[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Głowa Ivy osunęła się na fortepian. - Tristanie! Tęsknię za tobą, Tristanie! Rozpłakała się, jakby dopiero teraz ktoś powiedział jej, że Tristan nie żyje. Nigdy nie będzie łatwiej, pomyślała. Nigdy. Ella wcisnęła się obok jej głowy, trącając Ivy. Kiedy łzy przestały płynąć, Ivy wyciągnęła ręce do kotki. I wtedy usłyszała dzwięk: trzy wyrazne nuty. Aapki Ełli musiały się poślizgnąć, pomyślała Ivy. Musiała wejść na klawiaturę fortepianu. Ivy mruganiem osuszyła mokre oczy i utuliła kotkę w ramionach. - Co ja bym bez ciebie zrobiła, Ello? Trzymała kotkę do chwili, aż mogła znowu normalnie oddychać. Wtedy delikatnie postawiła Ellę na ławce i wstała, żeby obmyć twarz. Była w połowie drogi przez pokój, zwrócona tyłem do fortepianu, kiedy znów usłyszała te same trzy nuty. Tym razem identyczna sekwencja zabrzmiała dwukrotnie. Ivy odwróciła się z powrotem do kotki, która mrugała, patrząc na nią. Ivy roześmiała się przez świeżą falę łez. - Albo zaczynam wariować, Ello, albo ty ćwiczysz. - Potem zeszła po schodach do swojej sypialni. Miała ochotę zaciągnąć teraz zasłony i położyć się spać, ale nie pozwoliła sobie na to. Nie wierzyła, że ból kiedykolwiek zelżeje, lecz musiała żyć dalej, skupiać się na ludziach wokół niej. Wiedziała, że Philip postawił na niej krzyżyk. Już trzy tygodnie temu przestał ją prosić, żeby się z nim bawiła. Teraz to ona wyjdzie na zewnątrz i sama go poprosi. Stając w tylnych drzwiach domu, zobaczyła, że chłopiec wykonuje jakiś magiczny kucharski rytuał pod dwoma ogromnymi klonami i swoim nowym domkiem na drzewie. Patyki leżały ułożone w stos, a na jego szczycie tkwił stary garnek. To tylko kwestia czasu, nim postanowi podpalić jeden z tych patyków i puści z dymem zadbane podwórze Andrew, pomyślała Ivy. Już wcześniej porysował kredą podjazd. Obserwowała brata z lekkim rozbawieniem, a kiedy tak stała, przypomniało się jej sześć nut. Powtórzone trzy dzwięki brzmiały znajomo, pochodziły z jakiejś piosenki, którą słyszała dawno temu. Nagle słowa same dołączyły do nut. Kiedy idziesz przez burzę..." Powoli przypominając sobie słowa, Ivy zaśpiewała: Kiedy idziesz przez burzę... trzymaj uniesioną głowę". Umilkła na chwilę. I nie obawiaj się ciemności". Piosenka pochodziła z musicalu Carousel. Ivy nie pamiętała wiele z samej sztuki poza tym, że na końcu mężczyzna, który umarł, powrócił z aniołem do ukochanej osoby. W umyśle Ivy pojawił się tytuł tej piosenki. - Nigdy nie będziesz szła samotnie" - powiedziała na głos. Zakryła sobie usta ręką. Traci rozum, wyobrażając sobie, że Ella gra jakieś nuty, i dostrzegając w tej muzyce przesłanie. A jednak przypomnienie sobie tej piosenki przyniosło jej nieco pociechy. Po drugiej stronie trawnika Philip nucił pod nosem własną pieśń nad garnkiem pełnym zielonych zdzbeł. Ivy podeszła do niego cicho. Kiedy podniósł wzrok i machnął na nią różdżką, mogła się domyślić, że czyni z niej postać w swojej zabawie. Wcieliła się w rolę. - Czy może mi pan pomóc, proszę pana? odezwała się. - Błąkam się po lesie od wielu dni. Jestem z dala od domu i nie mam nic do jedzenia. - Usiądz, dziewczynko - odpowiedział Philip drżącym głosem starego człowieka. Ivy przygryzła wargę, żeby pohamować chichot. - Nakarmię cię. - Nie jest pan... nie jest pan złym czarnoksiężnikiem, prawda? - zapytała z pełnym dramatyzmu wahaniem. -Nie. - To dobrze - odparła, siadając obok ogniska" i udając, że grzeje sobie dłonie. Philip przywlókł do niej garnek z liśćmi i zdzbłami. - Jestem czarodziejem. - Ojej! - podskoczyła. Philip wybuchnął śmiechem, ale zaraz na powrót przybrał poważną minę czarodzieja. - Jestem dobrym czarodziejem. - Rety! - Chyba że jestem zły. - Rozumiem - stwierdziła Ivy. - Jak panu na imię, panie czarodzieju? - Andrew. Ten wybór imienia na chwilę odebrał jej mowę, lecz postanowiła nie poruszać tego tematu. - Czy to twój dom, czarodzieju Andrew? - spytała, wskazując na domek na drzewie nad nimi. Philip skinął głową. Inny Andrew - ten, który dokonywał czarów przy pomocy swoich kart kredytowych - wynajął stolarzy, żeby odbudowali domek na drzewie, w którym Gregory bawił się jako dziecko. Teraz konstrukcja była ponaddwukrotnie większa, posiadała wąski pomost z desek prowadzący na drugi klon rosnący obok, gdzie zamocowano jeszcze więcej podestów i poręczy. Na obu drzewach dodano wyższe piętra. Z jednego klonu zwisała sznurowa drabinka, a z drugiego gruba lina zakończona węzłem pod siedzeniem huśtawki. Było tu wszystko, czego dzieciak mógłby zapragnąć, a nawet więcej - Gregory i Ivy zgodzili się co do tego, kiedy pewnego dnia wspięli się tam pod nieobecność Philipa. - Czy chcesz wejść na górę do mojej kryjówki? - zapytał ją [ Pobierz całość w formacie PDF ] |