[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jak to jest możliwe, że Kasia
odnalazła w senniku
wytłumaczenie snu, który wcale
mu się nie śnił. Nic mu się nie
śniło. - To bardzo dobry sen -
rzekł do siostry - i on znaczy,
że jesteśmy zaprzyjaznieni. A
teraz chodzmy do kuchni. Zjemy
śniadanie, nmim wszyscy wstaną.
Poszli cichutko wabiąc
Mniamnię. Suka nie chciała iść,
była markotna, a uszy całkiem
opadły jej na oczy. Kasia i
Tomek postanowili wynieść jej do
przedpkoju pyszne śniadanie,
wzmocnione wędliną, której
zazwyczaj nie daje się psom.
Otworzyli drzwi i stanęli jak
wryci. Stół był już nakryty, a w
wyplatanym fotelu babci
Pieczarkowskiej siedziała pani
Krysia i robiła na drutach
sweter.
* * *
Przez pierwsze trzy dni gość
głównie popłakiwał, a jeżeli nie
płakał, to wzdychał. Kiedy
przestawał płakać i wzdychać,
zamyślał się spoglądając w okno.
Kapało z dachów, śnieg znikał
odsłaniając brudną trawę, a
zadumana pani Krysia siedziała z
oczami utkwionymi w jeden punkt.
Rodzina chodziła na palcach
bojąc się głośniej odezwać,
stuknąć czymś albo roześmiać
się.
- Co jej jest? - zastanawiano
się. - Dlaczego nic nie mówi?
Chyba nie wypada pytać.
Poczekamy, aż sama coś powie.
Pani Krysia nic nie
powiedziała na temat celu swojej
wizyty w mieście. Po trzech
dniach przestała płakać i
szepnęła: "A, co mi tam".
- Wyraznie słyszałam, jak
powiedziała "A, co mi tam" -
mówiła podekscytowana Małgosia.
- Co to może znaczyć?
- To może znaczyć wszystko -
odpowiedziała Marysia. - Dajmy
jej spokój. Moim zdaniem ona
musi dojść do siebie po jakichś
ciężkich przeżyciach.
Gość doszedł do siebie.
Codziennie wstawał pierwszy,
przygotowywał śniadanie i
siedząc w wyplatanym fotelu
czekał na rodzinę. Dzieci
wychodziły do szkoły nakarmione,
jakby je nakarmiła sama babcia
Pieczarkowska. Przy śniadaniach
pani Krysia nigdy nie zapominała
o dziadku Pieczarkowskim.
- Odtajała - szepnęła Marysia.
Od świtu do wieczora pani
Krysia krzątała się po domu,
wycierając kurze, zamiatając,
układając, porządkując. Dzieci
wracały ze szkoły i zastawały
wszystkie swoje półki
uporządkowane, czyste. Niczego
nie mogły znalezć, przestawiały
więc drobiazgi po swojemu, a
następnego dnia znajdowały je
ustawione w zupełnie inny
sposób.
Dorośli prosili ją, żeby nie
wstawała tak wcześnie, żeby nie
pracowała tak ciężko. Jest
przecież gościem i należą jej
się prawa przysługujące
gościowi.
- Dla mnie to prawdziwa radość
być wyręką w czymkolwiek -
odpowiadała pani Krysia. -
Proszę mi tego nie odbierać. Nie
chcę być ciężarem, a bardzo
chciałabym pozostać jeszcze
trochę w tym mieście.
Rodzina uznała, że widocznie
gość jest tak pracowity, że nie
potrafi spokojnie usiedzieć w
miejscu. Nie należy mu więc
przeszkadzać, ale żeby nie
zapracował się na śmierć,
wszyscy domownicy powinni
pilnować swoich obowiązków.
- Macie sprzątać w swoich
pokojach częściej niż zwykle -
powiedziała pani Alina do
dzieci.
- Są posprzątane, zanim
zdążymy pomyśleć, że trzeba
sprzątnąć - odpowiedział Tomek.
-, Pani Krysia zgarnęła nawet
śnieg z parapetu - przypomniał
sobie "rękaw olbrzyma", który
już sam zaczynał powoli znikać
od ciepłych promieni
słonecznych.
- Wiem - westchnęła mama. -
Lecz mimo to starajcie się. Ja
wczoraj miałam wyreperować wasze
ubrania, ale pani Krysia mnie
ubiegła. Następnym razem muszę
je gdzieś schować.
Pani Krysia piekła codziennie
ciasto. Albo piernik, albo
sernik, albo szarlotkę. Piekła
również pyszne orzechowe
ciassteczka i mówiła do nich
"moje pieszczotki". Snujące się
między domami słodkie zapachy
docierały do wrażliwego nosa
babci Witkowskiej. %7łeby nie być
gorszą, wyciągała biedaczka
makutry, donice, foremki i
piekła ciasta z kopy jaj.
Narzekała przy tym, że niektórzy
mają szczęście. Im karty wywróżą
pracowitą Damę Kier, a jej
kłopoty urzędowe.
Pani Krysia starała się być
wyręką we wszystkim. Potrafiła
wyczuć, kto czego najbardziej
nie lubi, i brała to na siebie.
Dla taty dużym przeżyciem były
wywiadówki Małgosi i Tomka.
Marysia uczyła się równo, nie
wysuwając nosa poza czwórki, ale
Tomek i Małgosia sprawiali
rodzicom sporo kłopotu. Zdaniem
rodziny byli dziećmi rezolutnymi
i nic nie stało na przeszkodzie,
żeby przynosili tylko dobre
stopnie. Rzecz jednak w tym, że
Tomek nie rozumiał słowa
podręcznikowego, a nawet jeżeli
pojmował jakieś polecenie, to
tak bardzo nie dowierzał sobie,
że z góry uznawał - skoro jest
jasne, to znaczy, że zle
rozumie. Na lekcjach siedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.