[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jak mógł najszczelniej, oddzielił swoją świadomość od Broberg i Garcilasa, i podjął pracę. 34 Godzinę pózniej ignorując ból, oczyszczał pasmo na powierzchni warstwy skalnej. Zdawało mu się, że na przedzie leżała góra solidnej, twardej zamarzłej wody, ale wolał się upewnić. - Jean! Colin! Słyszycie mnie? Scobie wyprostował się i stanął sztywno. Jakby z bardzo daleka usłyszał głos Broberg: - Jeśli nie mogę niczego dla ciebie uczynić, Alvarlanie, niechże się pomodlę za spokój twej duszy. - Mark! - wyrwało się z ust Scobiego. - Nic ci nie jest? Co się stało, do cholery? - Taak, niewiele oberwałem - powiedział Danzig. - A statek też cały, choć chyba już nigdy więcej nie poleci. A co z tobą? Jak Luis? - Stan się ciągle pogarsza. No dobrze, mów, jak było. Danzig zaczął opisywać wypadek. - Pokoziołkowałem w nieznanym kierunku na nieznaną odległość. Nie mogło to być daleko, bo szybko walnąłem o grunt. Najwyrazniej wryłem się w wielką, hm, zaspę, która osłabiła impet uderzenia, ale wytłumiła fale radiowe. Teraz jej już nie ma - wyparowała. Widzę dookoła pofalowaną białość i jakieś formacje w oddali... Nie jestem pewien, jakich uszkodzeń doznały podpory i dysze rufowe. Statek stoi pochylony pod kątem około czterdziestu pięciu stopni, prawdopodobnie na podłożu skalnym. Jednak jego tylna część nadal znajduje się wewnątrz mniej ulotnej substancji - woda i CO2, jak myślę - która osiągnęła równowagę temperatur. Dysze są na pewno tym zatkane. Gdybym próbował włączyć odrzut, rozwaliłbym cały interes. Scobie skinął głową. - Na pewno by tak było. Glos Danziga załamał się. - O mój Boże, co ja zrobiłem? Chciałem pomóc Luisowi, a naraziłem na śmierć ciebie i Jean. Usta Scobiego zacisnęły się. - Nie ma co płakać, to jeszcze nie nasz pogrzeb. Jasne, że to jakaś zła passa. Ale ani ty, ani ktokolwiek inny nie mógłby przewidzieć, że można dotknięciem spowodować pod sobą wybuch. - Co to mogło być? Masz jakiś pomysł? Nic takiego się jeszcze nie zdarzyło w przypadku zderzenia z kometą. Bo wierzysz, że ten lodowiec jest szczątkami komety, prawda? - Owszem, z tym, że uległy one modyfikacji w wyniku działania ciepła. Uderzenie spowodowało wyzwolenie ciepła, wstrząs, zakłócenia. Molekuły się porozbijały. Przez moment musiał tu występować stan plazmowy. Mieszaniny, związki, klatraty, stopy - powstawały takie substancje, jak nigdzie indziej w wolnej przestrzeni. Wiele by się tu można nauczyć z chemii. - Po to tu przyleciałem... No więc mijałem złoże jakiejś substancji czy kilku, które gwałtownie wysublimowały pod działaniem odrzutu. Kiedy ta szczególna para dotknęła kadłuba, natychmiast na nim zamarzła. Musiałem od środka odmrażać iluminatory - a przecież śnieg sam z nich odparował. - Gdzie się znajdujesz w odniesieniu do nas? 35 - Mówiłem ci już: nie mam pojęcia. I nie wiem też, czy w ogóle będę to mógł ustalić. Uderzenie zniszczyło antenę kierunkową. Wyjdę na zewnątrz i rozejrzę się. - Dobrze, zrób to - powiedział Scobie. - A ja się tymczasem wezmę za robotę. Kontynuował ją, dopóki straszne jęki i zawodzenia Jean nie ściągnęły go pędem z powrotem do skały. Scobie odłączył baterię Gareilasa. - To, co w niej zostało, może stanowić tę różnicę, dzięki której my przeżyjemy - powiedział. - Uważajmy to za podarunek. Dzięki, Luis. Broberg wypuściła z rąk ciało pilota i uniosła się z kolan. Wyprostowała kończyny, które trzepotały w śmiertelnej walce, i złożyła mu ręce na piersiach. Nic nie mogła poradzić na opadniętą szczękę i oczy wpatrzone w niebo. Wyjmowanie go w tym miejscu ze skafandra jeszcze by pogorszyło jego wygląd. Nie mogła też zetrzeć łez z własnej twarzy. Próbowała jedynie je powstrzymać. - %7łegnaj, Luis - wyszeptała. Zwróciwszy się do Scobiego, powiedziała: - Masz dla mnie jakieś zajęcie? Proszę cię o nie. - Chodz - polecił jej. - Wyjaśnię ci, jak mam zamiar wydostać się na powierzchnię. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |