[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przechyliłem płaszczyznę swojej orbity, a on natychmiast dopasował swoją, by dotrzymać mi towarzystwa. Powtórzyłem manewr, on także. Potem zanurkowałem: dziewięćdziesiąt stop- ni w przód, fandon podniesiony i wysunięty. Obróciłem dłoń i ugiąłem łokieć, atakując szerokim cięciem pod jego gardą. Zaklął i pchnął, ale odbiłem jego światło, a na jego lewym udzie zakwitły trzy ciemne linie. Trisliver zadaje rany na głębokość mniej więcej dwóch cen- tymetrów; dlatego podczas poważnych starć ulubionymi celami ataku są krtań, oczy, skronie, wewnętrzne części nadgarstków i tętnice udowe. Chociaż wystar- czy zadać dostatecznie wiele trafień w zupełnie dowolne miejsca, by pomachać przeciwnikowi na pożegnanie, gdy wśród roju czerwonych bąbelków odpływa do miejsca, skąd nie powraca żaden wędrowiec. Krew! -zawołał Mandor, gdy z nogi Jurta pociekły drobne krople. Czy otrzymaliście satysfakcję, panowie? Ja tak odpowiedziałem. A ja nie! krzyknął Jurt, oglądając się za mną. Dryfowałem na jego lewą flankę i kręciłem się w prawo. Zapytaj jeszcze raz, kiedy poderżnę mu gardło! Jurt zaczął mnie chyba nienawidzić, zanim jeszcze nauczył się chodzić, z so- bie tylko znanych powodów. Ja wprawdzie nie podzielałem tego uczucia, jednak polubienie go przekraczało moje możliwości. Zawsze dobrze nam się układało z Despilem, choć częściej brał stronę Jurta niż moją. To zrozumiałe. Byli pełnymi braćmi, a Jurt był najmłodszy. 58 Trisp Jurta rozbłysnął. Odbiłem światło i ripostowałem. Rozproszył moje pro- mienie i wykręcił w bok. Podążyłem za nim. Nasze trispy zajaśniały równocze- śnie, oba ataki trafiły w gardę i przestrzeń między nami wypełniła się płatkami blasku. Uderzyłem znowu, kiedy tylko skończyłem ładowanie, tym razem nisko. On pchnął z góry i jeszcze raz oba sztychy skończyły w landach. Podpłynęliśmy bliżej. Jurt zacząłem. Jeśli jeden z nas zabije drugiego, skażą go na banicję. Skończmy z tym. Warto odpowiedział. Sądzisz, że o tym nie myślałem? I ciął mnie w twarz. Odruchowo podniosłem obie ręce, fandon i trisp, i wy- strzeliłem, gdy spływała ulewa świetlnych błysków. Usłyszałem krzyk. Opuści- łem fandon. Jurt zgiął się wpół, a jego trisp odpływał w pustkę. Podobnie jak jego lewe ucho, ciągnące czerwoną nitkę pękającą natychmiast w pojedyncze pacior- ki. Fragment skóry na głowie także zwisał luzno i Jurt próbował wcisnąć go na miejsce. Mandor i Despil już do niego podlatywali. Pojedynek zakończony! krzyczeli obaj, a ja obrotem głowicy zabezpie- czyłem trispa. Jaka rana? zapytał mnie Despil. Nie wiem. Jurt pozwolił mu się zbadać. Wyjdzie z tego oznajmił po chwili Despil. Ale mama będzie wście- kła. Pokiwałem głową. To był jego pomysł przypomniałem. Wiem. Chodzmy stąd. Wracajmy. Pomógł Jurtowi sterować w stronę wypustu Krawędzi; Mandor płynął za nimi niby złamane skrzydło. Ja wlokłem się z tyłu. Mandor, syn Sawalla, mój brat przyrodni, położył mi rękę na ramieniu. Aż tak ci na nim nie zależy powiedział. Wiem. Przytaknąłem i zagryzłem wargę. Mimo wszystko Despil miał rację co do na- szej matki, lady Dary. Faworyzowała Jurta, a on już potrafi ją jakoś przekonać, że to wszystko moja wina. Miałem czasem wrażenie, że bardziej ode mnie kocha synów Sawalla, starego diuka Pogranicza, którego poślubiła, kiedy zrezygnowała już z mojego taty. Słyszałem kiedyś, jak mówiono, że przypominam jej ojca, do którego byłem bardzo podobny. Znowu pomyślałem o Amberze i innych miej- scach daleko w Cieniu; i poczułem zwykły dreszcz lęku, gdyż przypomniało mi to wijący się Logrus; wiedziałem, że będzie moim biletem do nieznanych krain. I wiedziałem, że wejdę na niego szybciej, niż początkowo planowałem. Chodzmy do Suhuya zaproponowałem Mandorowi, gdy razem wznie- śliśmy się nad Otchłanią. Są sprawy, o które muszę go zapytać. 59 * * * Kiedy w końcu trafiłem do college u, nie poświęcałem zbyt wiele czasu na pisanie listów do domu. . . . domu mówiła Vinta Bayle. To już niedaleko. Napij się wody. Podała mi manierkę. Wypiłem trochę i oddałem jej. Dzięki. Wyprostowałem skulone ramiona i odetchnąłem chłodnym, morskim powie- trzem. Poszukałem księżyca i znalazłem go daleko za plecami. Naprawdę byłeś daleko stwierdziła. Mówiłem przez sen? Nie. To dobrze. Złe sny? Wzruszyłem ramionami. Mogły być gorsze. Może rzeczywiście jęknąłeś cicho, tuż przed obudzeniem. Aha. Daleko przed nami dostrzegłem niewielkie światełko na końcu ciemnego cy- pla. Skinęła w tamtą stronę. Kiedy miniemy to miejsce wyjaśniła zobaczymy zatokę Baylesport. Tam znajdziemy śniadanie i wierzchowce. Jak to daleko od Arbor? Jakieś trzy mile. Aatwa jazda. Została przy mnie jeszcze chwilę. W milczeniu spoglądała na linię brzegu i morze. Po raz pierwszy zwyczajnie siedzieliśmy obok siebie; ręce miałem wolne i nie zajęte myśli. A mój czarodziejski zmysł przebudził się w tej krótkiej chwili. Odniosłem wrażenie, że znalazłem się w obecności magii. Nie jakiegoś prostego zaklęcia czy aury magicznego obiektu, jaki mogła nosić przy sobie Vinta, lecz czegoś niezwykle subtelnego. Przywołałem swoje spojrzenie i zwróciłem je ku niej. Nie dostrzegłem niczego wyraznego, lecz ostrożność nakazywała sprawdzić dokładniej. Sięgnąłem zmysłami poprzez Logrus. . . Nie rób tego, proszę powiedziała. Właśnie popełniłem gafę. Takie sondowanie innego czarodzieja uważane jest powszechnie za nietakt. Przepraszam. Nie wiedziałem, że jesteś adeptką Sztuki. Nie jestem. Ale jestem wyczulona na jej działanie. W takim razie nadawałabyś się. 60 Mam inne zainteresowania. Myślałem, że może ktoś rzucił na ciebie urok wyjaśniłem. Próbowa- łem tylko. . . Cokolwiek znalazłeś odparła być powinno. Zostawmy to. Jak sobie życzysz. Przepraszam. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |