[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzi, chwycił dywan jedną ręką i pociągnął, odsłaniając ukrytą klapę. Wiele domów wzdłuż granicy, gdzie często zdarzały się napaści barbarzyńców, budowano od razu z kryjówkami. Rodziny mogły zamknąć się pod domami i przeżyć wiele dni dzięki ukrytym tam zapasom jedzenia i wody. Sprytne palce chłopca odnalazły ukryty haczyk i klapa otworzyła się. Darrick wsunął miecz pod klapę i uniósł ją, odsłaniając drabinę. Chłopiec podniósł lampę z podłogi i wyciągnął rękę do starej kobiety. — Chodź, babciu. — Ellig — wyszeptała staruszka. 415 — Chciał, żebyście byli bezpieczni — powiedział jej Darrick. — Niezależnie od tego, co się tu wydarzy. Kobieta niechętnie pozwoliła wnukowi zaprowadzić się do kryjówki. Darrick zaczekał, aż oboje znaleźli się w środku, po czym zamknął klapę i zakrył ją dywanem. Za plecami usłyszał odgłos tłuczonego szkła. Wstał z mieczem w dłoni, gdy lezanti z rykiem wpadło przez rozbite okno i rzuciło się na niego. W domu było mało miejsca. Darrick odwrócił uchwyt na mieczu, trzymając go tak, że ostrze biegło wzdłuż ręki do łokcia i dalej. Lewą rękę trzymał z tyłu, pozwalając, by ciało ustawiło się zgodnie z pozycją miecza. Lezanti rzuciło się na niego. Darrick machnął mieczem, ale nie pozwolił, by za mocno odstawał od ręki. Trzymał go blisko, jak nauczył go Maldrin, prawdziwy mistrz brudnej walki w zamkniętej przestrzeni. Darrick wykorzystał miecz, by odepchnąć na bok łapy lezanti, i przesunął się całym ciałem w drugą stronę, odwracając wciąż trzymany wzdłuż ramienia miecz. Ciął stwora w pysk. Lezanti zatoczyło się do tyłu, przyciskając łapę do zmiażdżonego oka i wyło z bólu. Darrick zrobił krok do przodu i znów ciął stwora w pysk. Zanim ten zdążył się wycofać, jednym cięciem zdjął mu łeb. 416 Gdy łeb jeszcze toczył się po ziemi, inne lezanti wpadło przez drzwi, a trzecie przebiło się przez okno wyglądające na studnię i stodołę. Dysząc ciężko, ale czując tylko spokój i koncentrację, Darrick sparował włócznię, którą istota posługiwała się zadziwiająco sprawnie, chwycił drzewce pod lewe ramię i lewą dłonią. Dzierżąc jego włócznię i w ten sposób trzymając lezanti na odległość, Darrick odwrócił się, puścił miecz, obrócił dłoń i chwycił go normalnie, zanim broń jeszcze dotknęła ziemi. Natychmiast odrąbał ramię drugiemu lezanti. Lezanti z włócznią pchało ją, próbując wpakować Darricka na wyłożoną poduszkami ławę. Dar- rick pchnął włócznię tak, że jej ostrze weszło w ścianę. Puścił drzewce i zrobił krok do przodu, wiedząc, że lezanti bez łapy zbliża się do niego od tyłu. Ciął stwora przed sobą, odcinając mu łeb i jedno ramię. Nie zatrzymując miecza, odwrócił chwyt i wbił ostrze w pierś lezanti za plecami. Po ostrzu znów przepłynęła energia. Zanim Darrickowi udało się kopnięciem zrzucić stwora z miecza, z ostrza wystrzeliły błękitne płomienie i w jednej chwili pochłonęły ciało. Przed zdziwio- nym Darrickiem zawirował popiół. Zanim zdążył odpocząć, kolejne lezanti wskoczyło przez rozbite okno od strony stodoły. Darric- kowi udało się uniknąć pazurów stwora, ale poleciał do tyłu pod jego ciężarem. Nie mogąc złapać równowagi, wypadł przez drzwi i wylądował na ganku. Poderwał się na równe nogi, zanim lezanti 417 znów zaatakowało. Tym razem Darrick uskoczył i ciął stwora po udach, odcinając mu obie nogi. Tułów lezanti wyleciał w górę i wylądował przed gankiem. — Im chodzi o miecz, Darrick! — krzyknął Taramis. — Uciekaj! Choć Darrick zrozumiał, że to co mówi mędrzec jest prawdą, wiedział, że nie może uciec. Po tym, jak stracił Mata w Porcie Tauruka, a siebie samego przez większość ostatniego roku, już nie mógł uciekać. — Nie — powiedział Darrick, wstając. — Już nie będę uciekał. — Mocniej chwycił miecz i poczuł przypływ nowej siły. Na chwilę opuściły go wszystkie wątpliwości. Kilkanaście lezanti przebiło się za ciała wojowników, z którymi walczyły. Prawie połowa druży- ny Taramisa leżała na ziemi. Darrick miał pewność, że większość z nich już nie wstanie. Darrick czekał na szarżujące stwory z wysoko uniesionym mieczem. Zaatakowało go siedem, wchodząc sobie nawzajem w drogę. Wzdłuż ostrza miecza przepływała energia. Atakował przeciw- ników, kiedy znaleźli się w jego zasięgu, wbijał w nich miecz i przechodził przez otwór wypełniony wirującym popiołem — jedynym, co pozostawił po sobie magiczny ogień. W takich atakach zginęły trzy, ale skoczyły nań pozostałe cztery. Darrick zebrał się w sobie. Poruszając mieczem, jakby ćwiczył z nim całe życie, uderzał, od- cinając głowę, dwie łapy i nogę, po czym przebił pozostałe dwa stwory, zmieniając je w kupkę 418 popiołu. Przeszedł nad tymi, które okaleczył, przebijając ich serca mieczem i patrząc, jak zmieniaj ą się w małe stosy, które osmaliły ziemię. Wojownicy, podbudowani zwycięstwem Darricka nad lezanti, ujęli mocniej miecze i zebrali od- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |