[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pamiętam dokładnie, jak się nazywa. Giscard... Gaston... coś w tym rodzaju.
Hrabia poprzestał na tym. Nie mógł pytać dalej, nie budząc jej podejrzeń.
Po śniadaniu wysłano Marie - Louise do miasta po papierosy dla hrabiny.
- I butelkę pernodu - szepnęła tak, żeby mąż nie słyszał.
Cudownie było wydostać się z Chateau Germaine, gdzie panowała przytłaczająca
atmosfera.
Ale kiedy dotarła na rynek i kupiła papierosy i pernod w niedużym sklepie, usłyszała
wyrażający zdumienie okrzyk:
- Marie - Louise!
To Charles! Długimi krokami szedł przez rynek.
- Och, Charles, jak się cieszę, że cię znowu widzę. Czy możesz mi wybaczyć? Straciłam
pamięć, a potem nagle ocknęłam się w jakimś nieznanym miejscu. Kiedy wróciłam na
dworzec, już cię nie było. Byłam taka zrozpaczona!
80
Wziął ją za ręce. Zmieszne piegi, które nie pasowały do jego ciemnej karnacji, lśniły w
słońcu.
- Straciłaś pamięć? - roześmiał się z ulgą. - A ja myślałem, że ode mnie uciekłaś.
Codziennie tu przyjeżdżam, od kiedy zniknęłaś. Gdzie się podziewałaś?
- Ja... Czy masz chwilę czasu, żeby porozmawiać?
- Tak. A ty?
Zawahała się.
- Właściwie nie. Może trochę. Muszę z kimś pogadać, bo inaczej zwariuję.
Charles znalazł wolny stolik w ogródku restauracji usytuowanej w rynku i zamówił kawę z
ekspresu.
- No, opowiadaj! - zawołał, chwytając ją za rękę.
- Charles, jesteś lekarzem - zaczęła. - Co wiesz o wampiryzmie?
Spojrzał na nią badawczo.
- Zaskakujące pytanie. A co chciałabyś na ten temat wiedzieć?
- Czy w ogóle istnieje coś takiego, jak wampiry? - spytała zrozpaczona.
- Nie rozumiem dokładnie, o co ci chodzi.
Zaczęła pośpiesznie wyjaśniać.
- Charles, powiedziałeś, że mam poważną niedokrwistość, prawda?
- Tak. Czy jeszcze z tym nic nie zrobiłaś? Chyba ci brak wyobrazni!
Udała, że tego nie dosłyszała.
- Ostatniej nocy... myślę, że nawiedził mnie wampir. A te ślady na szyi nadal mnie bolą.
- Tak, zwróciłem na nie uwagę w szpitalu, ale nie sądzisz chyba, że...?
- Wydaje mi się, że próbował znowu dziś w nocy - szepnęła zakłopotana. - Ale udało mi
się go powstrzymać. Krucyfiksem.
- Marie - Louise, czy ty oszalałaś? - rzekł z niedowierzaniem w oczach. - Chyba nie
mówisz tego serio?
81
- A jednak - odparła, nie mogąc powstrzymać płaczu. - I nic z tego nie rozumiem.
- Ale kto to jest? Czy widziałaś tego wampira?
- Tak. W dzień jest wyjątkowym człowiekiem. Ale on powstał z martwych, Charles.
Przez dłuższą chwilę siedział bez ruchu, patrząc na nią. W końcu widać uznał, że należy
potraktować jej słowa poważnie.
- Czy to ten sam, przy którym czuwałaś? W Chateau Germaine?
- Tak, właśnie! Był martwy i się obudził. Otworzył oczy i spojrzał na mnie. To było
straszne. Nie wiem, co o tym myśleć.
- Ja też nie - powiedział wstrząśnięty. - Gdzie on teraz jest?
- Nie wiem - odparła zrezygnowana. - Powinien być na cmentarzu w Val de Genet, ale...
- Na cmentarzu? To makabryczne, co mówisz!
- Nie, nie na samym cmentarzu oczywiście, ale w domu stojącym w pobliżu. A dziś w
nocy był w moim pokoju w Chateau Germaine! W moim pokoju na ostatnim piętrze, gdzie
nikt nie mógłby się dostać. I nagle rozpłynął się - w powietrzu.
- Musiałaś mieć jakiś koszmarny sen.
- Sama sobie to wmawiam. Powtarzam to w kółko, bo boję się, że oszaleję. Ale wszystko
było takie wyrazne!
Charles nie mógł uwierzyć w słowa Marie - Louise.
- Opowiedz wszystko od początku - poprosił.
Ciepło jego dłoni dawało poczucie bezpieczeństwa.
Nagle doznała wrażenia, że długi, trudny okres ciążącej na niej ogromnej
odpowiedzialności wreszcie się skończył. Cały niepokój i niepewność, wszystko, co
niezrozumiałe, mogła teraz dzielić z otwartym i prostolinijnym Charlesem.
- Ja... W Chateau Germaine dzieją się jakieś dziwne i tajemnicze rzeczy. Na przykład... O
Boże, już dawno powinnam być w domu. Charles, czy mógłbyś pójść ze mną? Pani
domu to straszna hipochondryczka. Jestem kimś w rodzaju jej damy do towarzystwa.
Ona ciągle mi powtarza, że powinien ją zbadać lekarz. Byłaby za chwycona, gdybyś
przyszedł.
82
Wciągnął powietrze i przez chwilę się zastanawiał. A Marie - Louise w myślach zaklinała
go, by się zgodził.
- Dobrze - rzekł w końcu. - Naprawdę mnie zaintrygowałaś. Muszę jednak najpierw
zadzwonić do szpitala i zwolnić się na parę godzin.
- Naprawdę przyjdziesz? Co za ulga!
Czekała, kiedy poszedł do telefonu, a potem pojechali jego samochodem do Chateau
Germaine. Po drodze opowiedziała mu tyle, ile zdążyła, o tym, co się wydarzyło. Nie
wspomniała jednak o kasecie. Przecież obiecała Andrejowi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.