[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swoich \ołnierzy i pognał jak burza z powrotem do pałacu. Mo\e i jestem podejrzliwy powiedział cicho Hordo ale przynajmniej mam dość rozsądku, by pamiętać, \e niektórzy z twoich wrogów mają znajome nam twarze. Poza tym miasto zmieniło się w ciągu minionych kilku dni. Gdy Conan wyjechał na wyludnione ulice, zmiany te stały się jasne i dla niego. Tłumy zniknęły. Gdzieniegdzie warczał pies z wystającymi \ebrami. Od czasu do czasu ktoś przemykał chyłkiem, jak ścigany, choć wokół nie było \ywego ducha. Okna domów zasłonięto okiennicami, drzwi zabarykadowano. Sklepy były pozamykane, nigdzie nie rozlegały się okrzyki przekupniów. W powietrzu wisiała martwa, wręcz namacalna cisza. Zaczęło się to wkrótce po naszym przyjezdzie do pałacu objaśnił Hordo. Rozejrzał się wokół i zgarbił, jak gdyby jechał wśród grobów. Zaczęło się od tego, \e raptem z ulic zniknęli wszyscy porządni obywatele. Pozostali jedynie bandyci, \ebracy i ladacznice. Rabusie wszelakiej maści mieli więc miasto dla siebie i napadali ka\dego, kto ośmielał się wystawić nos za drzwi. Wczoraj oni równie\ zniknęli popatrzył na Conana znacząco. Wszyscy w czasie potrzebnym na przesypanie piasku w klepsydrze. Strona 47 Jordan Robert - Conan obrońca Jakby na rozkaz? Jednooki skinął. Mo\e jednak Taras rzeczywiście wynajął zbrojnych, znaczy się kupił usługi tych bandytów. Ale nie po to, by pomóc Arianie. Cymmerianin milczał przez pewien czas, patrząc na ciche budynki. Masz o niej jakieś wieści? zapytał w końcu. Hordo nie musiał dopytywać, o kogo mu chodzi. Ma się dobrze. Dwa razy byłem U Thestis . Patrzyli na mnie, jakby trędowaty przyszedł na obiad. Kerin zajęła się Graecusem. Conan skinął w milczeniu i w ciszy dojechali do wrót pałacu Albanusa. Cymmerianin zabębnił pięścią w bramę. W otworze nie większym od męskiej dłoni błysnęły podejrzliwe oczy. Czego tu szukasz? Kim jesteś? Nazywam się Conan. Otwórz bramę, człowieku. Przynoszę wiadomość dla twego pana od samego króla Gariana. Po drugiej stronie bramy dała się słyszeć krótka wymiana zdań, potem rozległ się stukot wyciąganej zasuwy i jedno skrzydło uchyliło się na tyle, by mógł przecisnąć się człowiek. Ty mo\esz wejść zawołał głos z wewnątrz ale inni nie. Conanie& zaczął Hordo. Cymmerianin ucieszył go ruchem ręki. Spokojnie, Hordo i wsunął się za bramę. Wrota z głuchym łoskotem zamknęły się za jego plecami. Conan zobaczył przed sobą czterech mę\czyzn z dobytą bronią. Piąty, z tyłu, przycisnął czubek miecza do jego \eber. Mów, kim jesteś? warknął ten, który dziurawił mu tunikę. Conan, \ałując, \e nie starczyło mu rozumu, by wło\yć kolczugę przed opuszczeniem królewskiego pałacu, odwrócił głowę i spojrzał w wąską twarz i szeroko rozstawione oczy pytającego, któremu brakowało koniuszka nosa. Mówiłem ci sięgnął pod tunikę i znieruchomiał, gdy czubek miecza mocniej nacisnął jego skórę. Chcę tylko pokazać ci pismo. Jakich kłopotów mógłbym narobić z mieczem między \ebrami? Mówiąc te słowa pomyślał, \e wartownik stoi za blisko. Człowiek, o ile nie chce zostać obezwładniony, nigdy nie powinien dotykać mieczem drugiego. Jeden szybki wyrzut ramienia odrzuciłby ostrze na bok, potem jego właściciel potoczyłby się na swoich kamratów i& Cymmerianin uśmiechnął się, a inni poruszyli się niespokojnie. Bez wątpienia zastanawiali się, co śmiesznego widzi w swym poło\eniu. Poka\ mi list za\ądał wartownik z obciętym nosem. Conan wyjął pergamin. Mę\czyzna wyciągnął rękę, ale pismo umknęło spoza jego zasięgu. Stąd tak\e widać pieczęć mruknął Conan. Pismo jest przeznaczone dla dostojnego Albanusa, nie dla ciebie. Prawda, to Pieczęć Smoka mruknął stra\nik. Z wyrazną niechęcią odsunął miecz od \eber Conana. Wobec tego chodz za mną i nie zgub się. Conan potrząsnął głową, gdy ruszyli kamiennym chodnikiem w kierunku masywnej budowli ze smukłymi kolumnami oraz wielką złoconą kopułą, której blask zaćmiewał słońce. Biorąc pod uwagę sytuację, jaka panowała w mieście, podejrzliwość ze strony wartowników była jak najbardziej uzasadniona, ale ich niechęć powinna zniknąć po tym, jak dowiedzieli się, \e jest królewskim posłem. To gburowate zachowanie niezbyt dobrze wró\yło planom Gariana. Często ludzie mimowolnie przyjmują sposób bycia swego pana. W ozdobionym licznymi, rzezbionymi kolumnami przedpokoju przewodnik Conana naradził się szeptem z siwobrodym mę\em w tunice ozdobionej herbem Albanusa i z wielkim kluczem u pasa. Wartownik odszedł, wracając na posterunek przy bramie, a siwobrody zbli\ył się do Conana. Jestem szambelanem dostojnego Albanusa powiedział bez śladu grzeczności. Daj mi pismo. Oddam je do rąk własnych dostojnego Albanusa odparł sucho Conan. Nie miał najmniejszego powodu, by nie oddać pisma szambelanowi, skoro to właśnie on załatwiał tego rodzaju sprawy. Jednak Cymmerianin był zbyt wyprowadzony z równowagi. Posłaniec króla zasługiwał na co najmniej szklanicę schłodzonego wina i wilgotny ręcznik do otarcia kurzu. Twarz szambelana stę\ała. Przez chwilę Conan był przekonany, \e człowiek ten zacznie się z nim wykłócać, ale zamiast tego starzec rzekł krótko: Chodz za mną poprowadził Cymmerianina po marmurowych schodach do małej komnaty. Czekaj tu rozkazał i wyszedł, uprzednio rozejrzawszy się wokół tak, jakby zapamiętywał wyposa\enie pokoju w obawie, \e gość o lepkich palcach uszczupli jego stan. Pokój był mały, ale luksusowy. Na ścianach wisiały gobeliny, posadzka była z marmuru, a meble wyło\one macicą perłową i lapis lazuli. Aukowe wejście wychodziło na balkon górujący nad ogrodową fontanną. Ale nie było tu ani ręcznika, ani wina. Taki afront w stosunku do osobistego posłańca rzeczywiście zle wró\ył Garianowi. Conan, mrucząc do siebie, wyszedł na balkon i spojrzał w dół. Natychmiast zapomniał o lekcewa\ącym Strona 48 Jordan Robert - Conan obrońca traktowaniu i a\ jęknął ze zdziwienia. W ogrodzie zobaczył pijanego Stephana, na wpół niesionego przez dwie dziewczyny w skąpych tunikach. Rzezbiarz zatrzymał się przy fontannie, pochylił i prawie wpadł do wody. Nie! zawołał ze śmiechem do podtrzymujących go dziewczyn. Nie chcę wody, chcę jeszcze wina! chichocząc razem z nim, słu\ki odciągnęły go od fontanny i cała trójka zniknęła wśród egzotycznych krzewów. Ktoś chrząknął za plecami Conana i Cymmerianin obrócił się. Za nim, jedną rękę ściskając pod szyją niedopasowaną togę, stał pulchny mę\czyzna średniego wzrostu. Masz dla mnie wiadomość? Dostojny Albanus? zapytał Conan. Mę\czyzna skinął i wyciągnął rękę. Conan powoli podał mu zapieczętowany pergamin. Ręka mę\czyzny zacisnęła się na nim niczym szczęki pułapki. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |