[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się. - Teraz już sobie poradzisz. Długo na siebie patrzyły. Josey powoli uniosła rękę i wyciągnęła ją do Delli Lee, by wreszcie jej dotknąć. - Oldsey? Josey obejrzała się gwałtownie. Helena stała przy jej łóżku. Wstała i szybko na nią skinęła. - Heleno, podejdz. To się musi skończyć. Chcę ci przedstawić Dellę Lee. Wzięła służącą za rękę, ale kiedy spojrzały na szafę, Delli Lee już w niej nie było. - Dello Lee? - Josey zajrzała do szafy, przeszukała jej ciemne kąty. Ubrania i pudełko Delli Lee nadal tam były, ale sama Della Lee znikła. Josey rozsunęła wiesza- ki i otworzyła tajne drzwi. Della Lee nie chowała się w skrytce, wśród torebek pianek i wież coli. - Dello Lee! - Josey rozejrzała się po pokoju. Uklękła i zajrzała pod łóżko. Wstała i już miała wyjść z pokoju, kiedy Helena odezwała się ci- cho: - Ona nie tutaj. Josey obejrzała się na nią, kręcąc głową. - Nieprawda. Wiem, że tu jest. - Ona nie tutaj. - Skąd wiesz? - Powietrze. - Helena odetchnęła głęboko. - Czysto. - Wiedziałaś, że tu jest! - rzuciła rozgorączkowana Josey. - Widziałaś ją. Tak? Była naprawdę. - Widziała? Nie. Czuła. - Helena dotknęła krzyżyka na szyi. - Czuła ducha Oldsey. Josey z trudem zrobiła dwa kroki do łóżka. Usiadła. W głowie tak się jej kręciło, że musiała się pochylić, żeby nie zemdleć. Helena przycupnęła obok niej. Po chwili Josey się wyprostowała. - Nie chcę w to uwierzyć - powiedziała, a do oczu napłynęły jej łzy. Helena objęła ją, położyła sobie jej głowę na ramieniu. Była drobna, ale silna, sprężysta jak chrząstka. R L T - No, no. Martwy nie martwy. Martwy tylko inny. Oldsey będzie dobrze. - Zaczęła kołysać Jo- sey, powtarzając śpiewnie raz po raz. - Oldsey będzie dooobrzeee. Oldsey będzie dooobrze. Po chwili przestała nucić i tylko się kołysała. - Heleno? - odezwała się w końcu Josey. - Ja nie mam na imię Oldsey. Helena uniosła jej twarz, by spojrzeć jej w oczy. - Wiem, Josey. A moje imię Marlena. Josey przez chwilę milczała, patrząc na nią dziwnym wzrokiem. - Nie nazywasz się Helena? - Nie. Josey roześmiała się, choć tego nie chciała, roześmiała się przez łzy, roześmiała się na myśl, że znały tę kobietę prawie rok i ciągle zwracały się do niej niewłaściwym imieniem. A ona, zamiast je poprawiać, także zmieniła ich imiona. %7łart, zrozumiały tylko dla niej, jak wiele innych rzeczy. Marlena uśmiechnęła się i kciukami wytarła łzy Josey. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Marlena podeszła do okna, rzuciła Josey enigmatyczne spojrzenie i wyszła bez słowa. Josey zsunęła się z łóżka na podłogę i objęła rękami kolana. W końcu zajrzała do szafy i zoba- czyła leżący na śpiworze kolaż. Podpełzła do niego. Della Lee wycięła wszystkie zdjęcia z ulubionych stron Josey. Obok biegnących na górze słów BON VOYAGE dodała jeszcze pięć liter: JOSEY. Na korytarzu rozległy się kroki. - Josey? - zawołał Adam. - Josey, gdzie jesteś? Wyjrzała zza łóżka. Adam stanął w progu jej sypialni. Był zaniepokojony, zmartwiony. Zauwa- żył ją i podszedł. - Josey, co się stało? - Ukląkł przed nią, położył ciepłe ręce na jej kolanach. To ciepło przenik- nęło przez jej spódnicę i skórę. - Dlaczego uciekłaś? Dlaczego płaczesz? Powiedz coś! Spojrzała na niego. - Ta kobieta z dziennika... z rzeki... Znałam ją. Osunął się na podłogę obok niej, niezdarnie układając zesztywniałą nogę. - O, kochanie - szepnął, obejmując ją. - Tak mi przykro. - Adam... - Tak? - To była moja siostra. R L T Rozdział 14 Gniazdko Droga Josey, Bardzo spodobała mi się twoja pocztówka ze Szwecji, ale musisz przestać prosić, żebym do cie- bie dołączyła. Ile razy mam ci powtarzać, wariatko, że nie będę brać udziału w twoim miesiącu mio- dowym. Tu wszystko jest dobrze. Możesz przestać udawać, że wasza wizyta w przyszłym miesiącu jest tylko kaprysem dwojga obieżyświatów. Znalazłam pierścionek. Jake całkiem szczerze myślał, że zdoła go ukryć za moimi książkami w bibliotece. Ledwie do niej weszłam, wiedziałam, za którą go położył. O, Josey, jaki jest piękny! Na jego widok poryczałam się jak dziecko. Potem usłyszałam wracającego do domu Jake'a, schowałam pierścionek i pobiegłam do kuchni, gdzie zaczęłam siekać cebulę, żeby uza- sadnić te łzy. W rezultacie przez trzy dni jedliśmy ogromny cebulowy suflet. Czy wspomniałam, że nie- nawidzę tego paskudztwa? Wczoraj spotkałam twoją matkę. Co się dzieje z nią i tym taksówkarzem? Ciągle ich widuję ra- zem. Siedziała w taksówce, która zatrzymała się na światłach. Mówiła bez przerwy. Ani na chwilę nie przestała. A taksówkarz się uśmiechał i kiwał głową, ale nie odzywał się ani słowem. Przyglądał jej się we wstecznym lusterku. Zwiatła zmieniły się na zielone, a on tego nie zauważył, taki był w nią zapa- trzony. W zeszłym tygodniu poszłam na cmentarz, tak jak prosiłaś, i położyłam kwiaty na grobie Delli Lee Baker. Minął rok, a ludzie nadal o tym gadają. Może kiedyś mi wyjaśnisz, dlaczego zapłaciłaś za jej pogrzeb. Niedawno miałam o niej dziwny sen. Przyśniło mi się, że razem z tobą i Dellą Lee idziemy jakąś ulicą pełną ludzi, ale chodnik był ze złota, jak w Czarnoksiężniku z krainy Oz". Trzymałyśmy się pod ręce i ciągle się śmiałyśmy. Ludzie gapili się na nas jak na gwiazdy filmowe. Szłyśmy do jakiegoś wspaniałego miejsca, ale nie wiem dokąd. Dlaczego śni mi się kobieta, której w ogóle nie znałam? Czy to nie upiorne? No, na mnie pora. Nie, jeszcze nie. Zastanawiałam się nad tym od jakiegoś czasu... i chcę ci coś powiedzieć. Nie mówiłam tego ni- komu. Boże, ręce mi się trzęsą. R L T Dobrze, no więc wiesz, że mam tyle książek, zawsze są przy mnie. Chodzi o to, że te książki po prostu się pojawiają. Nie wiem, skąd. Nie kupiłam ani jednej, odkąd skończyłam dwanaście lat. Wcho- dzę do pokoju i znajduję książkę, która chce, żebym ją przeczytała. Czasem za mną chodzą. Nie na no- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |