[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyzwoitych kobiet mieliśmy, z latarnią w ręku, obliczać cyfrę cnotliwych niewiast we Francji!... Tak jest; gdyż nasza statystyka małżeńska wyłączyła jedynie istoty, których cnota nie przed- stawia dla społeczeństwa interesu. Czyż nie jest faktem, iż we Francji l u d z i e p r z y z w o i c i, ludzie tzw. "wyższej sfery", stanowią zaledwie 83/163 trzy miliony ludności: mianowicie milion bezżen- nych, pół miliona przyzwoitych kobiet, pół miliona ich mężów i milion wdów, dzieci i panien? I jak się tu dziwić słynnemu wierszowi Boileau! Nie jest on bynajmniej przesadą; dowodzi tylko, iż bystre spojrzenie poety zdołało przeniknąć te same zagadnienia, które tu, w tych zasmucają- cych rozmyślaniach, w matematycznej formie rozwinęliśmy przed waszymi oczami. A jednak mi- mo wszystko istnieją, muszą istnieć kobiety cnotli- we! Zapewne; te, które nigdy nie spotkały się z pokusą i te, które umarły przy pierwszym połogu, jeśli przyjmiemy za pewnik, iż wyszły za mąż jako dziewice; te, które są szpetne, jak owa Kaifakatadary z "Tysiąca i jednej nocy"; te, które Mirabeau nazywa fes concombres , ulepione z atomów zupełnie podobnych do tych, z których utkana jest łuska rybia lub łodyga nenufaru; ale i tu miejmy się na ostrożności!... Przyznajmy wreszcie na chwałę naszych cza- sów, iż od czasu odrestaurowania moralności i re- ligii zdarza się tu i ówdzie spotkać kobiety tak moralne, tak religijne, tak zatopione w swoich obowiązkach, tak sztywne, surowe, akuratne, tak cnotliwe, tak... że diabeł nawet oczu nie ośmieli się podnieść na te istoty, ze wszystkich stron 84/163 obłożone różańcami, szkaplerzami, spowiednika- mi... Pst, sza!... Nie próbujemy nawet obliczać cyfry kobiet cnotliwych z braku sprytu; wiadomo, iż w sprawach miłości każda kobieta ma go dosyć. Ostatecznie, nie jest niemożliwe, że gdzieś, w jakimś zakątku istnieje jedna lub druga kobieta, młoda, ładna i cnotliwa, której istnienia świat nawet się nie domyśla. Ależ, na Boga, nie nazywajcie cnotliwą kobietą tej, która walcząc z pochłaniającą ją namiętnością potrafi opierać się kochankowi, ubóstwiając go z rozpaczą w sercu. To największa zniewaga i krzyw- da, jaka może spotkać kochającego męża. Cóż mu zostaje z żony? Istota bez nazwy, żyjący trup. W pełni upojeń będzie ona jak ów gość zasiadający przy stole Borgii, któremu w połowie uczty gospo- darz oznajmił, iż pewne potrawy są zatrute; już biesiadnika głód opuścił, już je zaledwie końcem warg lub udaje tylko, że je. %7łałuje biesiady, której poniechał, aby pospieszyć na zaproszenie straszli- wego kardynała, i wzdycha do chwili, gdy będzie mógł wstać od stołu. Jakiż tedy będzie ostateczny wynik refleksyj nad cnotą kobiecą? Streszczamy go poniżej w kilku maksymach, z których dwie ostatnie zacz- erpnęliśmy z pewnego eklektycznego filozofa XVIII wieku. 85/163 XVIII Serce kobiety cnotliwej jest o jedną strunę bo- gatsze lub uboższe niż serce innych kobiet: za- leżnie od tego zasługuje ona na bezgraniczny podziw lub na politowanie. XIX Cnota kobiety jest może kwestią tempera- mentu? XX Nawet najcnotliwsza kobieta ma w sobie coś nieokreślonego, co nigdy nie jest bezwzględnie czyste. XXI "%7łe rozumny człowiek może mieć wątpliwości co do kochanki, to jeszcze da się pojąć; ale co do własnej żony!... nie, to już zanadto głupie". XXII "Mężczyzni byliby zbyt nieszczęśliwi, gdyby w stosunku do swoich żon pamiętali bodaj trochę o tym, co zresztą umieją na pamięć". Liczba arcyrzadkich kobiet, które, podobne pannom mądrym z Pisma św., umiały zachować oliwę w lampkach, będzie zawsze aż nazbyt szczupła w oczach obrońców cnoty i obyczajów; 86/163 ale i tak musimy ją odliczyć od ogólnej sumy przyzwoitych kobiet. W ten sposób owa pociesza- jąca ilość wyjątków podkreśli jeszcze wyrazniej grozę niebezpieczeństwa mężów, uczyni zgorsze- nie jeszcze jaskrawszym i rzuci tym większy cień na resztę legalnych małżonek. Któryż mąż potrafi teraz zasnąć spokojnie przy boku młodej i ładnej żony, wiedząc, iż przynajmniej trzech bezżennych rabusiów stoi bezustannie na czatach; że jeśli dotychczas nie uczynili spustoszenia w jego maleńkiej posiadłości, to w każdym razie uważają świeżo pojętą oblubienicę za łup, który im z prawa przynależy i który prędzej czy pózniej im przypad- nie - podstępem czy siłą, prawem zdobywcy czy dobrowolną kapitulacją. Prostym niepodobieńst- wem jest, by w tej nierównej walce najezdzcy nie odnieśli wreszcie zwycięstwa! Przerażająca za- prawdę konkluzja!... Tutaj purytanie moralności, ludzie, którzy lu- bią zasłaniać oczy przed brutalnym światłem prawdy, zarzucą może, iż obliczenia nasze są zbyt rozpaczliwe: zechcą wystąpić w obronie albo przyzwoitych kobiet, albo bezżennych mężczyzn; ale dla nich zachowaliśmy na koniec ostatnią re- fleksję. Pozwolimy wam zwiększyć wedle upodobania liczbę przyzwoitych kobiet i zmniejszyć dowolnie 87/163 liczbę łowców miłości; zawsze w rezultacie wypad- nie więcej miłostek niż kobiet, które są ich przed- miotem; zawsze okaże się, iż olbrzymia masa bezżennych mężczyzn skazana jest przez nasz us- trój na trzy rodzaje zbrodni społecznych. Jeśli zechcą żyć w czystości, wówczas zdrowie ich padnie ofiarą dręczącego ich nieustannie po- drażnienia; obrócą wniwecz najwyższe intencje przyrody i umrą na suchoty, popijając mleczko kędyś w górach Szwajcarii. Jeśli pójdą za głosem instynktu, wtedy albo naruszą cześć uczciwych kobiet - i oto wróciliśmy do tematu naszej książki - albo skazani będą na upadlające stosunki z owym pół milionem kobiet, o których mówiliśmy w końcu pierwszego rozmyślania - a wówczas ileż widoków dla nich, iż znowu skończą smutnie, lecząc się mlekiem szwa- jcarskim. Czyż nigdy nie uderzył was ten rażący błąd naszego społecznego ustroju? Zastanówmy się, a znajdziemy nowe dowody na poparcie naszych os- tatnich obliczeń. Przeciętny wiek, w którym mężczyzna się żeni, to trzydziesty rok życia; przeciętny wiek, w którym najżywiej rozkwitają namiętności i najg- wałtowniej daje się uczuć parcie twórczych sil 88/163 przyrody, to rok dwudziesty. Zatem przez dziesięć najpiękniejszych lat życia, w jego najbujniejszym okresie, kiedy młodość, uroda i rzutkość czynią mężczyznę grozniejszym dla spokoju mężów niż w jakimkolwiek innym wieku - mężczyzna ów pozbawiony jest najzupełniej możności zaspoko- jenia w sposób l e g a l n y nieprzepartej żądzy miłości, jaka wstrząsa całym jego jestestwem. Ponieważ ten okres przedstawia jedną szóstą życia ludzkiego, zatem musimy przyjąć, iż przyna- jmniej jedna szósta całej ilości mężczyzn znajduje się nieustannie w postawie równie uciążliwej dla nich, jak niebezpiecznej dla społeczeństwa. - Czemuż ich nie żenią? - zakrzyknie pobożnisia. Tak - ale któryż rozsądny ojciec pragnąłby dla syna małżeństwa w dwudziestym roku? Czyż nie znamy wszyscy niebezpieczeństwa tych wczes- nych związków? Zdaje się, iż małżeństwo jest stanem bardzo przeciwnym naturalnym skłonnoś- ciom człowieka, skoro wymaga tak specjalnej do- jrzałości jego rozsądku. Zresztą któż nie zna powiedzenia Russa: "Każdy mężczyzna musi się wyszumieć - albo przed ślubem, albo po ślubie. Złe to drożdże, które fermentują za wcześnie lub za pózno". 89/163 Pytamy, któraż matka odważyłaby się narazić szczęście córki na niebezpieczeństwa tej fermen- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |