[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie, Ferruccio, nie... proszę, nie płacz. Nie ty.
- Tak bardzo cierpiałaś, amore. A teraz...
- Teraz wiem nareszcie wszystko. To wielka ulga. - Ciężka łza spłynęła mu po po-
liczku. Chwyciła ją ustami. - Nie każ mi nienawidzić samej siebie za to, że odważyłam
się skarżyć na swój los, mając kochającego ojca... twojego ojca, podczas gdy ty nie mia-
łeś niczego.
Otarł łzy. Spróbował się uśmiechnąć.
- Teraz mam wszystko - powiedział.
- To niczego nie zmienia.
- Przeciwnie. To wymazuje przeszłość.
Chciała krzyczeć z rozpaczy. Wiedziała, że nic nie może naprawić krzywd, których
doznał.
- Opowiedz mi resztę, Ferruccio. Całą historię. Czy mój... twój ojciec wiedział o
tym wszystkim?
Odwrócił wzrok. Czuła, że chciał oszczędzić jej dalszych cierpień. Ujęła jego
twarz w dłonie. Zmusiła, żeby na nią spojrzał.
- Dowiedział się wszystkiego, kiedy miałem piętnaście lat - mruknął.
- I zostawił cię na ulicy? Och, Dio... Dio...
- Amore, to nie ma znaczenia. - Przytulił ją.
- Nie ma znaczenia?! To niewybaczalna zbrodnia!
R
L
T
- To nie było tak, jak myślisz.
- To powiedz mi, jak to było, zanim mi głowa pęknie!
- Kiedy król Benedetto odnalazł moją matkę - mówił z wahaniem - ona była mę-
żatką i miała już Gabrielle.
Zrozumiała.
- Gabrielle jest twoją siostrą! To dlatego patrzyłeś na nią w taki sposób.
- Tak. Myślałem, że nigdy nie zdołam się do niej zbliżyć, gdyż ceną było ujawnie-
nie jej prawdy. A ona zdawała się nie wiedzieć o tym, że ma brata.
- Ale wyczuła coś... między wami. Jestem pewna, że tak.
- Miło było patrzeć na twoją zazdrość. To mi dawało nadzieję.
Nie zrozumiała go.
- Zamierzałeś do końca życia ukrywać przed nią, że jesteście rodzeństwem, żeby
mnie chronić przed prawdą?
- Wziąwszy pod uwagę, że i tak miałem blisko, to nie było wielkie poświęcenie.
- Dio, Ferruccio, zamknij się. Mów.
Parsknął śmiechem.
- Przed tygodniem to samo powiedziałem twoim lekarzom. I jeśli jesteś choć w po-
łowie tak poruszona jak ja wówczas, to lepiej, żebym mówił szybko. Ale obiecaj: już
więcej żadnych łez.
- Tego nie mogę obiecać. Proszę, Ferruccio. Mówiłeś, że twoja matka była mężat-
ką, miała Gabrielle...?
Starł łzy z jej policzków.
- Kiedy król Benedetto znów zjawił się w jej życiu, powiedziała mu o mnie. O tym,
że w chwili słabości oddała mnie do adopcji. Pózniej próbowała mnie odszukać, ale od-
mówiono jej wszelkich informacji. Zdołała się jedynie dowiedzieć, że nigdy nie zostałem
adoptowany i że trafiłem do rodziny zastępczej. Szukali mnie oboje. Udało im się to do-
piero dwa lata po tym, jak uciekłem z ostatniego sierocińca. Omal nie oszaleli z rozpa-
czy, gdy się dowiedzieli, że wyrosłem na ulicznego zabijakę.
- Oszaleli z rozpaczy? Co za bezczelność!
R
L
T
- To nie była ich wina, amore. To tylko seria dramatycznych nieporozumień i
strasznych decyzji.
- To właśnie były zbrodnie, a oni byli zbrodniarzami. Bo była tam tylko jedna ofia-
ra. Ty!
- Znów próbujesz mnie bronić, leonessa mia? Przed krzywdami z przeszłości i błę-
dami moich rodziców?
- Ponieważ te krzywdy i błędy bolą i krwawią do dzisiaj, mogłabym ich rozerwać
na strzępy zębami i pazurami!
Roześmiał się. Uścisnął ją mocno.
- Widzisz? Twoje słowa wymazują przeszłość. - Chciała coś powiedzieć, lecz po-
łożył rękę na jej ustach. - Nie warcz, leonessa mia. Będę mówił dalej.
Usiadł i posadził ją sobie na kolanach. Natychmiast poczuła żar w lędzwiach. Jakże
za nim tęskniła!
- Moi rodzice byli przerażeni. Mieli prawo przypuszczać, że zmierzałem prostą
drogą do kryminału.
- Dzięki nim!
- Prawdę mówiąc, nie widzę żadnego usprawiedliwienia dla przestępstwa. Ani za-
niedbanie, ani niewygody, ani maltretowanie. Nigdy nie uważałem, że moja gehenna
mogłaby stanowić jakiekolwiek usprawiedliwienie.
- Już ci to mówiłam, Ferruccio. Jesteś cudem.
- I kto to mówi! - Przytulił czoło do jej czoła. - Ale ja byłem naprawdę przerażony.
Kiedy ich zobaczyłem, byłem wstrząśnięty. Okazało się, że nie byłem byle bękartem.
Byłem królewskim bękartem. Król obiecywał, że będzie mi pomagał. Ale powiedział, że
dla dobra jego rodziny i królestwa nie będzie mógł mnie uznać. Powiedziałem mu wtedy,
co myślę o jego pomocy. Jedyne, co mogłem od niego przyjąć, to nazwisko.
- Wychował mnie i kocham go. Ale teraz również go nienawidzę. Jak mógł jedne
dzieci uznać za ważniejsze od innego dziecka? Jak mógł odmówić ci tego, co dawał tam-
tym?
R
L
T
- Robił to wszystko dla ciebie, mia bella unica. Mógł cię stracić, gdyby zaczęły
wychodzić na jaw kolejne sekrety. Król przekazywał do banku pieniądze dla mnie. Do-
syć, bym mógł wieść luksusowe życie i uczęszczać do najlepszych szkół.
- Ale ty ich nawet nie tknąłeś.
- Znasz mnie dobrze. - Pocałował ją. - Tamte pieniądze w banku były jak cierń. Jak
ostroga, która zmuszała mnie do wysiłku, żeby osiągnąć jeszcze więcej samodzielnie.
Musiałem mu pokazać, że go nie potrzebowałem. Chyba powinienem mu podziękować. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.