[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- I jak? Podobało ci się? - Bardzo. Mnóstwo się nauczyłam. - Widzę, że Bonnie świetnie się spisała. - Hallie przywołała Bonnie do swojego biurka. - Dzięki, ta mała mówi, że dużo się nauczyła. - Nie ma sprawy. Do usług - uśmiechnęła się Bonnie. - Słuchaj - Hallie rzuciła okiem na zapisany w terminarzu rozkład dnia - muszę jeszcze przejrzeć ten projekt reklamy dla Bergmana. Przyjdą po niego o trzeciej. - W porządku, zaraz będzie gotowy. Wpadnij jeszcze kiedyś, Meagan. - Bonnie zwichrzyła grzywkę dziewczynki i wróciła do swojej pracy. Hallie zerknęła na zegarek. Jeszcze godzina do lunchu. Na popołudnie musiała skończyć zamówienia dla Prudhomme'a. - Wez sobie krzesło. Wytłumaczę ci, co robię, tylko powiem Hankowi, co ma drukować. Od początku roku stopniowo, ale nieustannie przybywało zleceń. Jeśli firma miała się rozwijać w tym tempie, należało kupić nowy sprzęt, zatrudnić więcej pracowników, a może nawet pomyśleć o większym biurze. Agencja zyskiwała coraz lepszą opinię wśród klientów i nie można było tego nie wykorzystać. - Nie umiem za dobrze rysować, ale mogę spróbować - powiedziała zmartwionym głosem Meagan. - Szukam pomysłu na reklamę dla francuskiej cukierni. Chodzi o logo, znak firmowy, który będzie umieszczony na witrynie, na opakowaniach, serwetkach i tak dalej. Logo to bardzo ważna rzecz w każdej firmie - wyjaśniała Hallie. - Będzie na wszystkim? - Prawie na wszystkim. Państwo Prudhomme chcą mieć coś zabawnego. W swojej cukierni podają kawę i ciastka, a ich specjalnością są ptifurki. - Co to takiego? - Małe ciasteczka, nie większe od czekoladek. Hallie przestała się zastanawiać i pewną ręką naszkicowała wieżę Eiffla, a obok furgonetkę z nazwą cukierni. Meagan przyglądała się w milczeniu. - To co? Chcesz spróbować? - zapytała Hallie. Sama nie miała żadnego pomysłu. Rozumiała, czego spodziewają się Prudhomme'owie, ale jakoś nie potrafiła przenieść tego na papier. Meagan nieśmiało ujęła ołówek. - Fajnie być projektantem, prawda? - Czasami. - Inaczej to sobie wyobrażałam - wyznała dziewczynka. - To znaczy? - Tyle się tu dzieje, masz takie duże biuro. Kiedy zapytałam tatę, powiedział, że nie wie dokładnie, co takiego robisz, ale że pewnie cały dzień siedzisz przy biurku i robisz rysunki. Ten opis rozbawił Hallie. Biedny Steve nie miał pojęcia, jak skomplikowana i czasochłonna była jej praca. Obejmowała wszystko - od projektowania liternictwa, przez rysunki i druki firmowe, po fotografię komercyjną. Lista zadań nie miała końca. Ale Hallie też niewiele wiedziała o warsztatach mechanicznych i zapewne zdziwiłaby się, gdyby odwiedziła firmę Steve'a. - Wiesz, Hallie, co mi przyszło do głowy, kiedy powiedziałaś ptifurki"? Małe czwórki - zaśmiała się Meagan. - A wiesz, dlaczego? Posłuchaj... Petit to po francusku mały", no nie? A four to cztery, tyle że po angielsku. Petit four, ptifurka, mała czwórka... - Megan znów się roześmiała. Hallie zawtórowała jej i zaczęła rysować cyfry. Rząd małych czwórek w fantazyjnie przekrzywionych francuskich beretach, ustawionych na stole przykrytym śnieżnym obrusem. Po chwili dodała dwie uśmiechnięte filiżanki i pączek róży. Projekt trzeba było jeszcze opracować, ale pomysł już był. I to niezły. A zawdzięczała go Meagan. Na lunch poszły do Lindo", ulubionej restauracji Meagan. Hallie ostatnio była taka zapracowana, że nie zaglądała tu od miesiąca. Zwykle zamawiała lunch do biura. Lindo" znała dość dobrze, choćby dlatego, że kilka lat temu zaprojektowała układ graficzny karty dań dla pani Guillermo, właścicielki lokalu, a ostatnio go aktualizowała. Teraz pani Guillermo przywitała ją wylewnie. - Tak dawno pani nie widziałam. Gdy Hallie przedstawiła jej Meagan, na twarzy pani Guillermo pojawił się szeroki uśmiech. - Dzisiaj jest Dzień u rodziców w pracy" - wyjaśniła Hallie. - Wiem - przytaknęła właścicielka. - Do mnie przyszła wnuczka. Boże, pani córka jest taka śliczna jak pani, pani McCarthy. - Zanim Hallie zdążyła sprostować, właścicielka [ Pobierz całość w formacie PDF ] |