[ Pobierz całość w formacie PDF ]
postanowiono więc poświęcić czterdzieści tysięcy ludzi, by uchronić je od zniszczenia. Krukowiecki okazał się na tyle dobrym człowiekiem, że dla ratowania Polaków lub któż wie może Rosjan przed nad- miernymi stratami, wycofał w czasie szturmu z najbardziej za- grożonych miejsc oddziały do stłumienia w Warszawie rozruchów, o których nikt nic nie słyszał i których żołnierzom nie było dane zobaczyć. Stali więc na ulicach jak podczas parady wtedy, gdy towarzysze ich dawali na szańcach życie w obronie miasta. Byliśmy naocznymi świadkami tych właśnie wydarzeń. Paskiewicz jednakże nie przyjął Krukowieckiego nazbyt serdecz- nie. Uważał on, że opór był zbyt silny, by móc uwierzyć, iż go tylko pozorowano. Po kapitulacji Krukowiecki powrócił jednak najwyrazniej do łask, bowiem ubrany w rosyjski mundur, w asyście kozaków przejechał ulicami miasta, które był wydał w ręce nie- przyjaciela. Tak wszyscy przedstawiali te wydarzenia, ja zaś nie ośmielę się podważać tych opowieści, kryje się w nich bowiem odcień prawdopodobieństwa graniczący z pewnością. Książę Adam Czartoryski z dwudziestoma tysiącami żołnierzy przedarł się do Galicji, poświęciwszy majątek i szczęście dla swej zaślepionej ojczyzny. Skrzynecki zaś uciekł tego samego dnia, gdy wojska wkroczyły do Warszawy. Nadszedł kres jego władzy i jego szlachetne serce nie mogło ofiarować ojczystej ziemi nic oprócz głębokiego bólu. Myślał zapewne w chwili ucieczki, iż uda mu się znalezć gdzieś schronienie, gdzie mógłby w spokoju, mając czyste sumienie, opłakiwać naród, który był mu tak drogi, a który odpłacił mu niewdzięcznością. Wybaczcie im jednak szlachetni ludzie! Nie wiedzieli bowiem, co czynią. Gdy przybyliśmy do Koszar Gwardyjskich, czekał tam już rozkaz, aby ranni Polacy opuścili lazaret robiąc miejsce rannym Rosjanom. Wprowadzenie tego rozkazu w życie było najbardziej wstrząsającym wydarzeniem, jakie było mi dane przeżyć i chcę oszczędzić czytelnikowi bólu, jaki stałby się jego udziałem, gdy- bym je tu opisał. Wspomnę tylko, jak to przebiegało, pamięć o szczegółach pragnąc sam w sobie przytłumić. Wszyscy ranni, którzy nie stracili członków i mieli tylko rany od cięć i strzałów, zostali wyciągnięci z łóżek z poleceniem, by dawali sobie radę, jak mogą. Spieszyliśmy czasem do nich, by obwiązać tym nie- szczęśliwym ludziom rany, gdy spadały im bandaże. Nie mogliśmy pomóc wszystkim, zewsząd wołano prosząc nas o pomoc, i w takich chwilach przenikało nasze dusze rozdzierające uczucie na myśl, iż jesteśmy tylko słabymi, bezbronnymi ludzmi. Musieliśmy więc odprawie wielu, którzy w odmiennych okolicznościach mieliby prawo do naszej pomocy, lecz obecnie, gdy się ich porównywało z innymi, odnosiło się wrażenie, iż żądają za wiele. Nie wiem, gdzie wywieziono tych, którzy przeszli amputację, pozostali oddalili się potykając lub pełzając i nigdy już nie zobaczyłem żadnego z nich. Wkrótce potem przybyły transporty tysięcy rannych Rosjan, a cudzoziemscy lekarze pozostający na służbie polskiej otrzymali polecenie, by w najmniejszym nawet stopniu nie zajmować się nimi i oczekiwać dalszych rozkazów. Powróciliśmy więc do pokoju, którego nam nie zabrano w czasie pielgrzymki na Pragę i wkrótce do naszych uszu dobiegła piękna muzyka wojskowa, którą słychać było coraz bliżej. Zaraz potem na dziedziniec szpitalny wmaszerowały rosyjskie pułki gwardyjskie, rozbiły tam obóz i wystawiły posterunki przy szpitalu. Znajdowaliśmy się teraz w nad wyraz krytycznej sytuacji. Nie mieliśmy ani przez chwilę pewności, czy za sekundę nie zawiśniemy na szubienicy lub czy nie staniemy się ofiarą jakiegoś kozackiego czy rosyjskiego żołnierza pałającego żądzą mordu, czy nie spędzimy reszty życia na Syberii albo w jakiejś pruskiej twierdzy. W takiej właśnie chwili nadzieja wyższego lotu od tej, którą żywić możemy na ziemi, wznosi naszą duszę, a pociecha wyższego lotu od tej, jakiej dostarczyć mogą ludzie, przywraca nam moc, dzięki której ze spokojem spoglądamy w oczy twardemu losowi. W takich właśnie chwilach, gdy człowiek rozważa różne straszne możliwości, docenia się religię, pozwala ona bowiem nawiązać łączność z Tym, który jest miłością i który posiada moc. Serce moje tysiące razy powtarzało wtedy słowa, jakimi jeden z przyjaciół żegnał mnie, gdy wyjeżdżałem ze Szwecji: Nie zapomnij o Bogu i swej wierze", i słowa te nie opuszczały mnie do chwili, gdy znowu miałem stanąć na ojczystej ziemi. Rosjanie zajęli pokój kancelarii, tuż obok naszego, i nie było prawie godziny w ciągu dnia, by ktoś nie zaglądał przez pomyłkę do naszego mieszkania, gdzie oddawaliśmy się nad wyraz smutnym lub też zabawnym marzeniom. %7łyliśmy w ten sposób, w najwyższej niepewności co do swego losu, przez owe dwa dni, w czasie których obowiązywało zawieszenie broni. 9 września wieczorem zegar na wieży zaczął wybijać siódmą. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |