[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lony, ciągle wytyka innym ich wady. Spisany na straty stary kawaler! Chociaż ostat-
nio dosyć poważnie atakuje go Dorota z działu marketingu. Ucieka przed nią jak przed
inwazją Marsjan! Zdarzają mu się czasami napady fantastycznego poczucia humoru
i wtedy można go jeść łyżkami. Generalnie jest w porzo...
4. Monika — szef działu kultury, młodsza ode mnie o dwa lata. Spokojna, opanowa-
na, przewidująca sytuację, wyciągała mnie kilkakrotnie z niemałych opresji. Teraz nic
nie wskazuje na to, żeby była czymś zaniepokojona.
5. Brygida — szef działu zdrowie, moda i uroda. Aha! To ja. Ja się nie liczę.
Wszyscy pracują w skupieniu. Nikt nie ma ochoty na dyskusje, nikt o nic nie pyta.
A to znaczy, że nikt nic nie wie o mojej kompromitacji. Nie jest źle!
57
9.20. Sprawdzam swoją pocztę elektroniczną. Trzy nowe wiadomości. Pierwsza od
Magdy, która pyta, dlaczego nie dotarłam do mamy na niedzielny obiad? Pyta, jakby za-
pomniała, co było parę lat temu, kiedy ona miała Bal Absolwentów w swojej budzie.
Otwieram następnego e-maila. Nie mam pojęcia od kogo...
„To była cudowna noc! Co powiesz na replay? Odpisz. Konrad”.
9.25. Cała drętwieję, nie mogę oderwać oczu od monitora. Robi mi się słabo, na
przemian to gorąco, to zimno. Jakim cudem? Skąd ma mój adres? Boże! Czego ja jesz-
cze nie pamiętam?!
9.30. Nawet nie wiem, jak znalazłam się w toalecie. Stoję pochylona nad umywal-
ką, z głową wciśniętą w ramiona. Chce mi się wymiotować. Po mojej durnej głowie plą-
czą się jakieś głupawe hasła, które mają przywrócić stan równowagi. Gucio! Niczego nie
przywracają!
9.50. Drzwi toalety uchylają się i widzę przerażone oczy Moniki.
— Wszystko w porządku? — pyta dziwnie niepewnym głosem. — Brygida...Wojtek
szukał czegoś na twoim biurku... Wszyscy już wiedzą!
— Cholera! Kurde! Kurde! — Walę pięściami w umywalkę. — Zostawiłam otwartą
skrzynkę!
9.55. Wpadam do swojego boksu. Jestem wściekła! Wrzeszczę o pogwałceniu prawa
do prywatności i tajności korespondencji. O łamaniu konstytucji. Wojtek patrzy na
mnie jak na żabę. Nic nie rozumie! Bąka jakieś „przepraszam”, ale uważa, że nic się nie
stało! Nic się nie stało!? Nie mogę uwierzyć! Opadam zrezygnowana na krzesło. Chce
mi się wyć.
9.57. Nade mną staje Paweł i mówi spokojnym, trzeźwym głosem, jakby to było
oczywiste:
— Nie należy korzystać z firmowego komputera do celów prywatnych.
— Pocałuj mnie w dupę, ty zakichany pracusiu! Nikt cię nie pytał o zdanie! — wy-
bucham i natychmiast tego żałuję. Jak mogłam się tak idiotycznie zachować?! Przecież
on ma rację! — Przepraszam, Paweł! Nie chciałam... Paweł, proszę cię! Okropnie mi
przykro... — Rzeczywiście czuję się strasznie! Łzy płyną mi po policzkach. Teraz jestem
wściekła na siebie. Nienawidzę tak się zachowywać. Nienawidzę sytuacji, w których nie
potrafię zapanować nad swoimi emocjami. Nienawidzę własnej agresji, która krzywdzi
innych. Niestety, najczęściej jest tak, że zanim zdążę się opanować, już narozrabiam.
58
12.30. Siedzę z nosem w komputerze. Pracuję bardzo szybko, co rzadko mi się zda-
rza. W redakcji atmosfera gęsta, że siekierę można powiesić.
— Brygida! Do cholery! Czuję się jak szmata. — Wojtek nie wytrzymuje. — To
wszystko przeze mnie. W ramach pokuty zapraszam cię do Pizza Hut i przysięgam, że
nie popuszczę, dopóki mi nie przebaczysz!
Rzucam szybkie spojrzenie na Monikę i widzę, że się uśmiecha.
— Zastanowię się — mówię ugodowo — ale pod warunkiem, że zabierzemy
Monikę i Pawła jako środki łagodzące.
Paweł oponował, zapierał się o biurko, ale uwiesiłam mu się na szyi i zmiękł.
13.00. Upływ czasu i najlepsza w mieście pizza koją zszargane nerwy. Atmosfera
ulega zdecydowanej poprawie, i to tak dalece, że Wojtek zaczyna opowiadać swoje ulu-
bione dowcipy o blondynkach. Nawet ja w końcu zrozumiałam ten o reklamówce.
Znowu jesteśmy zgraną paczką.
Nagle Paweł zaczyna coś opowiadać... O blondynce, która leciała samolotem i zajęła
miejsce w business class. Podchodzi do niej stewardesa i mówi:
— Proszę zabrać swój bagaż podręczny i przesiąść się. Pani wykupiła bilet w klasie
turystycznej.
— No to co? — pyta blondynka.
— Wykupiła pani bilet w klasie turystycznej, a to jest business class.
— No to co? — pyta blondynka.
— No to musi się pani przesiąść do klasy turystycznej.
— Dlaczego, skoro jest mi tu dobrze? — pyta blondynka.
— Ponieważ to jest business class, a pani... — zaczyna tłumaczyć kolejny raz stewar-
desa, po czym macha ręką i znika w kabinie pilotów.
Za chwilę pojawia się kapitan, pochyla się nad blondynką i szepcze jej coś do ucha.
Blondynka zrywa się jak poparzona, chwyta swój bagaż i szybko przenosi się do klasy
turystycznej.
Stewardesa patrzy oniemiała.
— Przez dziesięć minut bez skutku namawiałam tę idiotkę — wydusza w końcu.
— Co pan jej powiedział, kapitanie?
— Nic nadzwyczajnego. Powiedziałem, że trzy rzędy przed nią, dwa za nią i ten,
w którym ona siedzi, nie lądują we Frankfurcie.
Patrzymy na siebie kompletnie zaskoczeni. Paweł nigdy w życiu nie opowiadał
dowcipów! To pierwszy dowcip, jaki usłyszeliśmy w jego wykonaniu. Jesteśmy w szo-
ku! Nikt się nie śmieje.
— Co z wami? — pyta Paweł. — Przecież to dobry dowcip!
Eksplodujemy śmiechem. A raczej dopada nas tak zwana głupawka. Wojtek do-
staje czkawki, Monika płacze, a ja krztuszę się kawałkiem „sycylijskiej”. Prawie umie-
59
ram z braku powietrza. Pomaga dopiero silne uderzenie Wojtka. Kawałek, którym się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.