[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zadowoloną minę. Ciekawe dlaczego? Zdawało się jej, że ojciec przemawia godzinami. Wszyscy uprzejmie śmiali się z dykteryjek i potakująco skinęli głowami, gdy oznajmił, iż jego córka i przyszły zięć byli sobie przeznaczeni od kołyski. Nie miała odwagi spojrzeć na Jacka. - 59 - S R - Wznoszę toast za szczęście Ellie i Jacka - zakończył pan Walker. - Niech żyją! - zawołano zgodnym chórem. Ellie miałaby mniejsze wyrzuty sumienia, gdyby obyło się bez przyjęcia i gdyby nie musiała wysłuchiwać tylu życzliwych komentarzy. Gdy zapadła cisza, zorientowała się, że zebrani czekają na pocałunek narzeczonych. Rzuciła Jackowi spłoszone spojrzenie. Liczyła na to, że on znajdzie jakąś wymówkę, aby uniknąć pocałunku. Po takiej ostrej sprzeczce na pewno nie miał na to ochoty. Ku jej zaskoczeniu Jack uśmiechnął się tak zmysłowo, że zadrżała. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, lecz nim wykrztusiła słowo, objął ją i pocałował. Ten pocałunek nie miał w sobie ani krzty słodyczy; bardziej przypominał wyzwanie na pojedynek. Usta Jacka były twarde, niemal brutalne, a mimo to Ellie ogarnęło cudowne podniecenie. Pocałunek wprawił ją w niebiański zachwyt, ale odczytała go jako swoistą karę. Postanowiła odpłacić pięknym za nadobne i dlatego namiętnie oddała pieszczotę. Zapomniała, że są otoczeni tłumem gości, że pobierają się z rozsądku. Nic się nie liczyło poza rachunkiem do wyrównania. Nigdy pózniej nie rozumiała, jak doszło do tego, że pocałunek wrogów przekształcił się w pocałunek kochanków. Gniew się ulotnił, a pozostało uczucie nieziemskiego szczęścia. - No, dosyć! - zawołał ktoś z obecnych. - Dzieci na was patrzą. Rozległ się gromki śmiech i oklaski. Jack uniósł głowę, a Ellie rozejrzała się i natychmiast ogarnęło ją poczucie wielkiego wstydu. Zamrugała rzęsami, speszona i zdenerwowana. Nie rozumiała, co właściwie zaszło. Była wdzięczna Jackowi, że nadal ją obejmuje i podtrzymuje. Spojrzała mu w oczy. Patrzyli na siebie skonsternowani, wstrząśnięci odkryciem, którego właśnie dokonali. Odsunęli się od siebie, trochę zbyt gwałtownie. - 60 - S R Ich zachowanie rozbawiło gości. Pośród śmiechu i wiwatów wzniesiono kieliszki do góry i znowu wypito zdrowie narzeczonych. %7łegnając ostatnich gości, Ellie była u kresu sił. Zdołała do końca grać rolę szczęśliwej narzeczonej, a teraz marzyła tylko o tym, aby skryć się w swoim pokoju i odpocząć. Jack podszedł z dzieckiem na ręku, co dało mu pretekst, żeby nie objąć Ellie. Uznała, że tak jest lepiej, a mimo to było jej smutno, poczuła się odepchnięta. Wylewnie pożegnała Alice, nie patrząc na jej ojca. - Niedługo wybieram się do Waverley - rzekł Jack niepewnie. - Co zaplanowałaś na najbliższe dni? Będziesz bardzo zajęta? Nie bardzo wiedziała, jakiej odpowiedzi oczekuje Jack. Nie mogła powiedzieć, że jest bardzo zajęta, ponieważ obok stał Kevin, który na pewno sprostowałby to kłamstwo. - Nie. Mogę też jechać. - Zdobyła się na blady uśmiech. - Jeszcze nie pomalowałam wszystkich okien. - Jutro i pojutrze pomagam Grayowi, więc pojadę do Waverley dopiero w środę. Jeśli chcesz, wstąpię po ciebie. - Dobrze. - A więc do zobaczenia za trzy dni. Stała na stopniach werandy i obserwowała odjeżdżających. Jack posadził Alice na krzesełku, zapiął jej pas i wsiadł, nie oglądając się za siebie. Kevin i Sue pomachali ręką i odjechali. Ellie jeszcze długo stała bez ruchu, wpatrzona w dal. Gdy wreszcie się odwróciła, zauważyła Lizzy, przyglądającą się jej z dziwnym wyrazem twarzy. - O co chodzi? - spytała zaczepnym tonem. - Byłam bardzo zaskoczona, gdy powiedziałaś, że wychodzisz za Jacka i uważałam, że oboje popełniacie wielki błąd. Wasze dzisiejsze powitanie, takie uprzejme, jakbyście byli tylko znajomymi, utwierdziło mnie w - 61 - S R przypuszczeniach. Ale gdy zobaczyłam waszą kłótnię, pozbyłam się wcześniejszych wątpliwości i musiałam przyznać ci rację. - Rację? Patrzyła na siostrę, jakby nie rozumiała ani jednego słowa. - Chcieliście skoczyć sobie do oczu, prawda? To bardzo dobry znak. - Co ty wygadujesz? - Daj spokój. Pierwszy raz widziałam, jak się z kimś kłócisz, a Jack zupełnie stracił panowanie nad sobą. On zawsze trzyma nerwy w karbach. Awantura jest niemożliwa, jeśli ludzi nic nie łączy lub są sobie obojętni. Tak mocno atakuje się człowieka, na którym nam bardzo zależy. Wasz pocałunek powiedział mi jeszcze więcej. Ellie milczała zaskoczona. - Chciałabym spotkać mężczyznę - ciągnęła Lizzy - który by mnie tak całował. Masz wielkie szczęście. - Ale... Urwała wystraszona. Niewiele brakowało, a wyznałaby prawdę. Rzeczywiście łączyło ją coś z Jackiem, lecz nie to, o czym myślała Lizzy. To była umowa, nie miłość. Siostra jednak miała taką zadowoloną minę, że Ellie nie chciała psuć jej nastroju. Poza tym Lizzy od razu podzieliłaby się nowiną z rodzicami, którzy zrobiliby z tego wielką aferę. W całej okolicy aż huczałoby od plotek. W milczeniu zapatrzyła się w dal. Przypomniała sobie pocałunek, zdawało się jej, że czuje usta i ręce Jacka. Nie spełniły się najgorętsze marzenia, ale przynajmniej pocałowała go i wie, jak to jest. Dotychczas była skazana na zaufanie swojej wyobrazni. Pocieszyła się myślą, że dzięki takiemu obrotowi spraw przynajmniej nie musi szukać pracy w mieście, a Jack, skoro się oficjalnie z nią zaręczył, nie zwiąże się przez jakiś czas z inną kobietą. Nikt inny nie będzie wychowywał Alice, którą zdążyła pokochać. Pobiorą się, zamieszkają w Waverley i może - 62 - S R będą przynajmniej zadowoleni ze swego życia, skoro wspólne szczęście i tak nie jest im pisane. - Chyba masz rację - powiedziała cicho. - Jednak los się do mnie uśmiechnął. Jack przyleciał w środę bladym świtem. Nawet nie wyłączył silnika, ponieważ Ellie już czekała. - Dzień dobry. Zajęła się zapinaniem pasa, aby nie patrzeć na Jacka. Postanowiła zachowywać się naturalnie i swobodnie. Od przyjęcia przemyślała wiele spraw. O pocałunkach starała się zapomnieć, ponieważ robiło jej się słabo na wspomnienie tego, jak gwałtownie zareagowała i jak namiętnie odwzajemniła pieszczotę. Zrozumiała, że życie z Jackiem pod jednym dachem będzie trudniejsze, niż zakładała, lecz to i tak lepsze niż życie bez niego. Wzbili się w powietrze, co zawsze przyprawiało ją o lekkie drżenie. Tak samo reagowała na widok Jacka. Zerknęła na niego ukradkiem. Zdawał się całkowicie pochłonięty prowadzeniem samolotu. Mogła mu się bezkarnie przyglądać, podziwiać jego klasyczny profil, mocno zarysowaną szczękę i pełne usta... - 63 - S R ROZDZIAA SZSTY Z trudem oderwała od niego oczy i oblizała spierzchnięte wargi. Gorączkowo zastanawiała się, co powiedzieć. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |