[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Albo poślijmy go pocztą mówił z roztargnieniem Via Pocztą?... Tak, to chyba lepiej. Dulcie obawiała się ponownej wizyty u Candych, ale wysłanie figurki pocztą mogło być niezłym wyjściem z kłopotliwego położenia. Los majora byłby wówczas w jego własnych rękach. I gdyby major był rozsądny, mógłby bez końca mieć się doskonale. Odzyskałby też swoją obrączkę rzekła Dulcie. Byłoby mu przyjemnie. Ciekawam, czy by ją znowu nosił, czy też zostawiłby na szyi. Od czasu do czasu omawiali ten plan, ale jakoś go nie zrealizowali. Upłynął już prawie rok od czasu, gdy Dulcie znalazła figurkę, a o uwagę dopominało się całe mnóstwo innych spraw. Vic, ku swemu zaciekawieniu i radości, wysłany został do internatu, a teraz i Dulcie też miała zacząć chodzić do szkoły. Rośli oboje i po prostu zabobonna wiara w magię sama się rozwiała. Figurka, o której coraz rzadziej sobie przypominano, ciągle spoczywała w szopie ukryta i prawie zupełnie zaniedbana, pod całunem z worków i wilgotnych derek końskich. W jakieś trzy miesiące potem, pod koniec wakacji Vika, właśnie gdy jego siostra miała po raz pierwszy pójść do szkoły, przypomniała im się lalka. Dulcie robiła sobie wyrzuty z powodu opieszałości. Tak nie może być dalej, trzeba się jakoś pozbyć figurki majora... Nie była pewna, czy to naprawdę taki dobry pomysł z tym posłaniem jej majorowi, trochę to dziecinne" i starszy pan mógłby się tylko zezłościć, ale skoro już tak dawno uzgodniła z bratem sposób pozbycia się figurki, trzeba było to wykonać. Tak więc, mimo poważnych wątpliwości, w pośpiechu pakowania się i przygotowywania do wyjazdu do szkoły, dziewczynka umieściła lalkę w sztywnym tekturowym pudełku i zobowiązała brata, że je nada na poczcie w Wandle- ton, kiedy nadarzy się okazja. Napisu żadnego ani nalepek nie umieściła, choć początkowo chciała dołączyć kartkę z wyjaśnieniem: To jest Pan", lub jakimś podobnym. Niepotrzebne to, bo lalka i tak była karykaturą, więc po co dodatkowa niegrzeczność? Obrączka sama i tak z pewnością naprowadzi majora na właściwe tropy i od razu zgadnie, o kogo chodzi. Gdy jechała z mamą na stację, mijając dom państwa Candych, przelotnie zastanowiła się nad tym, jak major zareaguje na paczkę wysłaną przez Vika poprzedniego dnia. Czy naprawdę jest coś w całej tej gadaninie o woskowych podobiznach i czarach, o złym oku" Belli? Wszystko to wydawało się coraz bardziej niewiarygodne, po prostu dziecinadą. A jednak... Przecież to nie mógł być tylko zbieg okoliczności. Pomyślała, marszcząc brwi, o zalepionym plastrem uchu pana Candy'ego, o tym, że kulał... Gdziekolwiek ona, Dulcie, a przedtem Bella uszkodziła woskowego człowieczka była na oryginale jakaś blizna czy odpowiednie zniekształcenie. 150 151 nie poświecą a niż należało. zaaferowana Się ** sprawie więcej myśli, Dopiero gdy skończył się pierwszy okres w szkole, a nawet minęło już kilka dni ferii, dziewczynka znowu przypomniała sobie lalkę. Vic dzgnęło ją poczucie winy ciekawa jestem, jak się miewa stary major Candy? Szkoła Vika zakończyła się prawie o tydzień wcześniej i chłopiec miał tę przewagę nad siostrą, że znał już lokalne nowiny. Chodzili właśnie w pobliżu szopy. Vic spojrzał na nią i na twarzy jego pojawił się dziwny wyraz. O, myślałem, żeś już słyszała powiedział. Wiesz, on nie żyje. Umarł?... zapytała tępo Dulcie. A tak. No cóż, był już przecież bardzo stary. Tylko, że... on się spalił. Był pożar, znaczna część ich domu też spłonęła. Od czego? Na wpół się domyślała; zrobiło się jej prawie mdło. Czemu wybuchł pożar? Czy... czy dlatego, że mu to posłaliśmy?... Chyba tak. Kiedy otworzył pudełko, to tak się wściekł, że wrzucił lalkę do kominka, mówią, że zawsze miewał takie napady złości. Wosk się zapalił, wybuchnął płomieniem, ubranie się zajęło czy jak, dość, że gdy go znalezli, to leżał... O Boże, co za okropność! jęknęła Dulcie. Mój Boże... płakała. Vic patrzył niezdecydowanie: gniewać się na siostrę, czy wzruszyć jej łzami?... Cóż, na twoim miejscu ja bym się tak znowu nie martwił. Ostatecznie tylko raz w życiu z nim rozmawiałaś. Przecież to nie twoja wina. A z tymi figurkami i czarami, to zupełna bzdura... Ale to... to wszystko wyglądało na zupełną prawdę 152 powiedziała Dulcie, przełykając łzy. Do samego końca! Jak się spalił ten woskowy człowieczek, to i major... Dajże spokój rzekł błagalnie Via Nie bądzże taka niemądra. Mnie też oczywiście żal tego starego, ale to był wypadek, zwyczajny wypadek i tyle. Ale wyobrażam sobie, jak klął, kiedy otworzył paczkę. Niepocieszona Dulcie nie odpowiedziała. Linia rozumowania sama się wikłała i z powrotem wiodła ku zagadce. Dziewczynka patrzyła na przedwieczorne niebo, po którym sunęły skupione obłoczki. Mieniły się barwy: bursztynowa, różowa i ametystowa, a obłoczki sunęły jak w karnawałowym korowodzie, gładko jak postacie ludzkie, ku widnokręgowi. Zachód gorzał wspaniale. No, uśmiechnij się nalegał Via Zrobiłaś, co mogłaś. Myślę, że cały kłopot, żeś w to też za bardzo uwierzyła. Położył siostrze dłoń na ramieniu, popychając w kierunku domu. Zanim odeszła, obejrzała się po raz ostatni ku szopie ciemniejącej w mroku. Wiedziała, że z własnej woli już tam nigdy nie zajrzy. 5 o B g|. J= a "> g "a L, S- 0> 95 in fD N 95 O 3 ? |. N li ^ g1 a 3. g. s. g I 5- ft ^ I 2 K 3 a, h- P. o K S. 2 n,.^ o, o rt m M fo n (D "> o- o, * N 1> - D. N (D o- ts. S1 ffD D Q. a. -e-s i I &$ ' s.s a, S. 95 L. S an 3 O a> 3 g S- P- 8> >r * s 3 N cr I 9 2 ?r 03 O o- ffi -^ I3- H. O N fr f af O B. ju o o- 3. T ti"1? oj CO O H> 95 a. o g. B 3. ?A fg a płaszcz przeciwdeszczowy przerzucony przez ramię, a naj- młodszy brat, Ronnie, śpiewał: Bertie, czemu tak podska^ kujesz?", bo zawsze tak śpiewał, żeby ciocię podrażnić. Piosenka działała jej na nerwy. Wie pan, czasami w ciche, spokojne wieczory, takie jak dziś, o mało nie dostaję gęsiej skórki, jak pomyślę, że nagle wszyscy wejdą przez to okno... Przerwała i lekko zadygotała, a Framton doznał ulgi, kiedy do pokoju wpadła ciocia, gęsto tłumacząc się, że się tak pózno zjawia. Ale mam nadzieję, że Wera zabawiła pana? spy* tała. Wszystko to było bardzo interesujące powiedział Framton. Sądzę, że nie szkodzi panu to otwarte okno rzekła żywo pani Sappleton. Mój mąż i bracia wrócą do domu [ Pobierz całość w formacie PDF ] |