[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hanke. Daleko bardziej od szczegółów działalności nielegalnego kasyna gry interesowali mnie jego goście. Tutaj jednak wszyscy byli dziwnie powściągliwi. Słuchając ich zeznań można by odnieść wrażenie, że ludzi zatrzymanych w kasynie zgromadził jedynie jakiś osobliwy przypadek i że zetknęli się wówczas ze sobą po raz pierwszy. Wyjątek stanowił jedynie ów lekarz, który obawiał się o swój awans na stanowisko ordynatora i miał nadzieję, że jego szczerość zostanie odpowiednio doceniona. Choć bywał w kasynie, jak się od razu za- strzegł, tylko sporadycznie i nieregularnie, znał trochę ludzi. Co prawda jedynie nielicznych umiał wymienić z nazwiska większość z przydomków, czasem z zawodów, z wyglądu lub charakterystycznych cech. Nie byłoby jednak żadnej przesady w stwierdzeniu, że przez willę w Izabelinie przewijało się osobliwe panopti- cum ludzi najróżniejszych środowisk, których łączyły żyłka hazardu i posiadanie pieniędzy. Kończyłem właśnie sporządzanie listy bywalców kasyna, kiedy odezwał się telefon i po krótkiej chwili rozmawiałem już z Aldoną Godlewską. Sprawiała wrażenie mocno zdenerwowanej. Więcej w osobliwy sposób podnieconej. Dzwoniła z zespołu, domagając się, abym natychmiast tam przyjechał. Mówiła w sposób chaotyczny, tak, że trudno było nawet miejscami zorientować się. o co chodzi. Znalazłam miniaturę... Tak, tutaj, w zespole, jak pan przyjedzie, wskażę, gdzie... Była owinięta w chusteczkę. W moją własną chusteczkę z monogramem... W pani chusteczkę? zapytałem, nie kryjąc zdziwienia. Tak, tak! wykrzyknęła. Dałam Ewie tę chusteczkę w Kongresowej", żeby sobie wytarła twarz. Czy pan rozumie, co to znaczy? Ewa nie miała kluczy do zespołu. W żaden więc sposób nie mogła tu przynieść miniatury. Mógł to uczynić tylko jej morderca. Ktoś, kto wyjął miniaturę z torebki, owinął w znajdującą się tam chusteczkę i ukrył w zespole. Ten ktoś albo ma klucze do naszego lokalu, albo był tu i wykorzystał jakąś sprzyjającą okazję i ukrył miniaturę. A teraz w każdej chwili może przyjść znowu że- by ją zabrać! Boję się! Niech pan przyjeżdża jak najszybciej! Z każdą chwilą była coraz bliższa histerii. Obiecałem, że już jadę. 3 Zespól Porad Społeczno-Prawnych odnalazłem bez większego trudu w oficynie kamienicy na ulicy Zwierczewskiego. Nacisnąłem guzik dzwonka przy drzwiach na parterze. Odpowiedziała mi cisza, To niemożliwe" pomyślałem, patrząc na zegarek. Dochodziła siódma. Rozmawiałem z Godlewską zaledwie przed półgodziną. Nacisnąłem ponownie dzwonek. Z przeciwka wyj- rzała kobieta w lokówkach. Obrzuciła mnie wzrokiem pełnym ciekawości i zniknęła tak samo szybko, jak się pojawiła. Wyszedłem na podwórko. Było to typowe przedwojenne podwórko, otoczone ze wszystkich stron ścianami. Wiodła do niego brama, przez którą właśnie wtaczał się majestatycznie duży, biały fiat. Zespół zajmował pomieszczenia na parterze i stosunkowo łatwo ustaliłem, które należą do niego okna. We wszystkich, mimo że jeszcze nie nadszedł zmierzch, paliło się światło. Wspiąłem się na palce i mocno zastukałem w zamkniętą szybę. Bez rezultatu. Obejrzałem się. Biały fiat, który dopiero co wjeżdżał na podwórko, niespodziewanie gdzieś zniknął. Wszystkie okna były zakratowane. Uchwyciwszy się metalowych prętów podciągnąłem się wysoko i zajrzałem do środka. Ujrzałem pokój z kilkoma biurkami i dużym, czarnym fotelem. Obok fotela leżała rozbita butelka. Zwiatło załamywało się w odłamkach szkła. Dłoń, która zwieszała się nad nimi, wyglądała lak, jak gdyby chciała wszystkie te okruchy pieczołowicie pozbierać, lecz nagle zabrakło jej sił. Zanim zdążyłem ochłonąć, czyjaś silna ręka chwyciła mnie z tyłu za sweter, szarpnęła i oderwała od okna. Czego się tu szuka? powiedział gruby, zachrypnięty głos. Dałem się złapać jak początkujący gówniarz. Odwrócony brutalnie, stanąłem twarzą w twarz z osobni- kiem o wyglądzie atlety, we flanelowej koszuli w kratę. Milicja oznajmiłem krótko. Ubawiło go to. Ha, ha! roześmiał się w głos. Wciskaj ten bajer komuś innemu! Milicję to ja ci tu zaraz spro- wadzę! Odechce ci się, gnoju, obrabiania cudzych mieszkań! Zawsze mówię, że takich jak ty, powinno się [ Pobierz całość w formacie PDF ] |