[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do szpitala, podając swoją diagnozę. Usłyszała, \e przyjmą go natychmiast i wysyłają karetkę. Szybko podyktowała adres i wróciła do Stephena. Chłopiec kolejny raz wymiotował. Wydawało się, \e czekanie na pomoc trwa całe wieki, choć w rzeczywistości było to tylko parę minut. Po przyjezdzie do szpitala zostali natychmiast skierowani na oddział intensywnej terapii dla dzieci, gdzie czekały ju\ pielęgniarki w fartuchach i maskach, gotowe do działania. Za chwilę pojawił się lekarz. Szybko przeprowadził wywiad i zdecydował się wykonać nakłucie lędzwiowe. - Zapewne ma pani całkowitą rację - przyznał spokojnie - ale dla pewności musimy to zrobić. Przykro mi. W czasie gdy pielęgniarki przygotowywały Stephena do punkcji, Cathy opisywała lekarzowi okoliczności nagłego początku choroby. - Wszystko się zgadza - powiedział, myjąc ręce. - Dzięki Bogu, \e dała mu pani natychmiast penicylinę. W porządku, czy mo\emy zaczynać? Pielęgniarki skinęły głowami, a lekarz zwrócił się do Cathy: - Wychodzi pani czy zostaje? To będzie dla niego nieprzyjemne. - Wiem. - Przełknęła z trudem ślinę. - Zostaję, będzie mnie potrzebował. Usiadła na brzegu łó\ka i ujęła Stephena za rękę. Tymczasem pielęgniarka wsunęła jedną rękę pod kolana chłopca, a drugą pod plecy i wygięła go w pałąk, nie zwa\ając na cichy jęk bólu. Cathy musiała przyznać, \e lekarz zrobił punkcję tak szybko, jak to tylko było mo\liwe, ale zanim wyciągnął igłę i zostawił bezwładnego Stephena w spokoju, o mało nie zemdlała. Próbowała pogłaskać syna po głowie, ale jęknął i odwrócił się. Siedziała przy nim, trzymając jego rękę i zagryzając wargi. W międzyczasie, za pomocą wenflonu, podłączono go do kroplówki. Doktor uścisnął uspokajająco jej ramię i zakomunikował: - Ju\ po wszystkim. Podajemy mu antybiotyk, ale zaraz wyciągnę laboranta z łó\ka, \eby zrobił badanie bakterioskopowe płynu mózgowo - rdzeniowego metodą Gramma i zidentyfikował drobnoustroje. Jeśli chodzi o Stephena, to krytyczne będzie najbli\sze czterdzieści osiom godzin i musi być pod ciągłą obserwacją. Cały czas będzie z nim pielęgniarka, a kiedy pani zechce coś zjeść albo wypić, proszę tylko powiedzieć, personel zajmie się tym. Zapiszę pani profilaktycznie antybiotyk. Mo\e rifampicinę, dobrze? Niedługo wrócę z wynikami badań. Skinęła głową w odrętwieniu, z oczyma utkwionymi w szarej twarzyczce zlanej potem. Wydało się jej nierealne, \e widząc, jak gorączka coraz bardziej trawi jej syna, siedzi przy nim całkowicie bezsilna. Siostry wchodziły i wychodziły, nierozpoznawalne w swoich fartuchach i maskach, ale zawsze przynajmniej jedna była na miejscu. Stephen mówił coś niespokojnie przez sen, często pytał o Maxa, a\ w pewnej chwili zapadł w śpiączkę. Z największym pośpiechem sprowadzono lekarza. - Czy on umrze? - spytała Cathy, starając się opanować. - Mam nadzieję, \e nie - odparł spokojnie lekarz. - To klasyczne zapalenie opon, tak jak myśleliśmy. Zna pani ryzyko równie dobrze jak ja. Zareagowała pani szybko, ale w tej chwili nie wiadomo, jak to się skończy. Proszę po prostu spokojnie coś mówić do niego, \eby wiedział, \e pani jest tutaj. Jeśli coś mo\e pomóc, to tylko to. Kim jest ten Max, o którego wcią\ pyta? No właśnie, kim? - Przyjacielem... byłym kolegą z pracy - odpowiedziała po chwili. - Czy mo\e pani ściągnąć go tutaj? - Teraz? W środku nocy? Lekarz wzruszył ramionami. - To mogłoby pomóc. Nie tylko Stephenowi. Pani te\ przydałoby się trochę moralnego wsparcia. Proszę korzystać swobodnie z telefonu w pokoju siostry przeło\onej. Podziękowała mu obojętnym tonem i odwróciła się do syna. Właśnie odzyskiwał świadomość i od razu zapytał o Maxa. - Chcę Maxa, mamusiu - mamrotał. - Gdzie on jest? - Zpi, kochanie, jest noc. - A przyjdzie rano? - Mo\e. - Zagryzła wargi. Dziecko znów odpłynęło w nieświadomość. Cathy sztywno wstała i podeszła do okna. Przejaśniało się, wkrótce będzie świtać. Czy powinna do niego zadzwonić? Mo\e trochę pózniej. Gdyby tylko mogła porozmawiać z Joan, ale ta była z przyjaciółką na Krecie i Cathy nie miała z nią \adnego kontaktu. O wpół do szóstej zdecydowała się zadzwonić do Maxa. Walczyła z sobą, ale Stephen za ka\dym razem, gdy odzyskiwał na chwilę świadomość, mamrotał jego imię i nie mogła ju\ dłu\ej tego znieść. Doczekała do szóstej, potem wślizgnęła się do pokoju dla pielęgniarek i po wybraniu numeru czekała w nieskończoność, ale nikt nie podnosił słuchawki. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |