[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Uznał, że nie ma sensu zasmucać jej jeszcze bardziej. Mógł
przecież sprawdzić jej nastrój przez telefon. Może umówi-
liby się na spotkanie podczas przerwy obiadowej? Mieli
wiele spraw do omówienia, a on chciał naprawić wyrzą-
dzone krzywdy.
Wszedłszy do swego gabinetu, Brendan wybrał numer.
Niestety, operator połączył go z recepcją służb socjalnych.
- Chciałbym zostawić wiadomość dla Cassie O'Connor.
- Nie wróci już dziś do pracy.
Sprawdził, która jest godzina. Prawie piąta. Cassie rzad-
ko wychodziła z biura przed szóstą.
- Jestem jej mężem. Czy powiedziała, dokąd idzie?
114
S
R
- Och, doktorze O'Connor! To pan nie wie? Cassie jest
w izbie przyjęć. Ona...
Brendan rzucił słuchawkę, przebiegł przez hol i wbiegł
do windy. Wcisnął guzik pierwszego piętra. Narastała w
nim panika. Coś złego działo się z Cassie, a on był przeko-
nany, że to jego wina. Znowu!
Dobiegł do kontuaru i prawie wykrzyczał swoje pytanie
do dyżurującego tam pielęgniarza.
- Czy jest tu moja żona?
Pielęgniarz rzucił mu podejrzliwe spojrzenie.
- Kim pan jest?
- Doktor O'Connor. Moja żona ma na imię Cassandra.
Cassandra O'Connor.
- Nie mam żadnej O'Connor na liście - stwierdził po
sprawdzeniu w wykazie.
- Ona jest w ciąży. Może wysłano ją na ginekologię.
- Nie mam żadnych zgłoszeń z ginekologii.
To nie miało sensu.
- Jest pracownikiem socjalnym szpitala. W biurze po-
wiedziano mi, że jest tutaj, więc proszę sprawdzić raz je-
szcze.
- Ach, teraz sobie przypominam. Powinna być na szó-
stym piętrze. Przywiezli tu jej ojca.
Brendan odetchnął z ulgą.
- Dzięki!
Poszedł z powrotem do windy. Choć jego troska o Cassie
zmalała, wciąż martwił się, że stres spowodowany chorobą
ojca może mieć zły wpływ na jej zdrowie.
Dlaczego, do diabła, nie zadzwoniła do niego? Znał od-
powiedz na to pytanie. Prawdopodobnie nie chciała go
115
S
R
widzieć. Kiepsko. Ale zamierzał jej pokazać, że będzie przy
niej, czy jej się to podoba czy nie.
Gdy doszedł do oddziału kardiologicznego, zaczął wy-
patrywać Cassie. Znalazł ją w poczekalni rozmawiającą z
Jaredem Grangerem.
Podszedł do nich i spytał:
- Co się stało?
Cassie wydawała się zdziwiona jego widokiem.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
- Jakoś udało mi się do ciebie dotrzeć - wyciągnął dłoń
do Jareda. - Czy to ty opiekujesz się ojcem Cassie?
Jared uścisnął jego dłoń.
- Tak. Miał lekki zawał. Teraz jego stan jest stabilny.
Właśnie mówiłem Cassie, że chcę zrobić zabieg i wszcze-
pić mu by-passy. Jeszcze dzisiaj.
- Czy mogę go zobaczyć? - spytała.
- Jest dosyć słaby, ale możesz do niego wejść na kilka
minut - odparł Jared.
- Nie będę długo. Chciałabym go tylko zobaczyć na wy-
padek, gdyby... - Spuściła wzrok.
Jared poklepał ją po ramieniu, a Brendan tylko patrzył,
rozpaczliwie pragnąc ją przytulić, wziąć w ramiona, pocie-
szyć i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Wyglądała na
zmęczoną, zestresowaną i zirytowaną nagłym pojawieniem
się Brendana.
- Podczas każdej operacji jest jakieś ryzyko, Cassie -
powiedział Jared. - Ale twój ojciec wyjdzie z tego. Przyślę
kogoś z wiadomością, jak poszło. Zostań tu - pożegnał się
i odszedł.
Napięte rysy twarzy Cassie, sztywna postawa, znużenie
116
S
R
widoczne w oczach powiedziało Brendanowi, że cała ta sy-
tuacja bardzo ją wyczerpała fizycznie i emocjonalnie.
- Może usiądziesz na chwilkę? - powiedział.
Spojrzała na niego.
- Nic mi nie jest, Brendanie. Możesz spokojnie wracać
do pracy.
Powinien wracać, bo nikt nie miał pojęcia, gdzie on jest.
Ale nie mógł zostawić Cassie, zanim nie upewni się, że z
nią wszystko w porządku.
- Ta operacja potrwa kilka godzin. Może pójdziesz teraz
do domu i odpoczniesz? Ja będę w kontakcie z Jaredem.
Potem wrócisz.
- Nigdzie nie idę. Nie zostawię ojca.
- Musisz o siebie dbać, Cassie. On nawet nie będzie pa-
miętał, że tu byłaś, a operacja może potrwać wiele godzin. -
Brendan nie potrafił ukryć swego niezadowolenia.
- To nie ma znaczenia. Robię to dla siebie w takim sa-
mym stopniu, jak dla niego.
- Myślisz, że dzięki temu zacznie się inaczej do ciebie
odnosić?
- Nie, ale ja poczuję się lepiej. Chcę, żeby wiedział, że
pomimo wszystko wciąż go kocham.
- I myślisz, że jeśli będziesz go kochać wystarczająco
mocno, on też cię pokocha?
Położyła rękę na oparciu krzesła, rysy jej stwardniały.
- Jeśli chodzi o ścisłość, wcale tak nie myślę. Wiem,
że to nierealne. Zrozumiałam też, że nieważne jak bardzo
będę kochać ciebie, Brendanie, a kocham cię bardzo, bo ty
też nie odpowiesz mi miłością. Dlatego podjęłam pewną
decyzję dotyczącą naszego małżeństwa.
117
S
R
Brendan czuł się tak, jakby ktoś przyłożył mu nóż do
gardła.
- Jaką decyzję?
- Chcę, żebyś się wyprowadził. Wiem, że nie chcesz ze
mną być. Możesz odejść. Nie będę cię zatrzymywać. Nie
mogę dłużej żyć z tobą w taki sposób jak dotychczas.
- Ale...
- Nie mów nic, proszę. Muszę teraz iść do ojca - od-
wróciła się i odeszła.
Szok zatrzymał Brendana na miejscu; szok zarówno z
powodu jej wyznania, jak i żądania, by wyniósł się z jej
życia. Ale czego się spodziewał? Nie przyniósł jej nic prócz
smutku. Zasługiwała na coś lepszego. To było tak pewne
jak to, że on nie zasługiwał na jej miłość. Ale na myśl o
opuszczeniu jej ogarnął go straszny żal.
Opadł na krzesło, zamknął oczy i spróbował wyrzucić ze
swych myśli obraz Cassie. Zamiast tego zaczął wspominać
czasy, gdy byli dobrymi przyjaciółmi, i chwile, gdy zostali
kochankami. Na Boga, nie chciał, by go kochała. Nie za-
sługiwał na to uczucie. Ale nie wyobrażał już sobie życia
bez niej, choć nigdy nie wierzył, że jest dla niej od-
powiednim mężczyzną. I miał zamiar udowodnić jej, że nie
chce bez niej żyć.
- Tato?
Cassie delikatnie potrząsnęła jego ramieniem. Leżał na
wąskim szpitalnym łóżku. Wyglądał tak bezbronnie; cał-
kiem niepodobny do tego upartego mężczyzny, jakiego
znała.
Otworzył oczy i spojrzał na nią.
- Cassie?
118
S
R
- Tak, to ja. Jak się czujesz?
Spróbował usiąść, ale powstrzymała go, kładąc mu dłoń
na ramieniu.
- Leż spokojnie. Zaraz zabiorą cię na operację.
Ku jej zdumieniu uśmiechnął się.
- Odgrywanie roli siostry miłosierdzia przy łóżku starego
ojca musi być dla ciebie przykre.
- Byłam w pracy, gdy mnie wezwali. Rozmawiałam z
twoim lekarzem. Powiedział, że wszystko będzie dobrze.
- Nie postawiłbym na to ani centa.
- Musisz wierzyć, że wszystko pójdzie dobrze.
- Albo i nie.
- Nie mów tak.
- Mogę mówić, co chcę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.