[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żeby Martinowi dodać skrzydeł, żeby go skłonić do odejścia z biura notarialnego i zajęcia się
handlowaniem szczepionkami albo czymś innym, co daje pieniądze!
Była nieszczęśliwa! Zawsze była nieszczęśliwa! %7łycie haniebnie ją oszukało!
Stara Matylda wbiła w Maigreta oczy niebieskawe jak u meduzy.
 Syn ją odwiedzał?
 Czasami.
 Jemu też robiła sceny?
I pomyśleć, że starucha od lat czekała na taką chwilę! Teraz się nie śpieszyła. Miała czas!
 Dawała synowi dobre rady:  Twój ojciec jest bogaty! Powinien się wstydzić, że ci nie
załatwił lepszej posady. Nie masz nawet samochodu& A wiesz dlaczego? Przez tę kobietę,
która dla pieniędzy za niego wyszła. Tylko dla pieniędzy za niego wyszła! Bóg jeden raczy
wiedzieć, co ci zgotuje na przyszłość& Czy dostaniesz choć część tego majątku, który ci się
należy? Dlatego teraz powinieneś ciągnąć od niego pieniądze, odłożyć sobie w bezpiecznym
miejscu& Jak chcesz, ja ci je przechowam. Powiedz, chcesz, żebym ja ci je przechowała?& 
Maigret, z wzrokiem utkwionym w brudny sufit rozmyślał, marszcząc czoło.
Zdawało mu się, że w tej plątaninie uczuć jedno wysuwało się na plan pierwszy, może
nawet warunkowało wszystkie pozostałe: niepokój! Niepokój chorobliwy, graniczący z
szaleństwem.
Pani Martin stale mówiła o tym co się może zdarzyć: o śmierci męża, o nędzy jeśli jej nie
zapewni wdowiej renty& Bała się też o przyszłość syna. To był koszmar, obsesja.
 A co na to Roger?
 Nic! Nigdy długo u niej nie siedział. Pewnie miał ciekawsze zajęcia na mieście&
 Był tu w dniu zabójstwa?
 Nie wiem.
Wariatka, w swoim kąciku, równie stara jak Matylda, ciągle przyglądała się komisarzowi,
uśmiechając się ujmująco.
 Czy Martinowie mieli wtedy jakąś rozmowę ciekawszą niż zwykle?
 Nie wiem.
 Czy koło ósmej wieczór pani Martin schodziła na dół?
 Już nie pamiętam. Nie mogę stale pilnować korytarza.
To była nieświadomość, czy przejrzysta ironia? Tak czy inaczej, coś jeszcze chowała w
zanadrzu. Maigret to czuł. Jeszcze nie całą truciznę wycisnęła!
 Wieczorem kłócili się&
 O co?
 Nie wiem.
 Nie słuchała pani?
Nie odpowiedziała. Jej mina zdawała się mówić:  To moja sprawa!
 Co jeszcze pani wie?
 Wiem, dlaczego ona choruje!
Teraz nadeszła chwila triumfu! Ręce, ciągle skrzyżowane na brzuchu, zadygotały.
Kulminacyjny punkt całej życiowej kariery!
 Dlaczego?
Tym trzeba się było nacieszyć!
 Bo& Chwileczkę, zapytam siostrę, czy niczego nie potrzebuje. Fanny, nie chcesz pić?
Może jesteś głodna? Nie za gorąco ci?
Mały żeliwny piecyk był rozpalony do czerwoności. Stara kręciła się po pokoju,
bezszelestnie ślizgając się na filcowych podeszwach.
 Bo co?
 Bo on nie przyniósł pieniędzy!
Przesylabizowała to zdanie, a potem zapanowało absolutne milczenie. To był koniec!
Więcej nic nie miała do powiedzenia! I tak powiedziała aż nadto!
 Jakich pieniędzy?
Daremny trud! Nie odpowiadała na żadne pytania.
 To nie moja sprawa! Tyle tylko słyszałam. Może pan sobie z tym robić, co pan chce.
Teraz już pora, żebym się zajęła siostrą&
Poszedł więc, pozostawiając obie siostry, żeby zajęły Bóg wie czym.
Niedobrze mu się od tego robiło. %7łołądek podchodził mu do gardła, jak przy morskiej
chorobie.
 Nie przyniósł pieniędzy& 
Czy da się to jakoś wytłumaczyć? Martin postanowił okraść pierwszego męża, może po to,
aby więcej nie wysłuchiwać o swojej przeciętności. Ona widziała go przez okno. Wyszedł z
trzystoma sześćdziesięcioma banknotami w ręku&
Ale kiedy przyszedł do domu, nie miał tych pieniędzy! Schował je w bezpiecznym
miejscu? Pozwolił się okraść? Może popadł w panikę i pozbył się pieniędzy, rzucając je do
Sekwany?
Czy to on zabił? On, nijaki, maleńki pan Martin w jasnobeżowym płaszczu?
Przed chwilą gotów był mówić. To było znużenie człowieka winnego, który nie czuje się
dłużej na siłach dochować milczenia, który woli natychmiastową karę więzienia od
trwożnego wyczekiwania.
Ale dlaczego to żona zachorowała?
A przede wszystkim, dlaczego zabił się Roger?
Czy to wszystko nie zrodziło się w wyobrazni Maigreta? Przecież równie dobrze mógłby
podejrzewać Ninę, albo panią Couchet, albo nawet pułkownika&
Schodząc powoli ze schodów, komisarz natknął się na pana de Saint Marc, który odwrócił
głowę:
 Ach, to pan&
Protekcjonalnie podał mu rękę.
 Co nowego? Sądzi pan, ze to się wyświetli?
A z góry dochodził krzyk wariatki, którą siostra widocznie zostawiła samą, by stanąć na
posterunku pod czyimiś drzwiami!
*
Piękny pogrzeb. Mnóstwo ludzi. Osoby na stanowisku. Przede wszystkim rodzina pani
Couchet i sąsiedzi z bulwaru Haussmanna.
W pierwszych rzędach kościoła jedynym dysonansem była siostra Coucheta, choć zrobiła
wszystko, żeby elegancko wyglądać. Ona jedna płakała. Najgorsze, ze miała taki hałaśliwy
sposób wycierania nosa, który za każdym razem ściągał na nią gniewne spojrzenie teściowej
zmarłego.
Zaraz za rodziną pracownicy laboratorium szczepionek.
Razem z pracownikami zasiadła stara Matylda, bardzo godna, pewna siebie,
przeświadczona ze ma prawo tu być. Czarna suknia, którą miała na sobie, służyła zapewne
tylko temu jednemu celowi: uczęszczaniu na pogrzeby! Skrzyżowała wzrok z Maigretem. I
nawet raczyła lekko skinąć głową. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.