[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tam dotarła, gdy Zach zawołał do niej. Może odwróciła się zbyt szybko lub zbyt gwał-
townie. W każdym razie jedna z desek się obsunęła i Summer wpadła w błotnistą jamę
mniej więcej półtorametrowej głębokości. Kiedy spróbowała wstać, poczuła, że skręciła
kostkę.
Przestraszona podniosła wzrok i zobaczyła biegnącego w jej stronę Zacha.
- Nic ci nie jest? - zapytał z niepokojem.
- Nic, tylko skręciłam lewą kostkę.
- Nie powinienem był cię tu przywozić.
- Nonsens. To moja wina. Upadłam. Wskoczył do jamy.
- Oprzyj się na mnie - polecił, po czym pomógł jej wyjść i poprowadził do samo-
chodu.
Gdy odjeżdżali z placu budowy, zadzwonił do poleconego przez jej babcię lekarza,
który uprzejmie zgodził się przyjechać na oddział pomocy doraznej miejscowego szpita-
la. Kiedy tam dotarli, doktor Sands już na nich czekał. Summer, która kiedyś na Manhat-
tanie spadła ze sceny i potem godzinami wyczekiwała na pomoc w nowojorskim pogo-
towiu, była zarówno wdzięczna, jak i zdumiona tym, jak szybko i sprawnie zajęto się nią
w niewielkim prowincjonalnym szpitalu.
Poddano ją wstępnym oględzinom, po czym jedna z pielęgniarek powiedziała:
- Proszę się rozebrać. Teraz zbada panią doktor Sands, aby się upewnić, czy nie
przeoczyliśmy jakichś obrażeń.
- Boli mnie tylko kostka - zaprotestowała Summer.
- Miejmy nadzieję, że nic więcej się pani nie stało, ale takie mamy procedury.
L R
T
Summer ujęła Zacha za rękę.
- Czy mógłbyś zostać?
Spełnił jej prośbę i odwrócił się taktownie, gdy przebierała się w szpitalny szlafrok.
Kiedy lekarze badali jej kostkę, krzyknęła z bólu. Stojący obok Zach przycisnął do
ust jej dłoń.
- Wytrzymaj jeszcze trochę. Wkrótce będziemy w domu.
Słowo  dom" miło zabrzmiało jej w uszach i podniosło ją na duchu.
Istotnie, po niespełna godzinie siedziała już na sofie w rezydencji Zacha, oparta na
wygodnych poduszkach, mając pod ręką pilot do telewizora, scenariusz i ulubione przy-
smaki.
Co dziwne, po wizycie w szpitalu atmosfera między nią i Zachem stała się o wiele
swobodniejsza. Babcia i Tuck wpadli odwiedzić Summer, a po ich wyjściu Zach nadal
zachowywał się troskliwie i niemal jej nie odstępował. Pomyślała, że mogłaby z łatwo-
ścią przywyknąć do takiej czułej opieki.
Pod wieczór usmażył dla nich dwa niewielkie steki, upiekł ziemniaki i posmarował
masłem bagietki. Summer przyglądała się temu, siedząc na krześle. Podziwiała, jak Zach
świetnie sobie radzi w kuchni. Zjedli kolację popijając wino, na tylnej werandzie.
Pózniej wróciła na sofę, a on zmył naczynia i usiadł na krześle obok niej. Podzię-
kowała mu za pyszny posiłek.
- %7ładen ze mnie kucharz - zaoponował. - Potrafię przygotować tylko jajka, stek i
tosty.
- Nie zapominaj o pieczonych ziemniakach. Były chrupiące i bardzo smaczne.
- W Houston mam kucharza, ale nie lubię jadać samotnie w domu. Przeważnie wy-
chodzę do restauracji.
- Ja też. Albo zamawiam jedzenie na wynos, ponieważ nie mam czasu gotować.
- Przypuszczam, że bywasz w wytwornych nowojorskich lokalach w towarzystwie
słynnych gwiazdorów filmowych - rzekł z pochmurną miną i odgadła, że miał na myśli
Hugh Jonesa.
L R
T
- Wcale nie tak często, jak sądzisz. Spożywanie wykwintnych posiłków też wyma-
ga czasu - odpowiedziała wymijająco. - Poza tym w lokalach wielbiciele zadręczają mnie
prośbami o autografy. Zresztą nie ma to jak domowe jedzenie, prawda?
- Zawsze tak bardzo pragnęłaś zostać aktorką. Jak się z tym czujesz teraz, gdy od-
niosłaś sukces?
- To przyjemne, ale niemal bez przerwy pracuję. Nawet kiedy występuję na scenie,
biorę udział w przesłuchaniach do następnych ról. A kiedy podpisuję umowę na granie
poza Nowym Jorkiem, stale podróżuję i żyję na walizkach. W jednej chwili wiodę szalo-
ne życie, wypełnione przyjęciami i spotkaniami z przyjaciółmi, a zaraz potem dokucza
mi samotność. Nie można się na niczym oprzeć, wszystko jest ulotne. Przez krótki czas
koledzy z obsady wydają mi się bliżsi niż rodzina, lecz po ostatnim przedstawieniu zni-
kają. W miarę upływu lat zaczynam dostrzegać, że życie aktorów wcale nie jest takie
wspaniałe, jak się powszechnie sądzi.
- Przecież właśnie tego pragnęłaś.
Westchnęła.
- Trzeba bardzo uważać, czego sobie życzymy. Mówiąc szczerze, brakuje mi ro-
dziny, stabilizacji, poczucia przynależności do jakiejś wspólnoty. Pochodzę z Południa,
tak jak babcia. Ona nie aprobuje mojego samotnego życia i daje mi to do zrozumienia
przy każdej okazji. Marzy, abym poślubiła przystojnego mężczyznę, urodziła dwoje
dzieci - chłopca i dziewczynkę - i wiodła szczęśliwe życie w miłym domu z ogrodem.
- A ty jesteś nowoczesną kobietą i odrzucasz takie staroświeckie tradycyjne pojęcie
szczęścia - rzekł z uśmiechem Zach.
- Oczywiście, masz rację. Próbuję przekonać babcię, że jestem zadowolona z mo-
jego życia i tego, co osiągnęłam. Tak wielu ludzi dałoby wszystko, by znalezć się na mo-
im miejscu.
Mówiła to od lat, lecz z jakiegoś powodu dziś te słowa zadzwięczały w jej uszach
fałszywie.
Zarazem jednak, co zaskakujące, ten przyjacielski wieczór z Zachem sprawiał jej
przyjemność. Po raz pierwszy od dawna czuła się swobodnie. Zastanowiła się, jak by to
było, gdyby mogła spędzić z tym mężczyzną całe życie.
L R
T
Westchnęła. To niemożliwe. Nie zrezygnuje z zawodowej kariery, czeka ją wspa-
niała przyszłość. Na scenie i kinowym ekranie.
- A ty? - szepnęła. - Odniosłeś w życiu sukces, ale czy jesteś szczęśliwy?
- Podobnie jak ty, nie czuję się nieszczęśliwy. Ja również mam w życiu wszystko,
czego zawsze pragnąłem... oprócz może... - urwał i rzucił jej wymowne spojrzenie.
- Oprócz czego? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.