[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A.R.: Ostatnio się wydarzyło wspaniałe przeżycie dla widzów, również dla mnie. I chcę powiedzieć, zanim wymienimy tytuł, że właściwie znowu zagrałeś wodzireja. J.S.: Rozumiem, co masz na myśli. To przedstawienie było pomyślane tak od początku przez panią Krystynę, żeby ono było dla mnie jakby w takim ukłonie, mojego jubileuszu, czterdziestolecia, który w tym roku przypada. Kilka razy już mnie [do niego] przymierzali, ale ja ciągle liczę czterdzieści lat mojej zawodowej pracy od desek Starego Teatru w 1971 roku. A.R.: A mówimy, oczywiście, o Trzech jednoaktówkach Czechowa, z tym że to niezupełnie trzy jednoaktówki Czechowa, które widzieliśmy poprzednio w różnych inscenizacjach. J.S.: Tak, trzecia jest adaptacją dwóch opowiadań. A.R.: Ale też opowiadań Czechowa. Czyli są to: Niedzwiedz, Oświadczyny i Za kulisami. No i rzeczywiście w tym spektaklu jesteś wodzirejem. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś inny mógł dać tak wiele z siebie. Za każdym razem coś innego. Właściwie to trzech aktorów było. J.S.: Taki miał być fenomen tego przedstawienia, transformacji. Tej sztuki aktorskiej, której dzisiaj już młodzi aktorzy nie uprawiają w takim stopniu albo w ogóle nie uprawiają. Właśnie wykreowania postaci. Teatr jest przez to piękny, że ona czasem może być bardzo daleko od moich osobistych i psychofizycznych cech, a jest właśnie wielką kreacją. Dla mnie takim mistrzem zawsze był Tadeusz Aomnicki. Jeśli rzeczywiście gdzieś echo tamtego aktorstwa pobrzmiewa, to byłbym bardzo szczęśliwy. Ludzie się bardzo dobrze bawią; okazuje się, że dla ludzi ten typ teatru się nie skończył, że on jest dla nich ciągle podniecający. Teatr, gdzie aktora postawiono na pierwszym planie. No, można powiedzieć, że zawsze aktor jest na pierwszym planie, ale często we współczesnym teatrze on jest jakoś degradowany czy też atomizowany. A tu jest taka próba, żartobliwa oczywiście, podjęcia takiego zadania kreacji. A.R.: Tę kreację aktorską w Teatrze Polonia stworzył także reżyser, pan Andrzej Domalik. Andrzej Domalik: To sama przyjemność takiego spotkania, z wielu powodów. I prywatna, i zawodowa. Bo to, że Jerzy jest wybitnym aktorem, to ogólnie wiadomo. Natomiast Jerzy jest aktorem w najlepszym tego słowa znaczeniu, aktorem starej daty. Oznacza to na przykład, że jest aktorem pokornym wobec sceny, wobec zadania, wobec tytułu, wobec kolegów. To niezwykle ważne, szczególnie w tych naszych aktualnych czasach pełnych zamętu, czasach, kiedy zanikają wartości, kryteria. Tym bardziej to spotkanie miało dla mnie wyjątkowe znaczenie. Dobrze, mile i czule je wspominam. A.R.: A w której jednoaktówce najbardziej ci się podobał? A.D.: Ja nie mam obiektywnego spojrzenia. Nie potrafię tak jednoznacznie tego ocenić. Natomiast jak od czasu do czasu oglądam to przedstawienie, to niezależnie od tego, która to jest jednoaktówka, mam swoje - jak zawsze zresztą ulubione - momenty, na które czekam. A.R.: Czy jest kapryśny w czasie prób? Czy on decyduje, co chciałby teraz zagrać, czy całkowicie poddaje się pomysłowi reżysera? A.D.: Tak naprawdę ani jedno, ani drugie. Bo w naszym przypadku prawie trzy miesiące spędziliśmy w formie. No, niekoniecznie to słowo padało, bo ono nie musiało padać, ale nie mam lepszego określenia, czyli pojawia się termin współpraca . Współpraca oparta na wzajemnym zaufaniu, na wzajemnym oczekiwaniu. I tak to było. A.R.: Widziałbyś Stuhra w jakiejś jednej z najbliższych twoich inscenizacji? A.D.: Zawsze chętnie, naturalnie. Ale trzeba wspomnieć, że Jerzy w wywiadach w ramach premiery i grania Trzydziestu dwóch omdleń wyznał, że żegna się ze sceną. A.R.: On już tak mówi od dawna. Kokieteria. Nie wierzę. A.D.: Zobaczymy, jak to się rozwinie. Przyszłość wszystko wyjaśni. A.R.: No, ale w Warszawie nadal występuje w Czechowie, a także podobno już, albo za chwilę, będzie grał w spektaklu Kontrabasista. O tym Kontrabasiście pomówimy w dalszym ciągu naszej rozmowy. No a teraz miał być fragment z Trzydziestu dwóch omdleń, ale zamiast tego zaśpiewa Krystyna Janda, która również w tym spektaklu gra. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |