[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wodzie, o jej skórę ocierały się wodorosty. Patrzyła, jak
odbicie księżyca rozpada się i odnawia.  Co się ze mną
stanie?
Otworzył usta i je zamknął, a w końcu powiedział:
 Nie wiem.
 O, świetnie. Sir Alric też nie wie.
Zaśmiał się sucho:
 Widzisz, nigdy wcześniej rytuał nie został
zakłócony.
Kiwnęła głową, skubiąc łodygę orchidei, oplatającą
kamienny brzeg sadzawki.
 Jestem wyjątkowa, wiem.
 Uhm. Bardzo.  Z półuśmiechem uszczknął kolejny
kwiat, wyrywając jego korzeń z kamienia.  Wiesz, że nie są
pasożytami?
 Co?
208
 Orchidee. Nie są pasożytami, to epifity. Rosną na
innych roślinach, ale nie zabijają swojego gospodarza. One...
współegzystują z nim.
 Ach tak?
Zaśmiał się:
 Tak.
 Narobiłeś sobie kłopotów, Ranjit?
 Wiesz, że pierwszy raz nazwałaś mnie po imieniu? 
Wzruszył ramionami:  Niektórzy z Wybranych... tak, są
rozgniewani. Ale to, co zrobili, było złe. To, że pomogli
madame Azzedine. Nie muszę się ich bać. Jeśli już, to oni
powinni bać się mnie.  Jego uśmiech nie do końca podobał
się Cassie.  Oczywiście, nie obawiają się mnie. Boją się
tego, co jest we mnie.
Zadrżała.
 Czyli czego właściwie, Ranjit?  Teraz, kiedy
zaczęła używać jego imienia, trudno jej było przestać.
 Jednego z najgorszym mrocznych duchów.
Najsilniejszego, najstarszego, najbardziej...
 Wrednego  zasugerowała.
 Uhm.  Spięty uśmiech.  Najbardziej wrednego.
 Bo wiesz  powiedziała  założyłam, że ten Kateriny
taki był.
 Nie. Ja i mój duch? Mamy konflikt
charakterologiczny.
 A wiesz? Sądzę, że ja, to znaczy my, jesteśmy w tej
samej sytuacji.
 A wiesz  zaśmiał się sucho  chyba masz rację.
Cassie zanurzała palce w lodowatej wodzie, dopóki
nie zaczęły boleć.
 Katerina. Czy ona... czy ona zawsze była taka? Czy
wcześniej była inna? Zanim została wybrana?
209
 Och, zawsze trochę taka była.  Wzruszył
ramionami.  Zły duch, paskudna osoba? To niezbyt dobre
połączenie. Wezmy Cormaca, ma dobrego ducha, ale wiesz
co? Zawsze był trochę buntownikiem i wciąż nim jest.
Ayeesha: dobry duch i miła dziewczyna. To synergia.
 A ty i ja?
 Dwa z najgorszych, Cassandro.  Wydawał się
smutny, ale jego intensywne spojrzenie sprawiało, że
przechodziły ją dreszcze i nie było to nieprzyjemne uczucie.
 Dwa złe duchy, dwie całkiem porządne osoby. Bo nie
sądzę, żebyś była w czymkolwiek gorsza ode mnie.  Na jego
ustach pojawił się nieco krzywy uśmiech.  Nie wiem, co z
nami będzie. Chyba musimy poczekać i się przekonać.
 Aha  Cassie odchyliła się, przyglądając się Ledzie,
wciąż z rozmarzeniem wyciągającej dłonie do okrutnego
łabędzia.  Gdzie będzie w następnym semestrze? Mam na
myśli akademię. Zakładam, że wiesz?
 Tak. Przenosimy się do Nowego Jorku.
Nowy Jork! Kiwnęła głową, powstrzymując uśmiech i
starając się wyglądać na choć trochę rozczarowaną.
 Nie będę tęsknić za tym łabędziem.
 Nie będziesz musiała. Rzezba przenosi się wszędzie
z akademią. Wszystkie rzezby są jej częścią. I ci mali
ulubieńcy sir Alrica też  wściekłym ruchem zerwał kolejną
orchideę.  Jesteśmy tutaj dla wygody bogów, Cassie. Albo
jesteśmy tutaj, aby dręczyć śmiertelników i dobrze się bawić.
Bogowie i potwory. Zależy, z której strony na to spojrzysz. 
W jego uśmiechu nie było radości.  Rozumiesz?
 Rozumiem  powiedziała, mrugając.  Rozumiem
oba spojrzenia.
Przez chwilę wyglądał na zdezorientowanego, a potem
się zaśmiał.
210
 A więc  zmieniła temat  co do tego braku
akceptacji.
Spojrzał na nią pytająco i nerwowo.
 Ja. Pamiętasz? Nie chodziło o to, że mnie nie lubisz,
tylko że nie możesz zaakceptować.
 Uhm...
 A teraz?
Ranjit potarł skronie.
 A teraz? Co masz na myśli?
 Jak na kogoś z kilkoma wiekami doświadczenia 
szepnęła  nie jesteś specjalnie bystry, prawda? 
Przyciągnęła go do siebie i pocałowała, myśląc: całuję
chłopaka, nie ducha. I lubię go... Tak. Część Ranjita może i
ma kilkaset lat, ale co znaczy mała różnica wieku? Wszystko
w porządku. Nie wysysał z niej energii życiowej, zabrakło jej
tchu, ale słyszała jego oddech: trochę przyspieszony, trochę
stęskniony. Podobnie jak jej oddech.
Oczywiście, że go lubisz. Ja też, moja droga!
 Estelle!  Cassie oparła się o pierś Ranjita i odsunęła
się od niego.  Idz do diabła!
 Cassandra?
 W porządku, w porządku  przyciągnęła go z
powrotem i znowu pocałowała.  Po prostu przez chwilę było
nas troje.
Zaśmiali się, a potem chłopak zamilkł.
 Wrócisz, prawda?  Uśmiechnął się nerwowo.  W
przyszłym roku? Wrócisz do akademii, Cassandro?
 Pewnie.  Jej uśmiech zgasł.  Jake też, jak sądzę.
 On chce mnie zniszczyć  Ranjit się skrzywił.
 Tak. Uważa, że ma powód.
 A ty?
 Nie  zdecydowanie pokręciła głową.  Ja ci wierzę.
211
Dlatego muszę wrócić. %7łeby nie przetrzepał ci tyłka. 
Odwzajemniła jego uśmiech.  I jest ktoś, z kim muszę się
rozprawić. Słyszysz, Estelle?
Cisza.
Chłopak wziął ją za rękę i ścisnął jej palce.
 Chciałbym, żeby ci się udało, Cassie. Chciałbym
móc walczyć z moim. Ale teraz jesteśmy jednością. Złączeni
na zawsze. Jak można walczyć z samym sobą?
Zamyślona cofnęła dłoń, a potem podniosła jego rękę
do ust i pocałowała. Uśmiechając się, odpięła swój bukiecik,
otworzyła jego dłoń i położyła na niej białą orchideę.
 Jeśli nie zaryzykujesz, mój śliczny...
Tym razem się nie uśmiechnął.
 Nie znałaś Estelle zbyt dobrze, prawda?
 Ha! Zaczynam ją poznawać  mrugnęła do niego
łobuzersko.  Lubi cię.
 Tego się właśnie boję.
Wyglądał tak smutno i poważnie, że Cassie też
natychmiast posmutniała.
 Nie chcę wiedzieć, jaka jest. Albo co robiła lub kim
była.  Zrobiła minę.  Nie muszę, prawda?
 W każdym razie nie dzisiaj.  Dotknął kciukiem jej
dolnej wargi.  Wiesz co?
 Co?
Zwiatło i muzyka wylewały się na górny stopień
schodów przed wejściem szkoły. Ranjit przypiął orchideę z
powrotem do gorsu sukienki Cassie i wziął dziewczynę za
rękę.
 Lubię, kiedy posyłasz Estelle do diabła. Każ jej tam
iść na następne kilka godzin.
 Tylko kilka godzin? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.