[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wróciła do redakcji i napisała tekst swego życia niczym automat. Zaniosła wydruk Harry'emu i wyjaśniła mu swój osobisty konflikt interesów. Wściekł się, co było do przewidzenia. Gdy mu przeszło, oświadczyła, że pozostawia mu decyzję co do artykułu. Wiedziała, że opublikuje. %7łeby dopełnić rozmiaru porażki, w klinice dowiedziała się, że ze względu na brak personelu operacja została przesunięta o trzy miesiące. Babcia robiła dobrą minę do złej gry. Cate została z nią tak długo, jak to było możliwe, wróciła do sie- bie i wpełzła pod kołdrę jak ranne zwierzę. S R ROZDZIAA CZTERNASTY Obudziły ją męskie głosy na korytarzu. Spojrzała na zegarek, było już po ósmej. To był jeden głos. Dobrze jej znany. Rozległo się pukanie do drzwi. - Cate, jesteś tam? Ktoś musiał mu wyjaśnić, że jest niemiłe widziany, bo usłyszała dość obce- sową odpowiedz. - Mogę wejść? Przeraziła się, że zastanie ją w takim stanie. Tom wszedł, nie czekając na za- proszenie, podszedł do łóżka i usiadł na jego skraju. - Dobrze się czujesz? Nie wiedziała, po co przyszedł, robić jej awanturę, dodać coś do wywiadu? Skinęła tylko głową. - A babcia? - Babcia... - Tak, babcia. Słuchaj, chcę ci to przekazać dziś, bo sprawy trochę mi się wymykają spod kontroli. W czasie choroby ojca trochę się zaznajomiłem z tymi sprawami i... znam faceta. Zwietnego kardiologa. Może zbadać babcię w każdej chwili. Pracuje w prywatnym szpitalu w Rose Bay. Zaraz cię tam zawiozę, sama zobaczysz, to niedaleko. Babcia może wybrać, czy po operacji chce zostać u nich, czy może zamieszka z nami. - Ojej... Tylko tyle była w stanie powiedzieć. Wciąż ma szansę u Toma Russella? - Dlaczego to robisz? Wiesz, że mnie nie stać... - To przecież twoja babcia! Miał te same oczy, co tamtej nocy, gdy mówił, że ją uwielbia. Poczuła, że go kocha jak nikogo, jak nikogo już nie pokocha, choćby miała żyć tysiąc lat. W tej najważniejszej chwili, kiedy powinna być zupełnie opanowana, łzy popłynęły po jej S R twarzy. Objął ją i pocałował w twarz i głowę. Szlochając, uczepiła się go, jakby to- nęła. Położył się obok niej na wąskim łóżku i przytulił. Jakaż ulga! Gdy się nieco opanowała, wzięła całą garść chusteczek i próbowała naprawić szkody w swoim wizerunku. - Przepraszam, zwykle się tak nie rozklejam. Muszę okropnie wyglądać. - Nigdy nie wyglądasz okropnie. Jesteś najpiękniejsza na świecie. Coś mu się stało z oczami? - Nie jestem wcale beksa. Tylko właśnie z operacją babci są problemy. A ja sama miałam ciężki tydzień... - Wiem. To nie powinno tak być. Nie... - przerwał, widziała, jak jego jabłko Adama drży ze wzruszenia. - Nie powinienem był cię śledzić. Tylko jak zobaczy- łem cię z tamtym... - Ze Steve'em? - Tak... Byłem zazdrosny, przyznaję. Tak patrzył na ciebie i... jeszcze o jedno się boję... czy nie zaszkodziłem babci, kiedy przyjechałem do szpitala? - Nie. To ja przesadziłam. Kiedyś stało się coś podobnego... nie, nic podobne- go. Steve miał chyba pretensje, że za dużo czasu poświęcam babci... byliśmy u niej, chlapnął coś, ja coś odpowiedziałam, on coś odpowiedział... i biedna babcia... Czy te łzy nigdy się nie skończą? - śś, ćśś. Byłem tak głupi, że cię podejrzewałem. Jesteś naprawdę najszczer- sza, najpiękniejsza. Jesteś... światłem mojej duszy. Płonęła z zażenowania. Idealizuje ją. Ale nie protestowała, mówił takie fanta- styczne rzeczy. - Widzisz, przechodziłem ostatnio... nieco trudny okres w życiu. I to mogło wpłynąć na moje oceny. I znalazłem ciebie, i od pierwszej nocy... - Tej pamiętnej nocy. - Tej pamiętnej nocy - powtórzył jak echo. - Moja najdroższa, od tamtej nocy moje życie się zmieniło. Bałem się, że to stracę. I zachowałem się jak ostami dureń. S R I nawet dziś mi nie wyszło. - Ale przynajmniej zaczęliśmy rozmawiać. - Właśnie. Mówiłaś, że bez zobowiązań. Nie jestem z takich. - Nie?... - Nie. Cóż. Cate, kocham cię. Nie była w stanie wydusić słowa. Patrzył na nią tak przenikliwie, z takim uczuciem. - Kocham cię tak... mocno. Miałem nadzieję, że czujesz to samo. Wydawało mi się, że tak powinno być. Jeśli tak... Jeśli to jest odwzajemnione... może byśmy się zgodzili na jakieś zobowiązania. Oczywiście, jeśli chcesz. Wiem, że to nagle. Co ty na to? - Tak, tak, Tom, kocham cię, kocham cię do nieprzytomności! - wyznała przez łzy, rzucając mu się na szyję. - Fiu, fiu. Dzięki Bogu. To możesz zaryzykować ślub? - A pewnie. Zaryzykuję. Jasne, kochanie. Oczywiście. Leżąc na wąskim łóżku, zaplanowali wszystko: obrączki, muzykę na wesele i, o ile babcia będzie już zdrowa po operacji - miesiąc miodowy w Toskanii. Za chwilę usłyszała, jak jego buty uderzają o podłogę. Przeczuwała, że tak będzie. - Na stancji obowiązują pewne zasady - ostrzegła, gdy jego niecne intencje stały się oczywiste. - Ciii... S R [ Pobierz całość w formacie PDF ] |