[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ponieważ jakąś małą cząstką umysłu, która nadal funkcjonowała przytomnie, podejrzewał, że gdy tylko jej dotknie, ona natychmiast po śle go do diabła. Stał więc, z muskułami napiętymi jak gruzły od trzymania rąk z dala od niej, z ciałem stwardniałym od niezaspokojonego pragnienia, dysząc 99 ciężko, przyjmując w zaślepieniu jej usta i chłonąc własnymi jej smak i żar. Nie dotykaj jej. Nie dotykaj jej. Na miłość boską, nie dotykaj jej! Nagle jej oczy otworzyły się gwałtownie. Z jękiem przerażenia ode rwała usta od jego warg. - O mój Boże! Szarpnęła się do tyłu i runęła z przełazu, padając na plecy. Przez chwilę nie mógł się ruszyć. Stał z zamkniętymi oczami, zawiedziony i zły. Wreszcie przeskoczył poręcz i pochylił się nad nią. Wpatrywała się w niego dzikim wzrokiem. - Nie dotknąłem pani! - krzyknął. - Wiem! - odkrzyknęła, usiłując się podnieść. W tej szamotaninie spódnica zadarła jej się wysoko powyżej kolan, ukazując koronkową bieliznę - Lily Bede i koronki? - i haftowane je dwabne pończochy. Szpilki wypadły jej z włosów i kaskada lśniących czarnych loków rozsypała się po karku i ramionach. Stała już niemal na nogach, gdy wtem zaczepiła butem o rąbek spód nicy i z powrotem padła jak długa. Leżała na plecach i ze złością waliła piętami w ziemię. W końcu, po długiej chwili tej całkowicie bezużytecz nej aktywności, uspokoiła się. Wzięła długi, głęboki oddech, odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na Avery'ego. - Cóż - powiedziała głosem, w którym słychać było gorączkowe pragnienie, by nad nim panować -jeśli wciąż opowiada pan o potrzebie bycia dżentelmenem, proszę pomóc mi wstać! - Aha. No tak. - Patrzył na nią ostrożnie. - Naturalnie. - Z waha niem wyciągnął rękę. Wzięła ją i z pomrukiem czy łkaniem - nie potrafił powiedzieć, co to było - wstała na nogi. - Być może chciałaby pani poprawić swoje... halki. Gwałtownie obciągnęła spódnicę i zaczęła otrzepywać się z trawy i listków. -1 włosy. - Co włosy? - Są rozpuszczone. - Och! - Zebrała je dłońmi i wetknęła parę szpilek. Wyglądały już schludnie i porządnie, gdy jeszcze przed chwilą można je było wziąć za talizman rozpusty. Potem wzięła kolejny głęboki oddech, uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Zafascynowany czekał, co będzie dalej. - Przepraszam. - Jej twarz spłonęła ognistym rumieńcem. 100 Wszystkiego się spodziewał, ale najmniej takich słów. - Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Zachowywałam się jak kompletna... jak jakaś... - Jak łajdaczka? - spytał, wykorzystując termin, którym w myśli sam ją określił. - Tak! Jak łajdaczka! - podchwyciła entuzjastycznie. - Proszę o wyba czenie i proponuję, żebyśmy zapomnieli o tym nieszczęsnym incydencie. Powiedziała to tak oficjalnie, że zrobiło mu się ciemno w oczach. Już wcześniej odpierał pokusy, ale były one niczym w porównaniu z tą, jakiej stawił czoło przed chwilą. Całe ciało bolało go z niezaspokojenia. Wciąż czuł jej zapach, smak, czuł jej dotyk... O, nie. Nie uda jej się tak łatwo wymknąć. To, że gierka, jaką wymyśliła, nie przyniosła rezulta tów, nie oznacza, że nie jest obowiązana za nią zapłacić. - Pani może zapomni. Ja z pewnością nie. Wpatrywała się w niego badawczo. - Ale... jak mogę to panu zrekompensować? - Zrekompensować? - To, że Lily mogła być mu coś dłużna, miało niewątpliwy urok. - Nie wiem, czy jest mi pani w stanie zrekompenso wać - zrobił pauzę dla uzyskania efektu dramatycznego - napastowanie mnie. No, ale skoro jest pani kobietą, to nie mam innego wyjścia, niż przyjąć pani przeprosiny, prawda? Mój Boże, a gdyby role były odwró cone, natychmiast zaczęłoby się ściganie zbrodniarza... Proszę nie za wracać sobie głowy tym, że mnie trudno będzie zapomnieć ten incydent. Jej wspaniałe ciemne oczy zwęziły się podejrzliwie. - Nie potrafi pan zapomnieć? O Boże! Gdyby tylko wiedziała... Nie potrafi. Ale nie z przyczyn, które podał. - Dlaczego jest pani taka zdziwiona? Kobiety nie mają monopolu [ Pobierz całość w formacie PDF ] |