[ Pobierz całość w formacie PDF ]
temu dotrzymać kroku i miejmy nadzieję, że nie będzie ostatnim słowem młodzieńczy idealizm, przejawiający się w krytyce. Młodzi seminarzyści mogli wówczas liczyć przynajmniej na to, że na gruncie cierpień, jakich sami doświadczyli, zyskają u ludzi wiarygodność. Ich własne wyznanie wśród powszechnej udręki ich narodu stwarzało najlepsze warunki do ufności współuczestników, przełamującej wszelkiego rodzaju zastrzeżenia. Po wyzwoleniu swej ojczyzny Karol Wojtyła kontynuował studia na uczelni dominikańskiej w Rzymie i uznał praktykowany tam scholastyczny system nauczania, wyróżniający się świętym porządkiem nauk religijnych, za "niezwykle mądry i piękny", jak sam oznajmia. O tym tzw. tomizmie, starającym się jak najściślej trzymać autentycznej nauki Tomasza z Akwinu (1225-1274) i nawiasem mówiąc, dopiero przez Drugi Sobór Watykański - ku niezadowoleniu wielu fundamentalistów - określonym jako będący nie na czasie, Wojtyła kiedyś powiedział, iż taki system pokazuje, "że głębia myślenia nigdy nie potrzebuje wielu słów. Możliwe, iż myśl jest tym większa, im mniej słów jej potrzeba." W książce swej Papież uderzająco często i z naciskiem powtarza, jak bardzo ubolewa, że dominikański teolog Tomasz z Akwinu, ten "mistrz filozoficznego i teologicznego uniwersalizmu" (PPN 43), wyszedł obecnie z mody i jego Summę teologiczną w naszych czasach "odłożono na półki" (PPN 42). Wojtyle bardzo by zależało, aby ten kierunek myślenia, należy podkreślić: niezbyt wysoko ceniony przez Sobór, dało się znów ożywić. Jest to ważna wskazówka co do konserwatywnych teologicznie podstaw tego myślenia: u Wojtyły trwa zapotrzebowanie na scholastyczną, "ponadczasową" metafizykę zamiast "jednostronnego racjonalizmu" (PPN 43). Kartezjusz i poczęta z niego filozofia (PPN 47, 55 itd.) są dla tego Papieża tak stosunkowo nieinteresujące, że zbywa je jako bezużyteczne: "Racjonalizm oświeceniowy wyłączył prawdziwego Boga, a w szczególności Boga Odkupiciela poza nawias" (PPN 56). Jednak zdarzyło się też Wojtyle ubolewać, że właściwie nigdy nie mógł studiować "normalnej" filozofii, jaką wykłada się na uniwersytetach świata. Zbyt pochopna jest więc opinia jego rodaka, pisarza Tadeusza Nowakowskiego: "Pierwszy słowiański papież jest wszechstronnie uzdolnionym intelektualistą. Mógłby w każdej chwili wykładać na dowolnym uniwersytecie nie tylko teologię, filozofię, socjologię, prawo lub historię, ale także literaturoznawstwo." Niełatwo sobie wyobrazić profesora socjologii w Bremie nazwiskiem Wojtyła, profesora prawa w Berlinie nazwiskiem Wojtyła, profesora teologii w Tybindze nazwiskiem Wojtyła, profesora filozofii we Frankfurcie nazwiskiem Wojtyła. Kto zbywa epokę i myśl nowożytną takim frazesem jak "umysłowość pozytywistyczna" (PPN 44 i 47) i stwierdza nawet, że należy ona do "tych szkół podejrzeń, które doszły do rozkwitu w epoce nowożytnej", nie znalazłby przecież słuchaczy poza swoją trzodą. Dlaczego Wojtyła tak zawzięcie odsyła do własnych książek i rozpraw (PPN 149)? Zdanie: "Stajemy się świadkami znamiennego powrotu do metafizyki (filozofia bytu) poprzez integralną antropologię" (PPN 46) opiera się wyłącznie na chciejstwie swego autora. Bezsporne mogłyby się okazać uzdolnienia Wojtyły w innej dziedzinie. Zawsze go zaprzątała tradycja mistyczna; nawet stopień uzyskał w 1951 roku pracą o wielkim mistyku hiszpańskim Janie od Krzyża. Cytuje go też często w swojej książce i zawsze z aprobatą (np. PPN 35, 78, 115 i 141). Nastawienie to wywodzi się w znacznej mierze z doświadczeń, które młodemu Karolowi przekazał Jan Tyranowski, krakowski krawiec o skłonnościach mistycznych. Papież nazywa go "prawdziwym mistykiem" (PPN 115). Ten człowiek, jak stwierdza sam Jan Paweł II, ukierunkował podatnego młodzieńca: to jemu Wojtyła zawdzięcza doświadczenie głębi prostej wiary i spostrzeżenie, jak zwycięsko właśnie ta skromna wiara może się sprawdzać na co dzień. Obie te zasady charakteryzują Papieża do dzisiaj. Jego przekonanie, że prawdziwa nauka prosto i autentycznie przekazanej przez Kościół Ewangelii opiera się wszystkim przeciwnościom nowoczesnego społeczeństwa, a zwłaszcza zagrożeniom ze strony systemów niewiary, zdaje się wywodzić również - i szczególnie - z tych przeżyć młodości. Formy i treści tej właśnie tradycji, którą Wojtyła wtedy - odcięty od świata - sobie przyswoił, domagają się bliższego wyjaśnienia. Co prawda bez odpowiedzi pozostaje (tylko sam Wojtyła mógłby na to zadowalająco odpowiedzieć) pytanie, dlaczego Papież, będący pod wpływem mistyki, identyfikuje się tak wyłącznie z pouczającym nurtem tradycji mistycznej. Dlaczego Jan Paweł II w sposób tak oczywisty interpretuje mistykę wyłącznie jako konserwatywny system wartości, jako wiarę w określone treści, zamiast podchwycić jej bezspornie "głupkowaty" charakter i w rozległym zakresie głosić np. takie jej formy jak fantazja, utopia i ekstaza? Dlaczego Papież w ogóle nie mówi o tej grupie religijnych marzycieli, wizjonerów i głupków, którzy podtrzymywali - jakkolwiek raz po raz tłumioną przez tak zwaną ortodoksję - nadziei rewolucji? Czyżby dla niego nic nie znaczyło pojawienie się tej mieszanki świętości z rewolucyjnością, którą Ignazio Silone uważał za konieczną, aby ocalić świat przed samym sobą? Czy na poważne traktowanie zasługują tylko św. Jan od Krzyża i św.Teresa z Avila (PPN 78 i 115)? Czyżby tylko oni pasowali do koncepcji chrześcijaństwa podług Wojtyły? I jeszcze przycinek w innym kierunku: "Mistyka karmelitańska zaczyna się w tym miejscu, w którym kończą się rozważania Buddy i jego wskazówki dla życia duchowego" [ Pobierz całość w formacie PDF ] |