[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- No i trzeba coś zrobić z tymi zębami - dodał. Meg
wiedziała, że pacjenci wolą sami odsysać krew i ślinę z
ust, dlatego pokazała Rileyowi, jak to robić, po czym
zajrzała do notatnika.
S
R
- Mamy tu ortodontę, który zajmował się też chi-
rurgią szczękową - wyjaśniła. - Jest na emeryturze, ale
przyjmuje prywatnie. Problem polega na tym, że rodzice
Rileya są rybakami, a on liczy sobie jak za zboże. Nie
sądzę, żeby było ich stać za korzystanie z jego usług.
- Jakie więc mamy wyjście?
- Wysłać go do Brisbane, ale tam będzie musiał po-
czekać, aż mu zadrutują tę szczękę i założą szynę, żeby
wyprostować zęby.
Po chwili zauważyła jakąś dziewczynę za szybą i.
wyszła na korytarz, by z nią porozmawiać. Wróciła wy-
raznie rozczarowana.
-,Mamy taki przyszpitalny fundusz, pieniądze od
różnych sponsorów, potrzebne do opłacenia prywatnych
specjalistów - wyjaśniła. - Ale okazało się, że w tej chwi-
li kasa jest pusta. - Dotknęła lekko ramienia Sama. - We-
zwałam cię tutaj, bo inni są zajęci - ciągnęła. - Jeden z
lekarzy pojechał po kobietę w ciąży z blizniakami, która
zaczęła rodzić, i może nie obejdzie się bez cesarki. Poza
tym przyjechał chirurg na operację i potrzebuje pomocy
naszych pracowników.
- Więc co robimy z Rileyem? Megan podała mu jego
kartę.
- Dostał środek znieczulający, ale poza tym nic z
nim nie robiłam. Intubacja nie jest konieczna, bo może
oddychać. Pozostałe decyzje należą do ciebie. - Meg
uśmiechnęła się do niego. - Pewnie myślałeś, że jako or-
dynator nie będziesz się musiał zajmować takimi spra-
wami, co? - rzuciła i opuściła pokój.
S
R
Sam patrzył za nią przez chwilę, a następnie zwrócił
się do przestraszonego chłopca.
- Wszystko będzie dobrze - zapewnił, widząc, że Ri-
ley usiłuje coś powiedzieć.
Obejrzał obrażenia we wnętrzu policzka i stwierdził,
że nie są wielkie i że krwawienie powinno za jakiś czas
ustać. Gorzej przedstawia się górna szczęka. Sam zacho-
dził w głowę, co z tym zrobić. Zastanawiał się, czy
mógłby zapłacić chirurgowi szczękowemu z pieniędzy
szpitala, ale o tym musiałby zdecydować Bill. Poza tym,
jeśli raz zacznie się robić takie rzeczy, to potem trudno
przestać. A przecież chłopak jest ubezpieczony i należy
mu się darmowa opieka medyczna również w tym przy-
padku.
Domyślał się nawet, na co mogły pójść dodatkowe
fundusze. Wiedział, że firmy ubezpieczeniowe nie re-
fundują kosztów leków wspomagających przy leczeniu
białaczki. A Benjie z całą pewnością je dostawał.
W pokoju pojawiła się zapłakana kobieta.
- Jestem Sarah Jensen, matka Rileya - wybąkała. Je-
śli Sam miał jakieś wątpliwości, szybko się ich pozbył.
Wytłumaczył kobiecie, że obrażenia nie są poważne, ale
jej syn będzie potrzebował interwencji chirurga, a na-
stępnie przeszedł do recepcji i poprosił o wezwanie chi-
rurga szczękowego.
- Meg już do niego dzwoniła - rzekła recepcjonistka.
- Obiecał, że zajmie się tym chłopcem.
- Więc udało się jednak znalezć pieniądze... Cieszył
się nie dlatego, że nie musiał już sięgać do kiesy szpitala,
ale był zadowolony, że istnieją fundacje wspomagające
leczenie pacjentów. Bez nich trudno by było w ogóle
S
R
funkcjonować. Pogrążył się w myślach i dopiero po
chwili dotarło do niego, że recepcjonistka mówi coś o
pieniądzach i Megan, więc uśmiechnął się do niej. Nie
chciał w tej chwili zajmować się tym, skąd wzięły się
pieniądze. W holu pojawiła się zaaferowana Megan.
- Chirurg szczękowy będzie mógł się zająć Rile-
yem, jak tylko zwolni się sala operacyjna - oświadczyła.
- Wszystko już załatwiłam.
Sam zaczął przypominać sobie to, co mówiła mu re-
cepcjonistka.
- Zaraz, zaraz...
W tym momencie usłyszeli dzwięk karetki na syg-
nale.
- Oho, nowa pacjentka - zauważył Sam i przeszedł w
stronę izby przyjęć.
Zastał tam położną, która przedstawiła się jako An-
nabel Cromer. Na porodówce czekał na pacjentkę lekarz.
Sam, zadowolony, że przynajmniej jedna osoba otrzyma
natychmiastową pomoc, przeszedł znowu na oddział
dziecięcy. Zastał tam Megan, która wyjaśniała pani Jen-
sen, że fundacja pokryje koszty leczenia jej syna. Sam
przysłuchiwał się temu z coraz większą podejrzliwością,
a następnie dał gestem znak, by Megan wyszła na kory-
tarz.
- Nie mówisz jej prawdy. Fundacja nie ma pieniędzy
na opłacenie tego zabiegu.
- Fundacja ma pieniądze.
- I możesz sobie na to pozwolić? Spojrzała na niego
swoimi niewinnymi oczami.
- Na co?
S
R
- %7łeby płacić za zabiegi każdego dziecka, które tra-
fia do szpitala? Wiesz, to nie ma sensu. W pewnym mo-
mencie skończą ci się fundusze i sama zostaniesz bez
grosza.
- To pieniądze fundacji - powiedziała, ale rumieniec
na jej twarzy powiedział mu, że trafił w sedno.
- Jasne, ale sama je wpłaciłaś na jej rzecz.
- Z moimi pieniędzmi mogę robić, co chcę - stwier-
dziła, a potem jakby oklapła. - Zresztą nie mam ich tak
dużo, więc lepiej podzwonię po miejscowych firmach.
Któraś powinna coś dać, jak okaże się, że chodzi o chło-
paka Barry'ego Jensena.
Ruszyła w stronę dyżurki, a potem zatrzymała się i
spojrzała z wahaniem na Sama.
- Coś jeszcze? - spytał.
- Nie, nic takiego... Sam zatrzymał ją gestem.
- Zaczekaj, niech zgadnę. W szpitalu brakuje w tej
chwili personelu, a przy operacji Rileya przydałby się
ktoś z praktyką chirurgiczną. O to chodzi?
- Kristianne chce robić specjalizację chirurgiczną,
jak wróci do Południowej Afryki, więc zawsze chętnie
pomaga przy operacjach...
- Ale - podrzucił jej, czując, że nie skończyła.
- Ale miała dziś nocny dyżur i jest bardzo zmę-
czona.
- Dobrze, będę asystował przy tej operacji. Przecież
od nóg do szczęki nie jest tak daleko. Zwłaszcza u takie-
go małego chłopca - zażartował, ale Megan nawet się nie
uśmiechnęła.
- Dziękuję - rzuciła
S
R
- A co z anestezjologiem? - spytał jeszcze.
- Na pewno ktoś się znajdzie - odrzekła, a widząc
jego zdziwioną minę, zaczęła wyjaśniać: - Wszyscy nasi
lekarze trochę się na tym znają. Ponieważ nie robimy
zwykle operacji w głębokim uśpieniu, nie musimy mieć
anestezjologa z prawdziwego zdarzenia. Jeżeli jest po-
trzebny, zamawiamy go w Brisbane. Zwykle jednak są to
znieczulenia miejscowe.
- Rozumiem. Będziesz przy tej operacji?
- Tak, znam Jensenów od dawna. Tata zawsze ku-
pował u nich ryby i krewetki i twierdził, że są najlepsze
w okolicy. - Zamyśliła się na chwilę. - Poza tym lubię
asystować przy operacjach. Bardzo mnie to interesuje.
- Zawsze miałaś miękkie serce, Megan - powiedział, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.