[ Pobierz całość w formacie PDF ]
począć. Pan zajmie swoje miejsce, a ja fotel. - Mnie wcale nie przeszkadza spanie z przodu - zaprotestował, wiedząc do- brze, że to nieprawda, że z przodu bardzo będzie się męczył. Podejrzewał jednak, że fotel byłby jeszcze gorszym doświadczeniem dla tak delikatnej osoby jak ona. Z drugiej strony, co go właściwie obchodzi, czy jej będzie wygodnie, czy nie. Nic go nie obchodzi, ale jest dżentelmenem, pomyślał. - Mnie też nie przeszkadza spanie z przodu. Co za różnica. Nie pozbawię pa- na łóżka. A poza tym powiedziałam na samym początku, że nie chcę sprawiać kłopotu. - Doskonale. Skoro nie chce pani sprawiać kłopotu, to proszę przestać się ze mną .kłócić. - Rozmowa zaczęła go nużyć. Obrócił się na pięcie i mszył niby to na spacer. Andie go dogoniła. - W takim razie bardzo dziękuję... Jest pan nadzwyczaj miły... To ja pójdę się położyć... Bardzo dziękuję... - Mówiłaby dalej, gdyby Troy jej nie przerwał: - Powiedziałem, że to głupstwo. A poza tym wcale nie jestem zmęczony. -I rzeczywiście, w tej chwili nie był. Przestał czuć zmęczenie. Myśli o tej dziew- czynie śpiącej w jego łóżku niespodziewanie go ożywiły i podekscytowały. Wiedział, że teraz nieprędko zaśnie. - Pospaceruję jeszcze trochę z Dogiem. S R Niech sobie pobiega. Dobrze mu to zrobi. Dobranoc - rzucił na pożegnanie i od- szedł, nie oglądając się za siebie. Pomyślał, że i jemu dobrze zrobi spacer, bo so- bie wszystko poukłada w głowie. Ale już po kilku krokach doszedł do wniosku, że z tym układaniem nie pój- dzie tak gładko, póki będzie miał w wyobrazni te jej wielkie oczy i spojrzenie, którym przez cały czas rozmowy go obdarzała. Na skraju parkingu znalazł jakiś patyk, podniósł i rzucił łukiem. Uszczęśli- wiony Dog pognał w poszukiwaniu umykającej w powietrzu zdobyczy. Andie stała tam, gdzie Troy ją zostawił. Odstąpienie jej łóżka było bardzo krępujące. Ileż ona sprawia kłopotów, a na początku obiecała, że nie będzie. Przed chwilą ustąpiła mu nie dlatego, że ją przekonał, iż nie stanowi dla niego różnicy, gdzie będzie spał, ale dlatego, że Troy się uparł. Gdyby nadal protestowała, zacząłby się złościć. Uważa, że jest dżentelmenem i że inaczej nie wolno mu postą- pić. Może uda się jej jakoś zrewanżować za to i być mu w drodze pomocną... - Jeśli chce pan pospacerować, to może przyniosę pana coś do picia? - zawo- łała do stojącego o kilkanaście metrów od niej Troya. No bo jak pomagać, to od razu. Wiedziała, że w lodówce są rozmaite puszki z napojami. - Niech się pani nie trudzi... - Przerwał i chwileczkę się zastanowił. Ona chce się do czegoś przydać. Dziewczynę dręczą wyrzuty sumienia, pomyślał. - Choć, wie pani co? Dobrze. Bardzo dziękuję. Cokolwiek zimnego. - Doskonale! - Nawet w oświetleniu parkingowym i z tak dużej odległości widać było jej uroczy uśmiech. - Dla siebie też coś wezmę i przed położeniem się pospaceruję z panem. - Pobiegła do granatowej ciężarówki. Dog złożył u stóp swego pana ośliniony patyk. Troy poklepał psa po karku. - Ale mamy dziś dzień, stary, co? Ani ty, ani ja już sobie dziś nie poukładamy w głowie żadnych myśli. S R Andie była zdumiona przypływem energii. Przed chwilą niemal słaniała się ze zmęczenia, a teraz ani jej nie było w głowie, żeby spać. Czuła się rześka i - uwa- ga - odmłodzona. Zmieszne, ale prawdziwe. Czy. to wieczorne powietrze, czy towarzystwo tego dziwnym trafem poznanego mężczyzny? Sama nie wiedziała. Nagłe przestała się martwić. Doszła do wniosku, że życie jest piękne. Z lodówki pochwyciła dwie puszki coli, ale przez dłuższą chwilę nie ruszyła się z miejsca, gdyż miała do rozważenia absorbujące porównanie: oto dwaj męż- czyzni w podobnym wieku, Filip i Troy. Po dziesięciu minutach monologu Filipa o jego wielkich planach wejścia na arenę polityki, zasypiała. Opowiadanie Troya o planach rozwinięcia jego firmy transportowej budziło zainteresowanie i wcią- gało. Wiedziała, że Filip liczy zarówno na pieniądze, jak i wsparcie jej ojca. Troy natomiast nie miał żadnego, interesu, zwierzając się jej. Nie liczył na pomoc od niej. Był miły, bo chciał być miły, a nie wkradać się w jej łaski, by mu pomogła dobrać się do portfela ojca. Kiedy Troy się śmiał, czuła dziwne mrowienie. I mimo że ją kilka razy poła- jał i potrafił być uszczypliwy, to z natury rzeczy był człowiekiem dobrym. Zgo- dziwszy się na jej podróż, udowodnił, że go obchodzi jej los. Parę razy wes- tchnęła, kilka razy pokręciła głową i wygramoliła się z szoferki. Myślenie o Troyu wprowadziło ją w stan zupełnie niepotrzebnego rozkojarzenia. Musi za- cząć myśleć jasno i realistycznie, bez angażowania serca i płochych uczuć. Nie oczekuj miłości, a nie spotka cię bolesne rozczarowanie, skarciła się. Zbyt po- chopnie obdarzasz Troya cnotami, których on z pewnością nie ma Troy po prostu chce być dobrym samarytaninem. To wszystko. Troy nadal bawił się z psem. Andie postawiła puszki na jednym z betono- wych piknikowych stołów, jakimi obudowany był skraj parkingu tuż pod Unią drzew, i usiadła na drewnianej ławie. Po chwili Troy do niej dołączył, a Dog usiadł grzecznie obok, nie wypuszczając z pyska odnalezionego patyka. S R - Dzięki! - powiedział Troy. - Chciało mi się pić. - Otworzył puszkę i popijał drobnymi łykami, nic nie mówiąc. Potem odstawił puszkę i nadal milczał. Andie usiłowała wymyślić jakiś temat rozmowy, ale nic jej nie przychodziło do głowy. Nie należało też liczyć na to, że Troy coś wymyśli. Może się nawet nie starał, bo z lubością głaskał psa. To podsunęło Andie temat: - Od jak dawna ma pan tego psa? - spytała. - Przed kilkoma laty znalezliśmy się na parkingu w Monta-nie. On znalazł mnie, ja jego. Siedział smutny, wygłodniały, samotny. Ktoś go porzucił. Jeszcze szczeniaka. - Oryginalne imię. Dog. Jak je pan wymyślił? Zachowując poważną minę, Troy wyjaśnił: - Dog to po angielsku znaczy pies, prawda? Ale trzeba było na to wpaść. Myślałem długo, bardzo długo... A pies to pies. Andie poczuła nagle przyśpieszone bicie serca i słabość w nogach. Na szczę- ście siedziała. - Jest też rasa dog - powiedziała. - Jest, wiem. Ja naprawdę szukałem dla niego odpowiedniego imienia, ale szło mi to opornie, wiec czasowo nazwałem go Dog i tak już zostało. - Przedtem Troy odpowiadał Andie z grzeczności, ale teraz stwierdził, że żartowanie z nią sprawia mu przyjemność. - A przy okazji, Dog, słysząc swoje imię, nigdy nie za- pominał, że jest psem i zachowywał się odpowiednio. .. A ja przestałem szukać mu innego imienia - zakończył. - Z góry lituję się nad pańskimi dziećmi. Córce będzie na imię Dziewczynka, a synowi Chłopiec. Roześmiał się. - Może być i tak. Ale można też uciec się do wypróbowanych imion: Szcze- niak i Szczeniaczka. Może jednak dobrze, że nie planuję żadnych dzieci. - Ledwo S R to powiedział, poczuł ukłucie żalu. Kiedy nie wypalił ślub z Jillian, doszedł do wniosku, że małżeństwo to rzecz nie dla niego, a więc i dzieci też nie. Szkoda. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |