[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chociaż wiele się zmieniło, nie mogła pozwolić mu utwierdzić się w przekonaniu, że
jej życie prywatne wpływało na jakość pracy, ani że bała się spędzić kilka dni w
jego towarzystwie. Co więcej w głębi duszy przyznawała, że pragnie z nim
pojechać.
Następnego dnia rano, pakując ubrania pilnowała, żeby brać jak najmniej
rzeczy, tak zresztą wcześniej oboje ustalili. To przecież tylko cztery dni - pomyślała.
Gabriel miał też zabrać laptopa, chociaż nie był pewny, czy na miejscu uda mu się
połączyć z Internetem. Na wszelki wypadek Rose postanowiła wziąć ze sobą notes i
kilka długopisów.
57
S
R
Prawie przez cały lot na jedną z większych wysp zajmowali się pracą.
Przeglądali raporty i zastanawiali się, jak zabezpieczyć niewykończoną część
budynku, kiedy pogoda nie okaże się miłosierna. Ani się spostrzegli, jak znalezli się
na łodzi w towarzystwie przewoznika, który uparcie powtarzał, że musieli stracić
rozum, żeby podróżować w takich warunkach pogodowych.
Kiedy w końcu dotarli na miejsce, Rose słaniała się na nogach. Obudziła się
przed piątą i do tej pory nic nie jadła. A zapadał już wieczór. W gęstniejącym mroku
dostrzegła kilka latarni, które rzucały słabe światło, więc nie mogła podziwiać
scenerii. Nie żałowała jednak. W tej chwili marzyła tylko o tym, żeby czekająca na
nich taksówka zawiozła ją prosto do łóżka.
W przeciwieństwie do Rose Gabriel nie czuł zmęczenia. Nawet się nie
wygniótł. Pewnie dlatego, że zdążył przebrać się w podróży. Mówił coś do niej, ale
do Rose nic nie docierało. Ziewnęła przeciągle.
- Zwykle nie wywołuję takich reakcji u kobiet - mruknął, po czym wskazał
swoje ramię, chcąc, żeby oparła na nim głowę. Rose z wdzięcznością to zrobiła.
Zamknęła oczy, myśląc o tym, jak bardzo lepkie, gorące powietrze różniło się
od suchego angielskiego żaru. Obudził ją pisk hamulców, kiedy auto gwałtownie się
zatrzymało. Otworzyła oczy i z przerażaniem dostrzegła mokrą plamę na jego
ramieniu. Gabriel posłał jej krzywy uśmiech.
- Nie przejmuj się. Każdemu się zdarza.
Rose udawała, że nie rozumie.
- Co takiego?
- Właściwie uważam, że wyglądałaś uroczo, kiedy tak spałaś, śliniąc się.
Zażenowana Rose wybiegła z taksówki, ale na widok imponującego budynku
stanęła zaskoczona.
- Podoba ci się? - mruknął jej do ucha Gabriel.
- Nadal zostało mnóstwo pracy.
58
S
R
- Czemu nie przyznasz po prostu, że jesteś zachwycona? To prawdziwa
perełka architektoniczna.
- Czyjego projektu?
- Mojego.
- Twojego?
- Nie rób takiej zaskoczonej miny. - Gabriel chwycił ją pod ramię. - Nie tylko
ty masz sekrety.
Rose była zbyt zdumiona tym, co ujrzała, żeby się z nim sprzeczać. Bogato
zdobiony hotel z nowoczesnymi apartamentami, który początkowo widniał na
planach, zamienił się w trzy połączone ze sobą budynki, z których każdy miał
wieżyczkę i rozległe patio. Ziemia, na której początkowo miały stanąć luksusowe
bungalowy, została zagospodarowana pod pole golfowe. Gabriel pochwalił się, że
przygotowano dziewięć wyjątkowo trudnych dołków. Kiedy powiała delikatna
bryza, Rose pomyślała o zagrożeniu. Cała konstrukcja wyglądała bardzo solidnie,
ale nie mogła mieć pewności, czy oprze się sile huraganu.
- Nie obawiaj się. Wszystko, co mógłby porwać wiatr, zostało zabezpieczone -
poinformował Gabriel, widząc jej przerażoną minę. - Nawet jeśli rozegra się
najgorszy scenariusz, gwarantuję ci, że nie puści żadna deska.
- Niebo jest takie przejrzyste. Ciężko uwierzyć, że w wyspę mógłby uderzyć
huragan.
- W tej części świata pogoda potrafi zmienić się w ciągu kilku minut. Zgadza
się, Junior?
Wspomniany kierowca miał co najmniej siedemdziesiąt lat. Ale był bardzo
dziarskim i mądrym staruszkiem. Weszli do środka, wysłuchując monologu
starszego pana o warunkach klimatycznych na Karaibach. Rose zatrzymała się jako
pierwsza. Ależ to jest twór bujnej wyobrazni - pomyślała, widząc czarne i białe
kafelki, które stanowiły tło dla kaskady w odległym rogu głównego holu. Gabriel
wyjaśnił oniemiałej Rose, że pomieszczenia na parterze zostaną zamienione w
59
S
R
kuchnię, restaurację i gabinety spa, a z sypialni i salonów, których kilka znajduje się
na piętrze, goście będą mogli korzystać o każdej porze dnia. Miała tu panować
domowa atmosfera.
- Wątpię, czy ktokolwiek ma taki dom - burknęła Rose, przyglądając się
drewnianym konstrukcjom. - Sam to wymyśliłeś?
- Jestem sfrustrowanym architektem - odparł Gabriel pogodnie, chociaż się nie
uśmiechał. - Zostaw torby, Junior, i wracaj do domu.  Uśmiechnął się do
mężczyzny, który zamierzał zaprotestować. - Mamy jedzenie i wino. Poradzimy
sobie.
Rose rejestrowała zaledwie skrawki ich rozmowy. Całkiem pochłonęło ją [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.