[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pewno sztucznie wywołana przez reklamy oranżady, płyty Beach Boys, czy serial Podróż za jeden uśmiech. Spała przed telewizorem, płyta samoczynnie otworzyła dodatki, widziałem Christiana Slatera na planie, opowiadającego o pracy nad filmem, kamery i kable, sprzęt i katering, lampy i ekrany wygłuszające, wizażystki, wszystkie klocki do konstruowania masowych emocji. Czas samemu zrobić swoje własne. Nie dać się nabierać więcej serialom, w których zapchane świeżymi tamponami dziewczyny grają w siatkówkę razem z wysmarowanymi brązową szpachlówką chłopcami, w których nawet piasek ma wstrzyknięty botoks, najebka jest po jednym piwie imbirowym, a zamiast spermy z fiutów wylatują wiązanki chabrów i ciała astralne. Czas podnieść sukienkę światu. Podszedłem wtedy do niej, ukląkłem przed nią i oparłem dłonie na jej kolanach okrytych kocem, a ona nawet się nie obudziła, tylko wykonała kolisty ruch głową, jakby śniła jej się filiżanka gęstej kawy albo worek przypraw i chciałaby go obwąchać. Nachyliłem się nad nią. Widziałem jej twarz tak dokładnie, że przykryła mi cały umysł jak zadrukowaną płachtą. Jej pory i piegi zlały się z moimi zwojami. Jej linie papilarne z moimi neuronami. Przekazywała całą mnie w siebie. Nie oponowałem, wdychałem tylko wypuszczany przez nią dwutlenek węgla, jakbym chciał się nim zaczadzić. Dotknąłem jej twarzy palcem, a ona otworzyła oczy, powoli się włączając, naciągnęła koc głębiej na nos. Minęła dobra minuta, zanim mrugając i lekko kręcąc głową wyprowadziła się zupełnie ze snu. Kucnąłem na palcach, położyłem jej ręce na kolanach i popatrzyłem jej w oczy, starając się zrobić to jak kompletny cyklofrenik, bo przecież tylko wtedy miałoby to jakiś sens. - Mam pomysł - powiedziałem. - Mam pomysł i muszę ci o nim powiedzieć. Wentylator zapieprzał. Płyta DVD szczęknęła w napędzie za moimi plecami. To już koniec wszystkich dodatków. - Jaki pomysł? - nie wykazywała żadnych oznak zdziwienia. - Pojedzmy gdzieś na parę dni - powiedziałem, jakbym nie zdawał sobie sprawy z całej sytuacji. Bo w sumie musiałem ją skasować, zrobić format, bo inaczej nie przepchałbym przez gardło nawet słowa mam". Nic nie mówi. Zastanawia się. To operacja, która może przeciążyć cały system. Czuję się jak przekręcający procesory komputerowiec. - Kiedy? Teraz? Ja jutro jadę do Paryża. - Wiem - odpowiadam, ścierając z głowy ręką wstyd, jakiekolwiek złamanie głosu. Przecież cię porywam. Teraz albo nigdy. - Ale czemu? Nie sądzisz, że powinnam się ciebie bać? %7łe powinnam zadzwonić do mamy? Albo na policję? Przez pierwsze trzy godziny myślałam, że zaprowadzisz mnie w ogóle gdzieś do parku i pokroisz. Skoro nie stało się to teraz, równie dobrze mógłbyś teraz w nocy mnie uśpić chloroformem i gdzieś wywiezć. Dziwię się sama sobie, że nie jestem przerażona. Chociaż, z drugiej strony, nie wiem. Jestem zafascynowana. Nie wiem, czy ktoś był mną tak mocno, może, nie wiem, jak miałam rok, ale nie jestem przerażona. - Nie powinnaś - biorę ją za rękę i to jest tak ładne, tak irracjonalne, tak oczyszczające, tak pokonujące samego mnie - i delikatnie, ładnie, całuję ją w policzek, jakbym smakował gałkę lodów - i mówię - nie powinnaś. - Ale dlaczego? - pyta. - Bo chcę z tobą poprzebywać. Jeszcze parę dni. Za wszelką cenę. Pomimo że mnie bez przerwy okłamujesz. W sumie, to okłamuj mnie dalej. Wciskaj mi najgorszy kit na świecie. Nie chcę nic oprócz twoich farmazonów. Oprócz twoich bajek. Oprócz twojego udawania dorosłej. Szukania dziury w całym. Pragnę, byś mnie bez przerwy wkurwiała. Całuję jej pięść. Po policzku ścieka mi łza, Danielle Steel, shoot to kill, strzelaj, aby zabić, kto to kurwa wymyślił ten romans, z bezrobotnym studentem i kwitnącym dzieckiem, tę Lolitę w remiksie telewizji publicznej? - W sumie, nie chcę wracać do Paryża - mówi. - Nie chcę jeszcze tam jechać. Bo wiesz - pauza. - Bo wiesz, bo ja tam nic nie mam. Ale to będzie... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |