[ Pobierz całość w formacie PDF ]
buta? Czy kawę piję z cukrem, czy bez? Gdzie najchętniej wyjeżdżam na wakacje? Pokręcił głową. - Czy naprawdę nie można szczerze wyrazić zachwytu, bo S R zostanie to odczytane jako chęć zmiany tematu? Tahlia pokręciła głową. - Nie. Nadszedł kelner z przystawkami. Poczuli smakowity zapach świeżo grillowanej przepiórki. - Jesteś bardzo oddana pracy - zauważył Case, wprawnie oddzielając mięso i rozkoszując się jego smakiem. - Twoje osiągnięcia robią wrażenie. W krótkim czasie dokonałaś bardzo wiele. - Popatrzył na nią, ciekawy reakcji. - Czyli w końcu przejrzałeś moje akta. W końcu. Po raz dwudziesty. Tahlia miała imponujące dokonania jak na dwudziestosześcioletnią dziewczynę. Choć nadal w niektórych sprawach wydawała się bardzo młoda i niewinna. - Chyba nie miałaś dużo czasu na życie osobiste. Tahlia odłożyła widelec. - To prawda, jednak miewałam chłopaków... jeśli o to pytałeś. Case potrząsnął głową. - Jesteś zdumiewająco szczera, panno Moran. - A ty wyjątkowo wścibski, panie Darrington. Można zaryzykować twierdzenie, że masz jakiś ukryty cel. - Bo mam. - Tak? - Interesują mnie wszyscy pracownicy, ale to nie znaczy, że zapraszam ich na kolację. - Dlaczego więc mnie spotkało takie wyróżnienie? - zapytała cicho, mierząc go zwężonymi oczami. S R - Bo mnie fascynujesz. - Ja... Wystraszył ją. Widział to w jej oczach, słyszał w jej głosie. I czuł każdym nerwem i każdym mięśniem. - Nie porzucam swych zasad dla pięknej kobiety - wypalił. - Ani nie gonię za czymś, czego chcę... - Do diabła, jeszcze bardziej się pogrążył. - Wiem. Case odchylił się do tyłu, nie odrywając od niej oczu. Tahlia odprężyła się, wydawała się spokojniejsza. Nie wiedział, co sobie myśli, lecz ten uśmiech, rozjaśniający jej twarz, urzekał go. ROZDZIAA CZTERNASTY Emma, zasada numer 2: czyńcie miłość, nie wojnę. Tahlia zagryzła usta, powoli podchodząc do drzwi domu. Case szedł tuż za nią. Marynarka otulająca jej ramiona pachniała nim i jego wodą toaletową. Ten lekki zapach upajał, burzył zmysły. To była ich trzecia randka. Wspaniałe jedzenie i równie wspaniałe towarzystwo. Poznawała go coraz lepiej, jednak nie były to te aspekty jego S R życia, które interesowały ją najbardziej. Dowiedziała się sporo o jego rodzicach, zwierzętach i dzieciństwie, za to niewiele na temat jego kariery zawodowej. Teraz szarmancko odprowadzał ją do domu, a ona gorączkowo zastanawiała się, czy go zaprosić na kawę, i walczyła z pokusą, by go pocałować, a może nawet coś więcej... - Dzięki za kolejny wspaniały wieczór - wydusiła, szukając w torebce kluczy i odpychając od siebie natrętne myśli. Case jest jej szefem. Początkowo widziała w nim jedynie biurowego podrywacza, ale te kilka dni zmieniło jej opinię. Case naprawdę fajny facet. - Cała przyjemność po mojej stronie, Tahlio - odparł, zniżając głos do szeptu. Zadrżała, wyjęła klucze. - Było naprawdę super. Mus był pyszny, słodziutki i jedwabisty... - To prawda - przytaknął Case, skłaniając się ku niej. - Pozwól, może ja? Wyjął klucze z jej ręki i otworzył drzwi. - Dzięki. - Zdjęła z ramion marynarkę. Wciąż miała w pamięci chwilę, gdy ją nią otulił. Marynarka była przyjemnie ciepła i pachniała nim. Na to wspomnienie serce zatrzepotało jej w piersi. Wiedziała, że musi się trzymać i wciąż powtarzać sobie, że jest jedną z wielu panienek, które Case próbuje oczarować. Jednak przez te kilka dni poznała go z innej strony, dostrzegła w nic coś więcej. Jest miły, ciepły, otwarty na innych. S R Chciała opowiedzieć mu o sobie, być przy nim, przegadać z nim całą noc i... więcej. Czy coś takiego odczuwa teraz mama? Czy podobne uczucia skłaniają ją do ponownego podjęcia ryzyka? Tahlia popatrzyła w szafirowe oczy Case'a. - Nie powiedziałam ci prawdy - odezwała się cicho. - Nie? - Case uniósł brwi i cofnął się o krok. - Ale w jakiej sprawie? - Nie chodziłam aż z tyloma chłopakami. - Zagryzła usta. - W każdym razie z żadnym na poważnie. - Aha. Poczuła ucisk w żołądku. - Nie zrozum mnie opacznie. Miewałam sympatie. Tyle że żaden z tych chłopaków jakoś szczególnie się nie liczył, przy żadnym nie... - Zreflektowała się. - A jak było z tobą? Case pokręcił głową. - Też nie miałem żadnego chłopaka na poważnie - odparł cicho, leciutko wyginając usta w uśmiechu. - Ale... ale byłem w poważnym związku. - I? - I zle się to skończyło - wymamrotał. - Jednak nadal wierzę w powtórną szansę. A ty? Dla niej taka ewentualność w ogóle nie wchodziła w grę po tym, co zrobił jej ojciec... Była pewna, że nigdy nie zaufa mężczyznie. Jednak Case i to, co czuła teraz... S R Podała mu marynarkę. - Tak - wyszeptała. Case delikatnie przesunął palcami po jej policzku, odgarnął na bok grzywkę, po czym położył dłoń na karku Tahlii i przyciągnął ją do siebie. Patrzył na jej usta. - Case... - wydukała, instynktownie zwilżając wargi językiem. Całym ciałem wyrywała się ku niemu. - To chyba nie jest dobry pomysł... - Zostało jeszcze tyle rzeczy do powiedzenia... nim między nimi do czegoś dojdzie. Pochylił się i odszukał jej usta. Nie cofnęła się, nie opierała. Płonęła w jego ramionach, a on całował ją, obejmując dłońmi jej twarz. Przywarła do niego mocniej, wtulając się w jego muskularne, ciepłe ciało. Był tak blisko... - Chyba masz rację - wymamrotał. - To nie jest dobry pomysł. - Znów musnął jej usta. Przeszła przez próg, cały czas zaciskając palce na jego koszuli na piersi. - Jesteśmy tylko kolegami z pracy. Case wszedł za nią, nie wypuszczając jej z ramion. - Tak, oczywiście. To nie jest właściwe. - Właściwe - wyszeptała, odpinając guzik i wsuwając dłoń pod cienką tkaninę jego koszuli. Case zamknął nogą drzwi i przywarł do jej ust. Jego dłonie S R błądziły po jej ciele. Zerwała z niego koszulę. Jeszcze dawał jej szansę. - Jesteśmy profesjonalistami - szeptał, obsypując jej twarz pocałunkami. - Nie powinniśmy pochopnie... Musnęła ustami jego bark. Skóra była słodka i słona. - Boisz się, że to ci zniszczy karierę? - wyszeptała. - Nie. - Czuła na szyi ciepło jego oddechu. - Myślałem o plotkach. - Nadstawiała twarz do pocałunków. - Nie będę mógł nad sobą zapanować - szeptał jej do ucha, odpinając suwak sukienki. - W windzie, w moim gabinecie, wszędzie. Ogarnęła ją kolejna fala gorąca. Zanurzyła palce w jego włosy. Case zsunął cienkie ramiączka, sukienka spłynęła na podłogę. Patrzył na Tahlię z zachwytem. Uśmiechnęła się. Odepchnęła od siebie wszystkie zastrzeżenia, wszystkie obawy. Liczyło się tylko to, że jej pragnął. Przeciągnęła dłonią po jego policzku i odszukała jego usta. Zgniótł jej wargi gorącym pocałunkiem i wziął ją na ręce. - Wariuję na twoim punkcie - wyszeptał, przesuwając po niej zachwyconym spojrzeniem. - O Boże, Tahlio! - Ja też cię pragnę - wyszeptała, przyciągając go do siebie i żarliwie całując. - Ja też. Miękkie światło poranka łagodnie oświetlało jego twarz. Tahlia patrzyła na śpiącego obok niej Case'a i nie wierzyła, że to naprawdę się stało. Przesunęła koniuszkami palców po jego piersi. Przytrzymał jej dłoń. S R - Aaskoczesz mnie. - Przepraszam, nie chciałam cię obudzić. - To najpiękniejsza pobudka w moim życiu. Uśmiechnęła się. Czuła się cudownie, jak jeszcze nigdy. Case tyle jej dał... a jej wciąż było go mało. Chciała być z nim jeszcze bliżej, wiedzieć o nim jeszcze więcej... - Wczorajsza noc... - Wiem - rzekł cicho. - Nie żałujesz? - wyszeptała. - Jak mógłbym żałować? - Podniósł się na łokciu i popatrzył na nią. - Nie ma mowy. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |