[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pochylał się nad nią, gdy masował nogę. Teraz puścił ją i usiadł obok na kanapie. Zbyt blisko. Gdyby to przewidziała, usiadłaby na jednym z dwóch stojących w pokoju krzeseł. Ale nie przypuszczała, że znajdzie się w takiej sytuacji, ani że Lewis wybierze miejsce obok niej. Może chodziło o zachowanie pozorów ze względu na Jessikę, pomyślała. Ale nie, było mało prawdopodobne, aby córka zeszła jeszcze na dół. - Jesteśmy zupełnie jak dwoje nastolatków, którzy wiedzą, że na górze ktoś jest i słucha. - Mówił to ze smutkiem, sięgając po herbatę. - Tyle że w naszym przypadku problem polega na tym, że nie zostaliśmy przyłapani na czymś, czego nie powinniśmy robić, ale na tym, że nie robimy tego, co powinniśmy. - Nie sądzę, by Jessica zeszła na dół - powiedziała, przenosząc wzrok na zegar w magnetowidzie. - Za wcześnie - powiedział, czytając w jej myślach. - Wiem, że powinniśmy być niecierpliwi i zakochani. Sądzę jednak, że bez względu na natężenie mych uczuć do ciebie, Jess uważałaby to za mało romantyczne, gdybym opuścił cię zbyt szybko. Poza tym, jeśli o nią chodzi, musimy poczynić pewne plany... porozmawiać o przyszłości. Lacey pochyliła głowę, by nie zauważył, jak była rozemocjonowana. Kiedy mówił o miłości... o przyszłości - to niezależnie od wszystkiego nie mogła pozostawać obojętną na różnicę między fikcją a rzeczywistością. Tak szybko, po krótkim czasie spędzonym razem, uzależniła się od niego. Mogła go widzieć, rozmawiać z nim... Mimo bólu, jaki zadawał swoim udawaniem, wiedziała, że gdy odejdzie, jej cierpienia będą jeszcze gorsze, jeszcze trudniejsze do zniesienia. Aby rozproszyć te myśli i pozbyć się emocjonalnego napięcia, postanowiła kontynuować rozmowę. - Musiało być ci bardzo ciężko wtedy, gdy odkryłeś... Kiedy dowiedziałeś się... o tej skazie - powiedziała niepewnie. - Szczególnie, że podobnie jak Jessica, nie miałeś pojęcia o niej, gdy dorastałeś. Spojrzała mu w oczy, i dostrzegła w nich błysk emocji. - Ciężko. Tak, myślę, że tak było, choć wtedy akurat miałem mnóstwo innych zajęć i innych spraw do przemyślenia. Właściwie nie miałem czasu, by się tym zajmować lub... 81 Przerwał raptownie. Głos miał zduszony, słowa odmierzał. Tak, jakby wolał o tym w ogóle nie mówić. Przypuszczając, że najprawdopodobniej odkrył prawdę w tym czasie, kiedy się z nią rozwodził i był ze swą nową wybranką, Lacey dobrze rozumiała, co miał na myśli. Mimo to musiał to być dla niego straszny szok, tak jak i dla kobiety, którą kochał. Próbowała wyobrazić sobie, co poczułaby, gdyby dokonał swego odkrycia jeszcze wtedy, gdy byli małżeństwem. Jak zareagowałaby? Jak zareagowała tamta? Nie chciała specjalnie dociekać, ale czuła, że jednak musi zapytać. - W jaki sposób poznałeś prawdę, Lewis? Mówiłeś, że nie wiedziałeś o tej skazie, gdy się pobieraliśmy... - To ojciec. On mi powiedział. Czy też raczej napisał do mnie. Lacey popatrzyła zdumiona. - Twój ojciec? - Tak. Pamiętasz, jak mnie namawiałaś, abym skontaktował się z nim za pośrednictwem różnych organizacji? Kiedy w końcu tamtejsze władze wytropiły go, napisałem do niego list. Przedstawiłem się w nim, zawiadomiłem o śmierci mamy i wyraziłem chęć... poznania go. - Długo nie było żadnej odpowiedzi, aż tu któregoś dnia przyszedł list. Nie taki jednak, jakiego się spodziewałem - powiedział znużonym głosem. - W tym liście mój ojciec stwierdzał, że przyczyną, czy też jedną z przyczyn, dla których zostawił matkę, było odkrycie, iż była ona nosicielką choroby. Musiała o tym sama wiedzieć, ale utrzymywała to przed nim w tajemnicy. Kiedy urodziłem się, były jakieś komplikacje, rozliczne badania, aż prawda ujrzała światło dzienne. - Popatrzył na nią smutno i ciągnął dalej. - Rodzicom powiedziano także, że jeśli odziedziczyłem defekt, to nie ma szans, abym dożył dwudziestki. Mój ojciec był jednym z tych mężczyzn, którzy chcą mieć synów. Bardzo męski typ... pod tym względem. W innych sprawach -kompletny tchórz. Najwyrazniej nie był w stanie pogodzić się z tym, co się stało... Rozwiódł się i osiadł w Australii. - A twoja matka...? - spytała Lacey cicho. - Nigdy mi o tym nic nie mówiła. Jakiś jednak cud sprawił, że byłem jednym z tych rzadkich przypadków. Mimo że odziedziczyłem chore geny, skutki tego nigdy nie objawiły się - zamyślił się. 82 - Gdy dostałem ten list, najpierw nie chciało mi się wierzyć... Nie mogłem w to uwierzyć. To był koszmar... zejście do piekieł. Nie miałem pojęcia, do kogo się zwrócić, co robić. Byłem osamotniony. Zrobił krótką pauzę. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |