[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tentycznego zainteresowania, jakie zapamiętała sprzed lat. Teraz jego wzrok był zimny i
obojętny. - Dość już tych pogaduszek, moja piękna. Rozbieraj się.
- Nie - powiedziała bez tchu, obronnym gestem obejmując się ramionami. - Nie
zrobię tego.
- Nie? - Uniósł brwi. - Wolisz, żeby cię wyręczyli moi ochroniarze? Nie wiedzia-
łem, że masz takie fantazje, ale jeżeli chcesz, zaraz ich zawołam. To może być interesu-
jące.
Pokręciła głową, ale gardło miała zbyt ściśnięte, by cokolwiek powiedzieć. Roz-
bieganymi z przerażenia oczami rozejrzała się po sypialni. Drzwi były zamknięte. Pozo-
stawało okno. Mogła się wspiąć na parapet, skoczyć... i złamać sobie nogę albo gorzej.
Upadek z tej wysokości był prawdopodobnie niebezpieczny dla życia. A ona nie miała
dość odwagi, by umrzeć.
- Zaczynam się niecierpliwić. - Macedończyk uniósł się na łokciu. Jego głos był
zwodniczo łagodny, ale w oczach czaił się groźny błysk. - Najpierw rozpleć warkocz.
Chcę zobaczyć, jak wyglądasz z rozpuszczonymi włosami.
Wiedziała, że nie ma ucieczki. Próbowała już przemówić mu do rozsądku, próbo-
wała go prosić o litość. Bez skutku. Będzie więc musiała poddać się jego woli. Zrobi to,
żeby przetrwać.
Powoli sięgnęła do aksamitnej tasiemki związującej warkocz. Łzy dławiły ją, pie-
kły pod powiekami, ale powiedziała sobie twardo, że nie będzie płakać. Nie da mu tej
satysfakcji. Teraz skupi się na przetrwaniu, ale przyjdzie czas, kiedy odpłaci mu za
krzywdę. Sprawi, że ten drań pożałuje, że się urodził...
Potrząsnęła głową, pozwalając, by falujące pasma swobodnie opadły na ramiona.
- Twoje włosy są jak srebrzysta chmura - powiedział cicho Mandrakis. - Rozbierz
się dla mnie.
Powoli wysunęła stopy z pantofli, a potem zaczęła rozpinać bluzkę. Jej palce, nagle
zupełnie zesztywniałe, z trudem radziły sobie z gęstym rzędem maleńkich perłowych gu-
zików.
Nie ma mnie tutaj, powtarzała sobie w myślach. Tak naprawdę jestem daleko, bar-
dzo daleko stąd. On nie może mnie dosięgnąć. Cokolwiek zrobi, nie zrani mnie. Nie po-
zwolę mu na to.
Kiedy bluzka zsunęła się z jej ramion, ukazując prosty, biały stanik, spuściła oczy.
Jeśli nie będę na niego patrzeć, może uda mi się zapomnieć o jego obecności, pomyślała.
To będzie moja pierwsza linia obrony. Pierwsza i na pewno nie ostatnia.
Rozpięła suwak spódnicy i pozwoliła, by lekki materiał zsunął się w dół jej nóg. Jej
ciało było odrętwiałe ze wstydu i strachu, kiedy sięgnęła do zapięcia stanika, a potem
zdjęła majtki. Choć wzrok miała wciąż wbity w podłogę, zdawało jej się, że czuje na
swoim nagim ciele płonący dotyk jego spojrzenia.
- Nie myliłem się - wymruczał Macedończyk gardłowo. - Jesteś niewyobrażalnie
piękna. Chodź do mnie, Natasho.
Zmusiła się, żeby nie osłaniać ciała rękami, kiedy powoli, krok za krokiem, poko-
nując czający się w niej głuchy bunt, szła w stronę łóżka. Alexandros Mandrakis czekał
na nią, potężny, męski i groźny. Położyła się obok niego na wznak i wbiła wzrok w sufit.
Nie tak powinien wyglądać mój pierwszy raz, pomyślała z nagłym, bolesnym żalem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.