[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie sądzę, żebyśmy mieli z tym problem.
Zobaczyła, jak się uśmiecha i odwzajemniła mu trochę niepewny uśmiech. Wspomnienia
zawirowały w jej głowie, również te z tamtej nocy, kiedy wszedł w nią i spojrzał jej w oczy, w których
zobaczyła tęsknotę za czymś wielkim.
- To prawda - odpowiedziała.
Odwrócił się od niej i odstawił kubek.
- Muszę iść do pracy. Ty jeszcze nad tym pomyśl.
Miała tysiące pytań buzujących jej w głowie i takich, których nawet nie umiała sformułować. Tyle
niepewności...
- Zobaczymy się wieczorem.
Patrzyła, jak bierze rzeczy i znika.
Spędziła dzień, kręcąc się po mieszkaniu, a gdy nie mogła już wytrzymać, poszła na spacer do
parku Riverside, zatrzymując się przy placu zabaw. Patrzyła na dzieci goniące za motylami albo błagające
rodziców czy opiekunkę o lody i próbowała wyobrazić sobie siebie za dwa, trzy lata w tej samej sytuacji,
ze swoim brzdącem, a może nawet Aaronem siedzącym obok. Poczuła, jak się uśmiecha, wyobrażając
sobie tę scenę: ich jako rodzinę, połączonych dzieckiem w sposób, jakiego sobie nie wyobrażała. Chciała
tego. Chciała być czyjaś, być częścią czegoś większego. Chciała tulić dziecko w ramionach i łaskotać je po
brzuszku.
Chciała, żeby tak było, ale... czy bez miłości było to możliwe? Kusiło ją, żeby zgodzić się na
propozycję Aarona, nawet wiedząc, jak wiele w ten sposób poświęca. Przypomniała sobie swoje cztery
nieudane związki, czterech mężczyzn, którzy odeszli, nie patrząc nawet za siebie. Oni wszyscy wcześniej
zapewniali, że ją kochają. To może już lepszy jest Aaron, który wprawdzie jej nie kocha, ale też nigdy nie
opuści? Tak przynajmniej deklaruje. Może wiążąc się z nim, Zoe przestanie wreszcie szukać księcia z bajki
i zejdzie na ziemię?
Westchnęła i wstała z ławki. To nie była decyzja, którą mogła podjąć sama i wiedziała, że musi
porozmawiać z Millie. Zadzwoniła do niej z komórki.
- Zoe? Gdzie ty się podziewałaś? Nie odzywałaś się od ponad tygodnia.
- Przepraszam. - Opadła ponownie na ławkę. - Powinnam ci była powiedzieć.
- Gdzie jesteś? Co się stało? Masz kłopoty?
- Nie. Dlaczego tak pomyślałaś?
- No... Zniknęłaś tak bez słowa.
- Mieszkam z kimś. - Nie tak chciała zacząć tę rozmowę. Powinna być szczera z siostrą od
początku. Teraz nowiny mogą okazać się dla niej szokiem.
- Mieszkasz z kimś? Ale przecież nie miałaś nikogo jeszcze na moim weselu! A teraz już
mieszkacie razem? No tak, z tobą zawsze tak jest. Zatem kto to jest?
L R
T
Co powiedzieć najpierw? O ciąży czy o ojcu?
- Aaron.
- Jaki Aaron?
- Aaron Bryant, twój szwagier.
- Co?! - wybuchła Millie - On? Zoe, uważaj, to kompletny palant!
- Nieładnie tak mówić o rodzinie.
- Ale przecież poznałaś go sama! Widziałaś, jak się zachowuje. Prawie nie miał czasu dla Chase'a
czy Luke'a przez całe swoje dorosłe życie!
- %7łyje pod presją - odpowiedziała Zoe instynktownie, wiedząc zresztą, że to prawda.
Widziała skutki tej presji w postaci zmarszczek Aarona i cieni pod oczami.
- Zoe, nie rób tego znowu! Aaron złamie ci serce i nic go to nie obejdzie.
- Zależy mu - odpowiedziała. Millie zamilkła.
- Kiedy to się stało?
- W noc twojego wesela.
- Co?! To znaczy...?
- Jestem w ciąży, Millie.
Kolejna chwila ciszy, tym razem dość długa.
- Przykro mi - powiedziała w końcu Millie.
- Mnie nie, chcę tego dziecka.
- Tak? Ale...
- Ale co?
- No, Aaron...
- Chce się zaangażować. Jako ojciec.
- Coś takiego... - Millie najwyrazniej nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. - Wiesz, że ci pomożemy,
ja i Chase. Nie musisz polegać na Aaronie. Jeśli chodzi o pieniądze czy w ogóle o pomoc.
- Nie potrzebuję pieniędzy. - Zoe przełknęła ślinę. Ta rozmowa szła w złym kierunku. Millie miała
swoje przekonania, których nic nie było w stanie zmienić. Chociaż może... - Wiesz, Aaron poprosił mnie o
rękę.
Millie milczała, co było gorsze niż jakakolwiek, nawet gniewna, reakcja.
- Jesteś tam, Millie? Nic nie powiesz?
- Nie wiem, co powiedzieć.
- Mówisz jak mama.
- Przepraszam - westchnęła. - Ale przecież... ty go ledwie znasz.
- A jak długo znałaś Chase'a, zanim wiedziałaś, że go kochasz? - odparowała.
Wiedziała, że mniej niż tydzień. Ona i Aaron byli ze sobą dłużej.
- To co innego. To Chase. A mówimy o Aaronie.
L R
T
- No i? Obaj są Bryantami.
- Tak, ale Chase... jest zabawny i uroczy i wiedziałam od samego początku, że nigdy nie będzie
chciał mnie zranić.
- Wyobraz sobie, że ja też to wiem. Aaron nie chce mnie zranić, Millie. Chce zrobić to, co należy
zrobić w tej sytuacji. Desperacko.
- Zoe, nie zrozum mnie zle. Nie chcę po prostu patrzeć, jak cierpisz. Kocham cię i widziałam już
zbyt wielu facetów krzywdzących cię.
- Nie będę zraniona. Wiem, co robię.
- Co masz na myśli? Czy on... Czy on cię kocha?
I tu był pies pogrzebany, pomyślała Zoe. Gorzka prawda.
- Nie.
- Nie? No to dlaczego...?
- To najlepsze dla dziecka.
- I ty w to wierzysz? Nie idz na to, Zoe! Wiesz, że ci pomożemy, my, mama, tata też.
- Nie chcę być kulą u nogi rodziny. Ale nie dlatego zastanawiam się, czy go poślubić. Spędziłam
ostatnie dziesięć lat, goniąc za urojeniami, i zaczynam podejrzewać, że nie istnieją. Zawsze zakochiwałam
się w złych facetach, więc może lepiej być w związku, gdzie nie ma miłości.
- Ale skąd wiesz, jak to będzie? Skąd wiesz, że się w nim nie zakochasz?
- Muszę się po prostu pilnować - powiedziała i wiedziała, że siostra słyszy bolesną pustkę w jej
głosie.
Gdy wchodziła do centrum pomocy społecznej, wciąż się zastanawiała, co robić. Znów był tam dziś
Robert. Przez ostatnie tygodnie zrobił pewien postęp, opanował trochę niepokój spowodowany tym, że nie
widuje ojca.
- Jest gdzieś tam daleko - powiedział cicho, ostrożnie malując nieskończony ocean błękitu na
kartce.
Zoe potaknęła ze zrozumieniem. Ojciec Roberta przeniósł się do Kalifornii, dalej, niż chłopiec mógł
sobie wyobrazić. Choć z drugiej strony, czy odległość ma takie znaczenie? Czy chłopiec czułby się lepiej,
wiedząc, że ojciec mieszka na Brooklynie i też nie za bardzo chce się z nim spotykać?
- Witaj, Zoe.
Odwróciła się zaskoczona. W drzwiach stał... Aaron.
- Co tu robisz?
- Pomyślałem, że powinienem zobaczyć, jak pracujesz.
Uśmiechnęła się, szczęśliwa, że zatroszczył się i o to.
- No to już wiesz.
Wszedł do pomieszczenia, rozejrzał się po stolikach dla dzieci, kubełkach pełnych markerów i
kredek, tubach z farbami.
L R
T
- I jak wrażenie?
- Widziałem, jak pracujesz z tym chłopcem. Wydawał się smutny.
- Tak. Ostatnio życie mu dokopało.
- I rysowanie mu pomaga?
- Myślę, że tak. Pomaga mu zaakceptować rzeczy takimi, jakie są.
Przytaknął, kiwając powoli głową.
- To już wiele, prawda?
Wiedziała, jak trudne było dla Aarona rozmawianie o emocjach. Uśmiechnęła się i pokazała na
kredki.
- Powinieneś spróbować.
- Może i masz rację... - Nie poruszył się i Zoe wiedziała, że jest coś więcej, z czym tu do niej
przyszedł.
- Słuchaj, wydaje mi się, że niezbyt dobrze poprowadziłem naszą poranną rozmowę.
- Naprawdę?
- Chcę głównie powiedzieć, że... spróbuję.
Patrzył na nią, bezbronny i zdeterminowany. Serce Zoe się ścisnęło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.