[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie potrafiliśmy zrozumieć, co krzyczą. Noc rozbrzmiewała wykrzykiwanymi
sloganami, po raz pierwszy w naszej okolicy niemal fizycznie czuć było przemoc i
strach.
Kłoś z domu podkradł się do furtki, ostrożnie wyjrzał na ulicę i wrócił zdać
relację.
- %7łądają wolności i Pakistanu. Wykrzykują antyindyjskie hasła. Wiedzieliśmy,
że czasami wyrażane są antyrządowe poglądy,
nigdy jednak nie działo się to pod naszym nosem ani tak ostro, by prowokować
brutalną interwencję policji. Separatyści ośmielili się wystąpić publicznie w naszej
okolicy, w bezpośrednim sąsiedztwie rezydencji premiera rządu stanowego.
Gdybyśmy uważniej obserwowali wydarzenia, spostrzeglibyśmy, że ruch
antyindyjski rośnie w siłę. A może wiedzieliśmy, tylko nie chcieliśmy tego
przyznać. Taka myśl wprost nie mieściła się w głowie. Audziliśmy się, że prawda
okaże się inna.
- Ci młodzi ludzie nie chcą się uczyć. Wolą zostać aresztowani, chcą, żeby
przełożono im egzaminy. Tylko o to im chodzi - głośno rozważa Mohammedu. -
Gdyby musieli ciężko pracować z dala od żon i dzieci, i wysyłać pieniądze na
utrzymanie domu, zrozumieliby, na jak wielkie poświęcenia musi zdobyć się
niewykształcony człowiek, aby wyżywić rodzinę. Szybko wróciliby do książek i
spróbowali coś zrobić ze swoim nędznym życiem, zapracować na swoje utrzymanie.
- Minę ma jednak zakłopotaną. Wcale nie jest pewien, czy właściwie ocenia
sytuację.
Naprędce przeprowadzona przez Mohammedu analiza nikogo nie uspokoiła.
Byliśmy poważnie zaniepokojeni. Ale jeszcze nie przypuszczaliśmy, że pewnego
dnia ci młodzi ludzie będą gotowi za cenę życia walczyć o swoje przekonania i że ta
iskra wznieci pożar w całej dolinie. Wróciliśmy do łóżek, pocieszając się, że to tylko
szaleństwo niesfornych młodzieńców, którzy nic lepszego nie mają do roboty.
Następnego ranka, kiedy się obudziłam, wyszłam na balkon swojej sypialni na
piętrze. Nasz dom nazywano Domem Topolowym, ponieważ kiedyś wzdłuż
otaczającego ogród płotu stał szpaler tych wysokich smukłych topoli, a w ogrodzie
gęsto było od drzew owocowych. Potem wylała rzeka Dzhelam. Zrinagar po raz
kolejny
nawiedziła powódz. Wody, cofając się, zabrały z sobą łup. W ogrodzie
pozostały pojedyncze drzewa, jedna topola, wiśnia, jabłonka i figowiec.
Okrągły balkon znajdował się dokładnie nad gankiem, widać z niego było
okolicę. Spojrzałam w dół na figowiec przy ogrodowej furtce. Drzewo było sękate,
stare, dostojne. Stało obsypane dojrzałymi miękkimi ciemnofioletowymi figami, ze
słodkim czerwonym miąższem. Tego ranka po raz pierwszy uświadomiłam sobie,
jak bardzo kruche są wszystkie budynki w okolicy. Przed oczyma miałam kolekcję
domków z papieru, a nie eleganckie osiedle zasiedlone przez życzliwych sobie
ludzi, którzy razem spokojnie przeżyli ponad pół wieku. Czułam, jakby paridaeza
gdzieś się ulotniła, a my znalezliśmy się w najzwyczajniejszym na świecie miejscu,
którego spokój może zostać zakłócony, gdzie może zapanować chaos, w każdej
chwili wszystko może się zmienić.
Domy zbudowano z cegły i kamienia, ale miały duże okna i oszklone drzwi.
Nikt się nie zastanawiał nad tym, że jeden kamień wystarczy, żeby wtargnąć do
środka. Liczył się piękny wygląd, a nie względy bezpieczeństwa. Budynki były
wykończone drewnem, miały drewniane balkony, schody i podesty, drewniane
podłogi. Nawet sufity były wyłożone ręcznie rzezbionymi, trójwymiarowymi bel-
kami, zwanymi chatambandh, co znaczy  bez początku i bez końca", dziełami
niezwykle zręcznych mistrzów. Krótko mówiąc, drewno było wszędzie.
W suchym górskim powietrzu wystarczyłaby jedna zapałka, żeby z domów
pozostała sterta gruzu. Nigdy wcześniej nie przyszło mi to do głowy; myśl była
przerażająca, mroziła krew w żyłach. Dotychczas nikt nie ubezpieczał domów ani
dobytku, teraz zaczęliśmy się nad tym zastanawiać. Nawet nie jestem pewna, czy
można było wykupić polisę, by uzyskać odszkodowanie, z którego pokryłoby się
koszty odbudowy domu. Czuliśmy się zdezorientowani, ale w ciszy i spokoju
kolejnych tygodni chętnie zapomnieliśmy o nocnych zamieszkach.
Spokój nie trwał długo. Dochodziły do nas przerażające informacje o strasznych
wydarzeniach w starej części miasta. Na ulicach widać było znacznie więcej policji,
co również wyglądało złowrogo. Nie mówiło się o tym otwarcie, ale w powietrzu
czuć było wzrastające napięcie, coraz większy niepokój. Tymczasem my
chowaliśmy głowy
w piasek i zajmowaliśmy się codziennymi sprawami jakby nigdy nic. Sami
przed sobą nie chcieliśmy przyznać, że w dolinie sprawy zle się mają, że ścierają się
sprzeczne interesy. Ponieważ groziła nam utrata czegoś niezwykle cennego,
absolutnie wyjątkowego, woleliśmy wierzyć, że tak stać się nie może. Tylko w ten
sposób mogę tłumaczyć nasze ówczesne zachowanie.
Moja rodzina, zawsze gotowa korzystać z uroków życia i chętnie odsuwająca w
niepamięć wszystko, co nieprzyjemne, latem, jak zwykle, pojechała na wycieczkę w
góry. Obozowaliśmy w namiotach, jezdziliśmy konno, wspinaliśmy się na wyższe
szczyty, docierając do oblodzonych i pokrytych śniegiem partii gór. Kąpaliśmy się
w lodowatych rzekach, na muszki łowiliśmy pstrągi, świetnie bawiliśmy się
 poznając okolicę", jak z upodobaniem mawiał dziadek.
Pewnego razu wyraznie czułam, że z sosnowego lasu na wzgórzu po drugiej
stronie rzeki, dokładnie naprzeciwko naszego obozowiska, ktoś nas obserwuje.
Powiedziałam o tym przy lunchu.
- Szalona dziewczyna - to określenie na wiele lat do mnie przylgnęło. Jeszcze w
college'u tak o mnie mówiono. - Ależ ty masz bujną wyobraznię.
Po powrocie do miasta z gazet dowiedzieliśmy się, że rozbiliśmy namioty tylko
o kilka minut drogi od ćwiczebnego obozu partyzantów. Antyindyjski ruch
polityczny rósł w siłę i rozszerzał się coraz bardziej, wzrastała liczba protestów
politycznych. Tymczasem nikt nie wiedział, co z tym zrobić.
Handlarka ryb nie pojawiała się już od pewnego czasu, zakupy musieliśmy robić
w sklepie rybnym w pobliżu miejscowej świątyni. Aż tu pewnego dnia staje przed
nami cień dawnej Fathy, wymizerowana kobieta z obłędem w oczach. Opowiada, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.