[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ca. Obecnie wolał jednak bardziej wyszukane potrawy. - Może najpierw się przebierz - poradziła, bo nadal miał na sobie ciemne spodnie od garnituru i białą koszulę. - W co? Nie mam nawet dżinsów. - Dlaczego, u licha? Wzruszył ramionami. - Po prostu nie są w moim stylu. R L T W zielonych oczach Joey zamigotało rozbawienie. - W takim razie prowadz do kuchni, wodzu. Gideona ucieszyło, że wrócił jej dobry humor - oczywiście, jak zwykle, jego kosz- tem. Kiedy znalezli się w kuchni, uświadomił sobie, że z czarnym, cytrynowym i chro- mowym wystrojem, pustymi i w istocie nieużywanymi blatami jest równie bezosobowa jak reszta jego mieszkania. I taka właśnie mi się podoba, przypomniał samemu sobie z mocą. Wyjął z lodówki jajka, mleko, masło i łososia i nagle poczuł się zakłopotany tym, że ma przygotowywać posiłek razem z Joey. Wciąż go irytowała, choć obecnie złościł się bardziej na siebie za to, że coraz mocniej jej pożądał. - Miałeś rację. Teraz, kiedy zjadłam, czuję się znacznie lepiej - przyznała Joey, sie- dząc w kuchni naprzeciwko Gideona na stoiku przy blacie śniadaniowym z czarnego marmuru. Nalegała, żeby zjedli tutaj, a nie w zimnym, bezosobowym salonie. W gruncie rze- czy jednak obydwu pomieszczeniom brakowało ciepła i śladu osobowości właściciela. Podobnie wyglądał gabinet Gideona w siedzibie St Claire Corporation, do którego miała okazję zajrzeć w ubiegłym tygodniu. W gabinecie Lexie, który Joey miała użytkować zaledwie przez miesiąc, rozłożyła osobiste drobiazgi z aż dwóch pudeł, by poczuć się tam przytulniej. Natomiast gabinet Gideona był równie chłodny, sterylny i właściwie niezbyt wygodny, jak jego mieszkanie. Dlaczego to mu odpowiada? Czy to kolejny przejaw jego rezerwy i dystansu, po- zwalających unikać jakiegokolwiek emocjonalnego zaangażowania? Uświadomiła sobie nagle z zakłopotaniem, że jej zjawienie się tutaj zakłóciło jego uporządkowany, samotniczy tryb życia. - Nie myśl, że nie jestem ci wdzięczna za propozycję, żebym została u ciebie na noc - odezwała się. Zacisnął wargi. - Propozycję, którą całkowicie błędnie zrozumiałaś. - Owszem i teraz próbuję cię za to przeprosić. Zerknął na nią z ukosa. R L T - A zatem słucham - rzekł oschle. - Nie mógłbyś być choć trochę milszy? Zważywszy, jak bardzo jesteśmy dla siebie nawzajem opryskliwi, dziwię się, że dziś rano doszło między nami do... - urwała i za- czerwieniła się z zażenowania. - Chciałam po prostu powiedzieć... - W porządku, wiem, co chciałaś powiedzieć - uciął. On również przez cały dzień usiłował to zrozumieć. Jedyne wyjaśnienie, jakie przyszło mu do głowy, to że przeciwieństwa się przyciągają. Joey to ciepły promień słońca wobec jego księżycowego chłodu. Jest pełna emocji, szczera i impulsywna, pod- czas gdy on zachowuje zawsze zimny ostrożny dystans. Odznacza się beztroską i łagod- nością, z wyjątkiem momentów, gdy w pracy przywdziewa twardą maskę, on zaś jest sztywny i oficjalny. Tak, biegunowo się od siebie różnią. A jednak niewątpliwie pociągają się nawza- jem. Spochmurniał. - To, co wydarzyło się dziś rano... - zaczął sztywno. - Mam nadzieję, że nie zamierzasz mnie znowu obrazić - przerwała mu porywczo. - Ponieważ, o ile pamiętam, oboje nawzajem zrywaliśmy z siebie ubrania. - Wcale nie zrywaliśmy z siebie ubrań - zaoponował. - Niemal - upierała się śmiało. - Na swoją obronę chcę powiedzieć, że zazwyczaj zachowuję się w sposób bardziej opanowany. Dlatego uważam dzisiejszy... incydent za godny pożałowania. Popatrzyła na niego zirytowana. - Powiedz mi, Gideon, czy twoje związki zazwyczaj trwają długo? - Słucham? - rzucił zaskoczony. Skrzywił się z niesmakiem. - Zawsze staram się postępować uczciwie w tym, co nazywasz związkami". - A jak ty je nazywasz? - spytała z zaciekawieniem. Znów wydawał się rozdrażniony. - Układem zaspokajającym wzajemne potrzeby. Wybuchnęła pełnym niedowierzania śmiechem. R L T - Co takiego?! - zawołała. - To brzmi raczej jak umowa biznesowa niż uczuciowy związek. - Tak właśnie wolę o tym myśleć. - A ile czasu zajmuje ci zawarcie takiego układu"? Na jego twarzy znów odbiła się irytacja. - Zwykle już po pierwszej randce wiem, czy chcę ponownie spotkać się z daną ko- bietą. - To znaczy, czy chcesz pójść z nią do łóżka? Zacisnął usta. - Tak. Przyjrzała mu się ze zdumieniem. - Nic dziwnego, że w wieku trzydziestu czterech lat nadal żyjesz samotnie. - %7łyję samotnie z wyboru - oświadczył. - Tylko tak sobie wmawiasz - stwierdziła. Wstała i włożyła talerze do zmywarki. - Dziwię się, że jakakolwiek kobieta godzi się spotkać z tobą po raz drugi, gdy już wygło- sisz ten tekst o zaspokajaniu wzajemnych potrzeb"! Gideon nie miał pojęcia, jakim cudem ta rozmowa zeszła na tory jego intymnego życia. Nigdy nie potrafił przewidzieć, co bezpośrednia i spontaniczna Joey McKinley za chwilę zrobi albo powie. Czego dowiodła swymi następnymi słowami: - Cieszę się, że mnie nie zaproponowałeś takiego układu". Przybrał minę pełną rezerwy. - A jak byś zareagowała, gdym zaproponował? Popatrzyła na niego nad stołem. - Zgadnij! Domyślił się tego bez trudu z gniewnego błysku w jej oczach i rumieńca na twarzy. Wstała i rzuciła: - Możesz zawiezć mnie już z powrotem przed siłownię do mojego samochodu? - Tak. Ale tylko pod warunkiem, że potem albo pojadę za tobą do twojego miesz- kania i zostanę na noc, albo oboje wrócimy tutaj. R L T - Gideon... - Nie ustąpię - oświadczył. Upewniły ją o tym jego nieprzejednana mina i stanowczy ton. A chociaż nie za- chwycała jej perspektywa spędzenia z nim nocy w swoim mieszkaniu - ich wzajemne potrzeby" mogły objawić się niepohamowanie, kiedy będzie wiedziała, że Gideon leży nago w sąsiednim pokoju! - to jednak doceniała jego propozycję. Nawet jeśli złożył ją bardziej ze względu na Stephanie niż na nią. - Dobrze - zgodziła się. - Ale nie licz, że zachowam się jak czarująca, uprzejma pa- ni domu i zaoferuję ci łóżko, a sama będę spała na sofie - ostrzegła zgryzliwie. - Tak właśnie przypuszczałem - odrzekł. Posłała mu przesadnie słodki uśmiech. - A zatem cieszę się, że cię nie rozczarowałam. Poszedł do sypialni po swoje rzeczy na noc. Joey nigdy go nie rozczarowała. Za- skakiwała go, czasami celowo szokowała, z niejasnego powodu budziła w nim niepo- skromione pożądanie, ale ani razu nie zrobiła ani nie powiedziała niczego, co by go roz- czarowało. R L T ROZDZIAA JEDENASTY - Jesteś pewien, że będzie ci się tu wygodnie spało? - spytała z troską Joey, spoglą- dając na prowizoryczne posłanie, które przygotowała dla Gideona na sofie; zdołała zna- lezć tylko zapasowe prześcieradła, dwa stare koce i poduszkę. - Prawdopodobnie nie - odparł. Postawił na podłodze niewielką torbę podróżną, wyjął z kieszeni spodni komórkę i portfel i położył na stoliku do kawy. - Dzięki czemu tobie niewątpliwie będzie się tym przyjemniej spało w wygodnym łóżku. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |