[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kaptur, który mógł ukryć znany wszystkim kolor włosów. Po namyśle wrzuciła też do kieszeni parę szylingów, razem z chusteczką do nosa i kawałkiem sznurka. Potem wzięła z łóżka wałek, ułożyła go w pościeli i okryła prześcieradłami. No! Z daleka i przy słabym świetle kominka wyglądało zupełnie, jakby w łóżku ktoś spał. Ułożyła puchatego królika obok wałka i sięgnęła po płaszcz. Była już prawie dziewiąta. Dorożka właśnie wjeżdżała za róg. Araminta wymknęła się na dół, cichutko otworzyła tylne drzwi, zamknęła je za sobą na klucz i zawiesiła go sobie na sznureczku na szyi; był ciężki i zimny. Zobaczyła cienie służących w pomieszczeniach na dole, po czym minęła okno i skręciła za róg. A tam już czekał Antoni! 5 Lady Gifford zatrzymała się na moment na schodach wiodących do opery Covent Garden, jedną sękatą dłoń wspierając na ramieniu Herewarda, drugą dzierżąc hebanową laskę. Odwróciła się, by spojrzeć na Filidę wychodząca z powozu i wspierającą się na wyciągniętym ramieniu Thorolda. Cecylia Osborne miała rację, pomyślała, Thorold i pani Gainford bardzo do siebie pasują. Jeśli ludzie zauważą, komu Thorold świadczy grzeczności, nie będą również mieli wątpliwości, że Filida jest z tego zadowolona, a to powinno powstrzymać wszelkie złośliwe języki, gotowe wszystko popsuć. Wejście w pokrewieństwo z Gainfordami nie budziło jej zachwytu, ale hrabina nie miała wątpliwości, że zdoła przytrzeć nosa Auguście Gainford, gdyby ta stała się zbyt pewna siebie. Natomiast wychowanie Filidy było bez zarzutu: nazwisko Danbych szanowano, a członkowie rodu Osborne ów stanowili zawsze dobre partie. Filida była pociągająca, inteligentna, a maniery miała nienaganne; byłaby bardzo odpowiednią partią dla Thorolda. Filida, otoczona tłumem ludzi wchodzących po schodach do budynku opery, zatrzymała się na moment w połowie wysokości i spojrzała w dół do foyer. Było tam tłoczno, a setki płomyków świec odbijały się we wspaniałych naszyjnikach i tiarach, jako że była tu dziś sama śmietanka arystokracji. Filida nie miała pojęcia, że jest tu również i kwiat półświatka oraz że omdlewające spojrzenia i zuchwałe sugestie płynące z tej strony budzą dreszcz oburzenia w szanownych matronach obarczonych córkami na wydaniu. Filida rozglądała się z błyszczącymi oczami: jakże piękne było wszystko, co ją otaczało! Blask biżuterii dam, jedwab i koronki ich sukien, wszystko na tle poważnej czerni i bieli strojów panów. Ale żadna z dam, na które padł jej wzrok, nie mogła się równać z kobietą o zmysłowych kształtach, o włosach tak czarnych, że błyszczały błękitno jak krucze skrzydła, ubraną w prześwitującą lekko suknię, wyciętą nisko i odsłaniającą zarys pięknych piersi daleko śmielej, niż wypadało. Filida nie pamiętała, czy spotkała kiedyś tę damę, ale wszyscy najwyrazniej wiedzieli, kim ona jest, bo kilka znanych jej dam spoglądało na tę piękność i szeptało coś spoza wachlarzy. Jak to musi być cudownie być tak piękną, pomyślała Filida tęsknie, mieć tę moc, o jakiej marzy każda panna, by przyciągać wzrok mężczyzn samą tylko swoją obecnością. Tłum przesunął się teraz do przodu, więc Filida odwróciła się i podążyła za hrabiną Gifford do ich loży, stąpając po wyścielonych czerwonym dywanem schodach. Odwracając się zauważy a w foyer teściową, w towarzystwie ponurej kuzynki Amelii i, uchwyciwszy jej spojrzenie, skłoniła się uprzejmie. Pani Gainford łaskawie skinęła głową i uniosła wątłą rękę w geście powitania. Loża Giffordów umiejscowiona była tak, by lepiej było widać ludzi w loży naprzeciwko niż scenę. Hrabina Gifford, z Filidą u boku, pozdrawiała znajomych, uśmiechając się do niektórych i kiwając im głową; innym zaś tylko się przyglądała przez lornetkę. Widać było niechęć, z jaką zwróciła uwagę ku scenie, kiedy uwertura się skończyła i kurtyna się uniosła. Opera Penelopa Domenica Cimarosy rozpoczynała się sceną w świetle księżyca, oblewającym poprzewracane greckie kolumny zielonobłękitną poświatą. Filida przeczytała w programie, że signorina Guiditta Pasta, śpiewająca sopranem, właśnie występuje po raz pierwszy w Londynie. Niestety, na scenie było tyle rozbitych kapiteli, postumentów i innych okruchów sztuki kamieniarskiej, że z początku nie było wcale pewne, czy signorina Pasta zdoła przedrzeć się przez ten gąszcz i stanąć przed widownią. Zpiewaczka odznaczała się niewielkim wzrostem i delikatną budową, miała przejrzyste ciemne oczy, ale jej głosowi, choć był czysty i słodki, brakowało mocy i chwilami ginął zagłuszony przez orkiestrę. Filida zauważyła jednak, że kilku panów trzyma lornetki przy oczach, by lepiej ocenić wdzięki signoriny. Usiadła wygodnie i poświęciła całą uwagę muzyce. Thorold, siedzący obok niej, przymknął oczy i próbował zapanować nad narastającym złym samopoczuciem. Zawsze przeszkadzał mu dym świec oraz kurz i właśnie znowu poczuł znajome szczypanie oczu, a oddychał z coraz większym trudem. Jako dziecko cierpiał na astmę, wobec czego matka narzuciła mu bardzo regularny i spokojny tryb życia, co pomogło jego zainteresowaniom naukowym, ale też podtrzymało w nim brak wiary we własne siły. Teraz właściwie już nie miewał ataków, ale wciąż unikał ciasnych, zadymionych pomieszczeń. Kiedy skończył się pierwszy akt i kurtyna opadła, Thorold zdał sobie sprawę, że musi wyjść. - Przykro mi, babciu - powiedział przez ściśnięte gardło - ale wiesz, jak to ze mną bywa. - O, Boże, Thoroldzie! Czy dasz sobie radę sam? - Ależ tak, tak! Potrzeba mi tylko świeżego powietrza. Nie martw się o mnie. Filida także dała wyraz zaniepokojeniu. - Proszę, niech pani się nie martwi, pani Gainford. Rano będę znowu w świetnej formie. Przykro mi tylko, że psuję wszystkim wieczór, ale jestem pewien, że mój brat się paniami zajmie. Gdy Thorold wyszedł, drzwi do loży otworzyły się i wszedł hrabia Marmaduke Vavasour z żoną, by przywitać się z hrabiną Gifford. Filida została przedstawiona, a także poddana skrupulatnym oględzinom, przy akompaniamencie wiele mówiącego pani Ambrożowa Gainford, aha, no tak, tak . Powiedziała coś grzecznego i taktownie wycofała się w głąb loży. - Pani Gainford - odezwał się Hereward cicho - wiem, że loża Floydów jest pusta. Może tam pójdziemy? Filida pozwoliła się tam zaprowadzić. Usiedli w cieniu z tyłu loży. Hereward spuścił głowę i siedział przez chwilę milcząc, jakby dzwigał jakieś ciężkie brzemię. W końcu rzekł: - Chciałbym pomówić z panią otwarcie, pani Gainford. Czy mogę być pewien pani dyskrecji? - Oczywiście, milordzie. - Filida nie słyszała dotąd Herewarda mówiącego tak serio. - Hrabia Marmaduke, jak pani może wie, zajmował bardzo wysokie stanowisko w Ministerstwie Wojny i powiedział mi w zaufaniu, że istniały dowody, iż Johnny Taunton był francuskim szpiegiem. Wygląda na to, że robił to, by spłacić długi zaciągnięte w Oksfordzie. - Jakże mi przykro, milordzie - powiedziała miękko Filida. - Ta wiadomość musiała być dla pana ciosem. - Dziękuję, pani Gainford. Nie zasługuję na to, by była pani dla mnie tak dobra, po tym, co powiedziałem pani w czasie balu. A przecież to nie pani, lecz ja ponoszę częściowo winę za śmierć biednego Johnny ego i ciężko mi to znieść. - Na czym polega ta wina? - spytała Filida zdziwiona. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |