[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- JuŜ późno, chce mi się spać. Ale zabrzmiało to bardzo nieszczerze. - Naprawdę? Spojrzenie Simona przyprawiało Tirę o dreszcze. Ten dziwny, intensywny, niemal magnetyczny wzrok... w którym kryła się wielka tajemnica. Tira nie miała odwagi jej nazwać. Tylko Ŝe zaczynała tracić oddech, a serce prawie zwariowało, łomocząc jak oszalałe. BoŜe, co Simon z nią wyrabia? Przeklęty sadysta! Powinna się opanować. Wstała, Ŝeby przejść obok niego, gdy nagle ujął jej dłoń i połoŜył na swoim sercu. Ten pozornie niewinny gest spowodował, iŜ świat wokół Tiry zawirował, a ona sama znalazła się jakby w innym wymiarze. Jej zmysły, tak długo uśpione, teraz wreszcie obudziły się do Ŝycia. Ale juŜ po sekundzie odzyskała świadomość. I ogarnął ją strach. - Puść mnie - powiedziała nieswoim, szorstkim głosem. Nie puścił. Nie potrafił, nie mógł. Kiedy wreszcie schwycił ją w ramiona, poczuł się tak, jakby obudził się z wieloletniego letargu. Tira była miękka i ciepła... i pachniała kwiatami. Pił jej zapach, czuł kaŜde drgnienie jej ciała. Dotykał ją, pieścił - coraz mocniej i mocniej, a ona stawała się coraz bardziej uległa... i słodka. Ale i bierna zarazem. Teraz Simon musiał walczyć ze sobą Bo ta chwila jeszcze nie nadeszła. Nie wolno mu dla godziny rozkoszy poświęcić dobra najwyŜszego: prawdziwej miłości. Jeszcze jest za wcześnie. Musi się opanować. Ale jak to zrobić? Tira słyszała jego oddech. Na szyi poczuła jego nie ogolony policzek. Jakie to podniecające. Ich serca galopowały wspólnie w dzikim rytmie. Znów się przestraszyła i szepnęła: - Proszę, nie... - JuŜ za późno - odparł Simon szorstko. - O całe wieki za późno. Nie odwracaj się ode mnie, proszę. Zwróciła twarz ku niemu - niewiele, odrobinę, ale to wystarczyło, by w dzikim, zachłannym pocałunku zawładnął jej ustami. Była przeraŜona i samym pocałunkiem, i siłą namiętności bijącej od Simona, ale nie cofnęła drŜących ust. Pocałunek, o którym śniła i marzyła od lat... Smakował kawą Gorączkowy, nawet dość brutalny. A ona nie protestowała, tylko przywarła do Simona z całych sił, jakby bała się, Ŝe to tylko sen i za chwilę czar pryśnie. Simon powoli podniósł głowę. Nie rozumiał tego wszystkiego. Niby Tira juŜ go nie odpychała, pozwalała się całować, ale sama nic z siebie nie dawała. Jak kobieta, która nie ma Ŝadnego doświadczenia i która jeszcze nigdy tego nie robiła... Tira teŜ mu się przyglądała z wielką uwagą. Właśnie przed chwilą ujrzała nowego Simona. Takiego, który potrafi sprawić, Ŝe kobieta lgnie do niego jak ćma do światła. Bała się go, gdyŜ czuła, Ŝe nie potrafi się przed nim bronić. Przez długą chwilę trwali w bezruchu, pogrąŜeni w swoich myślach. Wreszcie Simon ją puścił i odstąpili od siebie o krok. Obudzili się ze snu. Oboje juŜ wiedzieli, Ŝe tylko mały krok dzielił ich od popełnienia wielkiego błędu. Od bardzo niebezpiecznego skoku w mroczną otchłań. Tira podeszła do drzwi i otworzyła je. Podjęła trafną decyzję, pomyślał Simon i ruszył do wyjścia. Lecz nagle zawładnęła nim dzika, niepohamowana zazdrość o faceta, który tak wiele znaczył w jej Ŝyciu. - Szczęśliwy jest ten Charles - powiedział. - To właśnie od ciebie dostaje? - Wynoś się! - zawołała Tira przez ściśnięte gardło. - Precz! Simon wyszedł, potem zawahał się na moment, lecz Tira z pasją zatrzasnęła za nim drzwi. Wróciła do sypialni, z trudem powstrzymując łzy. No cóŜ, znowu ten sadysta był górą. Pocałunek miał być następną karą za śmierć Johna. Simon świetnie to wymyślił. Grał na jej emocjach jak prawdziwy wirtuoz. - Ale popełniłeś błąd, mój parne - szepnęła z mściwą satysfakcją - bo przesadziłeś. JuŜ nigdy więcej! Odbiorę ci największą radość Ŝycia i nie pozwolę się dłuŜej dręczyć. I po [ Pobierz całość w formacie PDF ] |