[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sprzeczności z ich
nową obsesją.
Na tym między innymi polega wyrastanie z dzieciństwa, rozmyślała Plectrude, \e człowieka
nie cieszy ju\ bliskość Gwiazdki. Coś takiego zdarzyło jej się po raz pierwszy. Miała rację,
obawiając się tak bardzo w zeszłym roku ukończenia trzynastu lat. Naprawdę bardzo się
zmieniła.
Wszyscy to zauwa\yli. Uderzyło ich przede wszystkim jej wychudzenie; matka była jedyną
osobą, której się to podobało. W oczach Denisa, Nicole, Beatrice oraz Roselyne, którą
równie\ zaproszono, nie znalazło jednak uznania.
- Masz twarz jak piąstka.
- Przecie\ jest tancerką - broniła jej Clemence. - Nie oczekiwaliście chyba, \e wróci do nas z
pyzatymi policzkami. Wyglądasz ślicznie, kochanie.
79
Oprócz chudości peszyła ich te\ jeszcze inna głębsza zmiana, której nie bardzo potrafili
określić słowem. Lub, co bardzo mo\liwe, po prostu nie śmieli nazwać jej po imieniu, tak
była przygnębiająca: Plectrude straciła wiele ze swej spontaniczności. Zawsze była śmieszką,
a teraz brakowało im tej dawnej \ywości, do której przywykli.
 To pewnie szok spowodowany powrotem do domu" "~ pomyślał Denis.
Jednak w miarę upływu dni wra\enie to potęgowało się. Plectrude była jakby nieobecna
duchem, pozorną serdecznością z trudem maskowała obojętność.
W czasie posiłków zdawała się prze\ywać istne katusze. Przyzwyczajeni byli, \e zawsze
niewiele jadła, ale teraz ttie jadła ju\ zupełnie nic; wyczuwało się, \e siedzi cała spięta,
dopóki nie wstaną od stołu.
Gdyby bliscy Plectrude mogli zobaczyć, co dzieje się w jej głowie, zaniepokoiliby się jeszcze
bardziej.
Bo ju\ pierwszego dnia po przyjezdzie wszyscy wydali Jej się po prostu otyli. Nawet
Roselyne, szczuplutką nastolatkę, uznała za grubasa. Zdumiewało ją, jak w ogóle ^ogą \yć z
taką nadwagą.
Ale jeszcze bardziej zdumiewało ją to, \e mogą tolerować swoje pró\ne \ycie, tę gnuśną i
bezcelową rozlazłość, błogosławiła swoją twardą egzystencję i wyrzeczenia, jakie narzucała:
ona, Plectrude, przynajmniej do czegoś cią\yła. Nie dlatego, \eby pociągał ją kult cierpienia,
ale dlatego, \e czuła potrzebę celowości; pod tym względem była ju\ nastolatką.
Roselyne wzięła ją na stronę i zaczęła opowiadać ró\ne klasowe plotki. Podekscytowana
chichotała:
80
- Wyobraz sobie, \e Vanessa spotyka się teraz z Fredem, tak, tym chłopakiem z trzeciej klasy!
Masz pojęcie?
Szybko jednak poczuła się zawiedziona brakiem spodziewanej reakcji.
- Przecie\ chodziłaś do tej klasy znacznie dłu\ej ode mnie, nie obchodzi cię, co u nich
słychać?
- Nie bierz tego do siebie. Gdybyś tylko wiedziała, jakie to wydaje mi się teraz odległe.
- Nawet Mathieu Saladin? - zapytała Roselyne, domyślna kiedyś, ale ju\ nie teraz.
- Nawet on - odrzekła Plectrude ze znu\eniem.
- Kiedyś tak nie było.
- Ale teraz jest.
- Czy w twojej szkole są jacyś chłopcy?
- Nie. Oni mają zajęcia osobno. Nigdy ich nie widujemy.
- Czyli \e same dziewczyny? Koszmar!
- Słuchaj, my nie mamy nawet czasu, \eby myśleć o tych sprawach.
Plectrude nie miała odwagi wdawać się w wyjaśnienia na temat przepaści dzielącej te, które
wa\ą powy\ej czterdziestu kilogramów, od tych, które wa\ą poni\ej, niemniej coraz
wyrazniej czuła, jak bardzo jest ona realna. Co ją mogły obchodzić wszystkie te komiczne
szkolne zaloty! A biedna Roselyne budziła w niej politowanie, tym większe, \e zaczęła ju\
nosić stanik.
- Chcesz, to ci poka\ę.
- Co?
- Stanik. Kiedy mówię, przez cały czas się w niego wgapiasz.
I Roselyne podciągnęła w górę T-shirt. Plectrude a\ jęknęła ze zgrozy.
81
Nauczywszy się tańczyć na przekór swoim profesorom, w głębi duszy nauczyła się te\ \yć na
przekór własnej rodzinie. Choć tego głośno nie mówiła, z konsternacją obserwowała swych
najbli\szych:  Jacy oni sflaczali! Jak bez reszty poddani sile cią\enia. Przecie\ \ycie musi
być czymś więcej, czymś lepszym ni\ to, które prowadzą".
Uwa\ała, \e ich egzystencji, odwrotnie ni\ jej własnej, brakuje kręgosłupa. Wstydziła się za
nich. Czasami nawet zastanawiała się, czy przypadkiem nie jest sierotą, którą tylko
adoptowali.
- Słuchaj, ja naprawdę się o nią niepokoję. Jest strasznie wychudzona - powiedział Denis.
- I co z tego? Przecie\ jest baletnicą - odparła Clemence.
- Nie wszystkie baletnice są takie chude jak ona.
- Ma trzynaście lat. W jej wieku to normalne. Uspokojony tym argumentem Denis mógł
nareszcie
zasnąć. Rodzice posiadają niebywały dar samooszukiwa-nia się: wychodząc od
bezsprzecznego faktu - chudości częstej wśród nastolatek - pominęli cały kontekst. To
prawda, \e ich córka była z natury swej bardzo szczupła; ale jej obecna chudość wcale
naturalna nie była.
Minęły święta. Plectrude z niewysłowioną ulgą wróciła do szkoły.
- Czasami mam wra\enie, \e straciliśmy dziecko - skar\ył się Denis.
- Nie bądz takim egoistą - oponowała Clemence. - Ona jest szczęśliwa.
Myliła się, i to podwójnie. Przede wszystkim dziewczynka wcale nie była szczęśliwa. A poza
tym egoizm jej mę\a był niczym w porównaniu z jej własnym egoizmem;
82
sama pragnęła niegdyś namiętnie zostać baletnicą i wreszcie dzięki Plectrude i za jej
pośrednictwem mogła zaspokoić tę ambicję. Niewa\ne, \e na ołtarzu swego ideału poświęcała
zdrowie dziecka. Gdyby jej to powiedzieć, otworzyłaby szeroko oczy ze zdumienia i
wykrzyknęła:
- Zale\y mi wyłącznie na szczęściu córki!
I byłoby to z jej strony absolutnie szczere. Rodzice często sami nie wiedzą, co skrywa ich
szczerość.
To, co Plectrude prze\ywała w szkole baletowej, trudno byłoby nazwać szczęściem, do
szczęścia potrzebne jest bowiem minimum poczucia bezpieczeństwa. Dziewczynka nie miała
go ani trochę, i tu się nie myliła; na obecnym etapie nie igrała ju\ z własnym zdrowiem, ona
własne zdrowie nara\ała. Wiedziała o tym.
To, co Plectrude prze\ywała w szkole baletowej, określić by mo\na mianem upojenia: a
ekstaza ta karmiła się w ogromnym stopniu zapomnieniem. Zapomnieniem o wyrzeczeniach,
o cierpieniach fizycznych, o niebezpieczeństwie, o strachu. Dzięki takim dobrowolnym aktom
amnezji mogła się w tańcu zapamiętać i doświadczyć w nim szaleńczego złudzenia, transu
wzlatywania w powietrze.
Powoli stawała się jedną z najlepszych uczennic. Nie była wprawdzie najchudsza, ale
bezsprzecznie miała w sobie najwięcej wdzięku: posiadała tę cudowną swobodę ruchu, która
jest największą niesprawiedliwością natury, jako \e z wdziękiem człowiek się rodzi, a jeśli się
z nim nie urodził, to \aden pózniejszy wysiłek nie zdoła zrekompensować jego braku.
A poza tym, co równie\ wcale nie przeszkadzało, była najładniejsza. Nawet wa\ąc trzydzieści
pięć kilogramów
83
w niczym nie przypominała tych szkieletów, wychwalanych przez profesorów za ich chudość;
miała oczy tancerki, które rozświetlały jej twarz nieziemskim pięknem. A nauczyciele
wiedzieli, choć nigdy nie powiedzieliby tego swoim uczennicom, \e uroda jest ogromnym
atutem przy naborze solistek; pod tym względem Plectrude wyprzedzała, i to znacznie, resztę
kole\anek.
Po cichu martwiła się jednak swoim zdrowiem. Nikomu o tym nie mówiła, ale nocami nogi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.