[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Niewątpliwie tamte pocałunki zrobiły na niej większe wrażenie, niż myślała. Te- raz, gdy go znów widziała, przypomniało jej się, jakie były ekscytujące. Ale całowała się – a przynajmniej tak myślała – zupełnie z kim innym – z Jeanem Paulem, a nie tym wstrętnym narzeczonym. Powinna to brać pod uwagę. Zamiast o tym myśleć, popatrzyła na jego ubranie. Było czyste, ale nie przypo- minało stroju dżentelmena. – To ubranie nazywasz maskującym? – wytknęła mu. – Nazywam je wygodnym, a nie twój cholerny interes, co na sobie noszę. Tym razem powiem to tylko jeden raz, Jewels. Wyjdź! Powiedział to tak cicho, że zignorowała jego słowa. – Ten kontrakt nadal nas obowiązuje, wiesz o tym – ostrzegła. – Wciąż jest w rękach twojego ojca. Oferowaliśmy mu cały mój posag w zamian za oddanie go, ale nie chciał. – Wiem. Jest nie tylko tyranem, ale chciwym tyranem. Chce wszystkiego. 92 – Czy możemy zawrzeć pewną ugodę między sobą? – Tylko zwęziły mu się oczy, więc szybko dodała: – Twoja nieobecność nic nie zmieniła. Minęło dziewięć lat, a on wciąż nie chce zrezygnować z prawa do zawarcia tego małżeństwa na mocy kontrak- tu, gdy wrócisz. – To nigdy nie nastąpi. Nie jestem związany papierem, którego nie podpisałem, ani nie jestem już małym chłopcem we władzy tyrana. Ten kontrakt nic dla mnie nie znaczy. Mocne słowa, ale widziała po jego oczach, że nie do końca w to wierzy, po prostu nie jest pewien. Ona wiedziała na pewno. – To nie jest zwykła umowa, którą można unieważnić po osiągnięciu dojrzało- ści. To kontrakt zawarty przez rodziny: twoją i moją, mający na celu połączenie się przez małżeństwo. W oczach sądu jest tak ważny, jakbyśmy oboje go podpisali. Pa- stor także uzna go za obowiązujący i nie będzie nawet potrzebował twojego sakra- mentalnego „tak”, żeby nas uznać za męża i żonę. Nie udawaj, że tego nie wiedziałeś, bo zniknąłeś, by to nie mogło dojść do skutku. – Nie bądź tak bardzo tego pewna, Jewels. Nie jesteś jedynym powodem mojego wyjazdu. Już ją poniża? No tak, czy kiedykolwiek tego nie robił? Zacisnęła zęby, żeby mó- wić dalej. – Ale ja właśnie jestem w trakcie unieważniania tego, jeśli nikt w kraju nie po- twierdzi, że żyjesz. T LR Roześmiał się. – Chcesz mnie uznać za zmarłego? – spytał. Lekko się zaczerwieniła. – Tak, ale tobie to nie sprawi żadnej różnicy. Jak tylko zniszczę kontrakt, mo- żesz z powrotem „zmartwychwstać”. Będziesz mógł nawet pojechać do domu i spoty- kać się z bratem, ile tylko zechcesz. – Nie, nie będę mógł – odparł Richard z goryczą. – To nie cofnie tego, co zrobi- łem przed wyjazdem, żeby ojciec mnie wydziedziczył. Zmarszczyła się. – Co takiego zrobiłeś? – To nie ma znaczenia, ale ten mściwy łotr każe mi za to zapłacić, gdy tylko mnie dosięgnie. Prawdopodobnie ma nawet prawomocny nakaz wsadzenia mnie do aresztu. – Nie zrobiłby tego swojemu synowi. – Żartujesz sobie? Zrobiłby, i to szybciej niż mgnienie oka. Tak naprawdę jesz- cze go nie znasz. 93 – Nie, i dzięki Bogu. Miałam z nim bardzo mało do czynienia, dobrze znam tyl- ko jego irracjonalny upór. – Więc bądź pewna, że za wszelką cenę będę unikał spotkania z nim oko w oko. – A więc znów opuścisz kraj, tym razem na zawsze? – No... oczywiście. Pauza była krótka, lecz zauważalna. Ani przez chwilę nie wątpiła, że pomyślał o Georginie Malory. Tutaj mieszkała jego miłość. Pewnie więc wróci – tylko po to, żeby ją zobaczyć. I tak zresztą nie mogła mu wierzyć. Bardzo by chciała, naprawdę. Ale to był Richard Allen, a on nigdy nie zrobił ni- czego, co według niej powinien zrobić. Nawet nie był za granicą na tyle długo, żeby zostać uznanym za zmarłego. Oczywiście na papierze. – Przynajmniej daj mi to na piśmie, żebym miała wreszcie spokój duszy. – Już prawie zaczynała go błagać. – Myślisz, że mnie obchodzi twój spokój duszy? – odpowiedział. – Posłuchaj uważnie. Jeśli nie honoruję kontraktu mojego ojca, dlaczego miałbym honorować umowę z tobą? Ciebie lubię jeszcze mniej niż jego, a jego szczerze nie cierpię. Mogłoby ją to zranić, lecz nie zraniło, ponieważ odzwierciedlało to, co i ona czuła wobec niego. Jednak zdenerwowało ją, że nie dawał jej wyboru, że musiała zaakcep- tować jego decyzję w tej tak dla niej ważnej sprawie. Musiała zyskać trochę na cza- sie, żeby wymyślić inny sposób dotarcia do tego człowieka. T LR Zmierzyła wzrokiem jego wysoką sylwetkę i zauważyła rzecz raczej oczywistą: – Szybko się wyleczyłeś. – Po prostu dogadzałem sobie tak, jak kazał lekarz. Choć to wcale nie było ko- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |