz z tą damą, ale wczoraj w towarzystwie nie mogłem dojść z nią do ładu bez wywołania, może, jakiejś awantury. Wymusiła wprost na mnie rendez- vous. Ale wypadnie ono inaczej aniżeli ta kobieta przypuszcza. A może ci co grozi powtórzyła Ala blednąc mówiłeś mi że to mężat- ka. Gdy on was przyłapie? Bądz spokojna kochanie. Ta dama jest zanadto sprytna, aby się dać podejść, a poza tym będę i ja ostrożny. No i kiedy nastąpi to spotkanie? nalegała. Jutro przed południem. Kiedy odżywały wspomnienia, pogardziła mną, teraz ja jej rzucę w twarz całą moją pogardę. No i już dajmy temu spokój rozpogódz twarzyczkę, nie wiesz nawet, ile mi to radości przynosi, gdy widzę cię wesołą. Chcę mieć tę świadomość, że jesteś istotnie szczęśliwa. Spojrzała na niego rozkochanymi oczyma. I chcąc go rozerwać zaczęła szcze- biotliwie dowcipkować, opowiadać o minionych kłopotach swego życia aktor- skiego, o kolegach, koleżankach, o wszystkim co jej tylko do głowy przyszło. Gdy miałam grać zdawało mi się, że kij połknęłam, tak sztywniały moje członki. Wprost traciłam nad nimi władzę. W rzeczywistości jest inaczej, uży- R L T wam dużo sportu, toteż dość zwinnie się ruszam. A przed aparatem jakby mną owładnął postępowy paraliż. Myślę, że musiałam pana Wendheima nieraz do- prowadzić do rozpaczy, choć nigdy nie stracił cierpliwości. Ale też patrzył na mnie, jakby chciał powiedzieć: I po co pcha się ta niezdara do filmu roześmia- ła się na całe gardło i błysnęła kokieteryjnie oczkiem na Haralda. Dzięki Bogu żeś się do tej roboty nie nadała, wystarczy gdy jedno z nas bę- dzie się męczyło. Usłyszeli za sobą głos Wendheima. No chyba już dosyć tego gruchania, może byśmy tak wstąpili na kawę. Wśród śmiechu i baraszkowań wspinali się pod górę do zamku, a stamtąd schodzili do uroczego zamkowego młyna. Pogoda była cudowna, słońce grzało toteż z radością usiedli przy jednym z restauracyjnych stolików w cieniu i chło- dzie. Proszę popatrzeć na pannę Alę powiedział wesoło Wend-heim tryska dowcipami na prawo i lewo jak fontanna. Od kiedy pani to umie? Od czasu, gdy wiem że już nie ściągnę na siebie piorunów czcigodnego pana reżysera odcięła się. Gawędzili tak dobrą godzinkę, wreszcie Harald dał znak do wstania. Wsiedli do samochodu i wrócili do Berlina. Po kolacji w Esplanadzie skierowano się do pensjonatu. Co robi jutro moja malutka? zapytał na pożegnanie Harald. Wybieram się do krawcowej. Chcę sobie z moich oszczędności sprawić kil- ka sukien, aby moją garderobę doprowadzić jako tako do porządku. Pamiętaj, że bierzesz za żonę ubogą kobietę. To co posiadam jest aż nazbyt skromną wypra- wą. To mnie zupełnie nie wzrusza odparł Harald wesoło i tak wszystko ode mnie dostaniesz. Wiem, że dopóki nie jesteś moją żoną, nie mogę ci robić prezentów dumna narzeczono. Pocałował ją w rękę. Pamiętasz, jakim surowym wzrokiem obrzuciłaś mnie, gdy cię wczoraj za- pytałem, czy nie potrzebujesz czasem pieniędzy, ale niezadługo będę na takie minki zważał. No, nie gniewało się, nie gniewało pogładziła go po ramieniu taka już jestem, mogę przyjmować tylko od męża. Nie należy przecież gwał- cić ustalonych praw dobrego tonu, nawet gdy się było filmową aktorką uśmie- chnęła się zalotnie. R L T Dobrze uznaję twoje powody, tym bardziej, że i tak już niebawem będziesz moją żoną, a wtedy będę cię mógł obdarowywać do woli, co ci tylko przyjem- ność sprawi... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |