[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drodze ocierał pocałunkami jej łzy i szeptał słowa pocieszenia, których prawie nie słyszała. Jeff, obserwujący ich przez szybę, smiechnął się szeroko, po czym przesiadł się do tyłu. Dona- van mrugnął do niego porozumiewawczo, a na- stępnie ostrożnie posadził Fay na przednim sie- dzeniu i zapiął jej pas. Nie ruszaj s/e! To jest porwanie! zażartował. Co sobie pomyśli właścicielka mieszkania? zapytała ze słabym uśmiechem. %7łe zostałaś porwana. Jeff, zawieziemy Fay do domu i nie wypuścimy, dopóki nie ugotuje nam kolacji zwrócił się do siostrzeńca, który uśmiechał się od ucha do ucha. Jeśli okaże się dobrą kucharką, natychmiast się z nią ożenię. Fay próbowała zachować powagę. Dopiero co powiedziałeś mi, żebym poszła do... Nie przy dziecku przerwał jej, robiąc srogą minę. Lepiej, żeby nie uczyło się brzydkich wyrazów. Uważacie, że ja żyję w innym świecie? zapytał Jeff, robiąc minę i przewracając oczami. Spoko, stary. Za dużo oglądasz telewizji zawyrokował Donavan. Trzeba będzie zamknąć to pudło w szafie. Diana Palmer 123 Od tego wszystkiego Fay poczuła w głowie zamęt. Ja nie umiem gotować! jęknęła. Niewiele potrafię poprawiła się. Omlety i bekon. Nie ma sprawy. Chętnie zjemy teraz śniada- nie, co, Jeff? Jasne! Fay poddała się. Nim dojechali na farmę, obeschły jej łzy i wrócił względny spokój. Nadal nie rozumiała, co podkusiło Donavana, by po nią przyjechać, bo przecież uraziła go do żywego. Na razie jednak postanowiła nie sprzeciwiać się łas- kawemu losowi. Gdy dotarli na miejsce, Jeff od razu skierował się do salonu, bo właśnie zaczynał się jego ulubio- ny program w telewizji, Donavan zaś zaprowadził ją do kuchni. Uważaj na Bel ostrzegł, omijając kociaka, który natychmiast do nich przybiegł. Ja się nim zajmę! zawołał Jeff. Złapał kota i zamknął się z nim w salonie. Za zamkniętymi drzwiami rozległ się charakterys- tyczny jazgot telewizora. Trochę potrwa, zanim przywyknę do tego hałasu mruknął Donavan, przyglądając się pase- mkom włosów Fay, które wymknęły się ze schlu- dnego koka. Dlaczego tak się czeszesz? zapy- tał, podchodząc bliżej. 124 MIAOZ WARTA MILIONY Gdy wprawnymi ruchami wyjmował spinki, jej włosy ciężkimi pasmami opadały na ra- miona. Tak jest lepiej szepnął. Teraz znowu wyglądasz jak moja Fay. Westchnęła cicho, wzruszona jego łagodnoś- cią. Takie zachowanie nie pasowało do tego Donavana, którego dotąd znała. Naopowiadałam ci takich okropnych rzeczy powiedziała przez ściśnięte gardło. Ale nie pozostałem ci dłużny odparł. Mamy więc za sobą pierwszą kłótnię kochan- ków. Nie jesteśmy kochankami zaprotestowała. Ale będziemy. Spojrzał jej w oczy. Zaczerwieniła się. Ja nie jestem taka. Pochylił się i czule ją pocałował. Przyciągnął ją do siebie, by mogła poczuć go całym ciałem. No, maleńka... Czuła jego gorący oddech na twarzy. Nie każ mi o to walczyć. Posłusznie rozchyliła wargi i po chwili oddała się rozkoszy namiętnego pocałunku. Tak, właśnie tak szeptał. Chwycił ją mocno w talii i lekko unosząc, przycisnął dościany. Wsunął nogę między jej uda i całował ją, naśladując językiem miłosne ruchy, które dla niej były jeszcze wielką tajemnicą. Diana Palmer 125 Kiedy przestał, nie widziała nic prócz jego na- brzmiałych warg. Jej ciało pulsowało tym samym szalonym rytmem, jakim biło jej serce. Donavan jeszcze raz pochylił głowę i chwycił zębami jej dolną wargę. Wprawdzie nie na tyle mocno, żeby zadać jej ból, ale wystarczająco, by zdała sobie sprawę z gwałtowności, z jaką jej pożądał. Nie mogła się poruszyć. Nacierał na nią całym ciałem, przyciskając ją do chropowatej, chłodnej powierzchni ściany. Czuła się osaczona i bezradna. Lepiej za mnie wyjdz odezwał się ochryp- łym głosem. Nie wiem, jak długo dam radę cię chronić. Chronić mnie? Przed czym? zapytała pół- przytomnie. Naprawdę nie wiesz? Musnął wargami jej opuchnięte usta. Małżeństwo to poważna sprawa powie- działa cicho. Oczywiście, że poważna. Ale my oboje z każ- dym dniem jesteśmy coraz bardziej rozpaleni. Pragnę cię jak wariat, ale nie chcę, żeby to się stało na tylnym siedzeniu samochodu albo w ja- kimś przydrożnym motelu, w pokoju na godzi- ny. Twoje dziewictwo to dla mnie zakazany owoc. Jestem biedna przypomniała mu. Nie, nie 126 MIAOZ WARTA MILIONY patrz na mnie takim wzrokiem! jęknęła, gładząc jego ściągnięte brwi. Będę dla ciebie dodat- kowym ciężarem. Oczywiście, zamierzam praco- wać, ale dużo nie zarobię. A jak, według ciebie, radzą sobie zwykli ludzie? zapytał. Na miłość boską, co z tego, że nie masz pieniędzy?! Ja też nie jestem zamożny. Bez pieniędzy jesteś mi dużo droższa niż wtedy, kiedy byłaś dziedziczką pokaznej fortuny. Wiesz, dlaczego, prawda? Tak. %7łałuję tamtych słów. Bardzo się bałam, że już mnie nie chcesz... Czy ja zachowuję się jak facet, który cię nie chce? zapytał, patrząc na nią wymownie. Nie zrobił najmniejszego ruchu, ale ona pojęła aluzję i zaczerwieniła się po uszy. Roześmiał się i cofnął o krok, pozwalając jej stanąć na ziemi. Potem długo patrzył na jej płonące policzki. Jesteś jak bezcenny dar rzekł półgłosem. Ciekawe, czy zemdlejesz podczas naszej nocy poślubnej, czy zamkniesz się przede mną w ła- zience? Założę się, że nigdy nie widziałaś nagie- go mężczyzny. A co dopiero podnieconego gołe- go faceta! Przyzwyczaję się odparła odważnie. Nie masz wyjścia. Roześmiał się radośnie. A więc tak czy nie? Diana Palmer 127 Wzięła głęboki oddech. Tak! odrzekła, odsuwając na bok dręczącą myśl o różnych motywach, które nimi kierują. Ona pragnie go, a on pragnie jej. O resztę będzie się martwiła pózniej. Milczał tak długo, że zaczęła podejrzewać, iż pożałował pochopnych oświadczyn. Na szczęście rozwiał ten niepokój, całując jej dłonie. Jego oczy powiedziały jej, że on na pewno się nie waha. Gdy to zrozumiała, poczuła się bezgranicznie szczęśliwa. Jakiś czas pózniej Donavan zawołał Jeffa. Kiedy powiedzieli mu o swojej decyzji, chłopiec zaczął dosłownie skakać z radości. Kiedy ślub? zapytał tylko. Fay wyglądała na niezdecydowaną, za to Do- navan nie miał żadnych wątpliwości. W przyszłym tygodniu odparł, patrząc zadziornie na Fay, jakby chciał sprowokować ją do oporu. Czy wobec tego zaczął Jeff z pewnym wahaniem mogę zostać u was dłużej, żeby być na ślubie? Donavan przyglądał mu się w milczeniu, które z każdą sekundą stawało się coraz bardziej nie- znośne. Jeśli o mnie chodzi, możesz tu zostać, aż staniesz się pełnoletni odparł z powagą. 128 MIAOZ WARTA MILIONY Ja też nie mam nic przeciwko temu dodała pospiesznie Fay. Jeff wyglądał na zakłopotanego. Zaczerwienił się po uszy i opuścił wzrok. Podobnie jak jego ukochany wujek, rzadko okazywał emocje. Tym razem jednak był wyraznie skrępowany. Chciałbym z wami zostać wyznał. Tylko czy na pewno nie będę wam przeszkadzał? Nie odparł Donavan krótko. Na razie nie mamy czasu na podróż poślubną, a ty musisz się uczyć. Zapiszemy cię do tutejszej szkoły, choć to prawie koniec roku. Jeff otworzył szeroko oczy. Nie będę musiał wracać do szkoły kadetów? Nie, chyba że zechcesz. Złożyłem już wsą- dzie wniosek o przyznanie mi prawa do opieki nad tobą. Hura! Chłopiec nie krył radości. Wujku, jak Boga kocham, nie wiem, co powiedzieć! Powiedz ,,dziękuję i wracaj przed telewi- zor poinstruował go Donavan, kierując ciepłe [ Pobierz całość w formacie PDF ] |